Przedwiośnie
skłania mnie do myśli ponurych. Dlatego wybrałem się na cmentarz, aby samotnie
odwiedzić groby i pogrążyć się w spokojnej, melancholijnej atmosferze. Spokój
ten zakłócony został jednak zakłócony przez niecodzienne spotkanie. Odwiedziłem
także grób byłej koleżanki z pracy. Wiał łagodny wiatr, zachodzące słońce
przeświecało przez gołe gałęzie drzew. Wpatrywałem się w napis na pomniku. Zapamiętałem
ją jako młodą dziewczynę. Wysoką, zgrabną blondynkę o długich nogach i miłym uśmiechu. Niespodziewanie
podszedł starszy mężczyzna i stanął obok. Jego wygląd budził szacunek i
zaufanie. Szczera, pokryta zmarszczkami twarz, siwa, przystrzyżona bródka.
Długi płaszcz, na głowie kapelusz. Przywitał się. Pomyślałem, że może jest
ojcem koleżanki i zapytałem:
-
Jest pan z rodziny M.?
Na
jego dostojnej twarzy pojawił się wyraz skrępowania i bólu.
-
Powiem panu szczerze – odpowiedział – byłem jej dilerem.
Wiedzieliśmy,
że M. brała. Wychodziła z torebką do toalety, a kiedy wracała, była w euforii.
Kręciła się po całym biurze, robiła dziwne rzeczy np. niepotrzebnie otwierała
albo zamykała okna, bez przerwy mówiła, ale nie zwracała uwagi na udzielane jej
odpowiedzi. Kiedy zaczęły zdarzać się dnie, kiedy nie pojawiała się w pracy,
dostała wypowiedzenie. Mimo wszystko bardzo żałowaliśmy tej pięknej i miłej
dziewczyny.
Odpowiedź
mężczyzny zaszokowała mnie.
-
Skoro był pan dilerem, to jest pan odpowiedzialny jej śmierci. Czemu pan tu
przychodzi – wyrzuty sumienia? – zapytałem gniewnie.
-
To nie wyrzuty sumienia. Gdyby nie kupowała ode mnie, brałaby od innych. A ja
dostarczam przynajmniej uczciwy, wysokiej jakości towar. Niektórzy producenci
dodają np. do kokainy lek weterynaryjny przeciwko nicieniom dla bydła, owiec i
kóz. Daje to 70% oszczędności i wzmocnienie „kopa”, ale skutek uboczny w
postaci zapalenia, a nawet martwicy naskórka. Do ecstasy dodają ketaminę i
efedrynę, co powoduje zapaści, a w przypadku odwodnienia na imprezie i
zaburzenia równowagi elektrolitowej może spowodować zgon.
-
Jeśli nie czuje pan wyrzutów sumienia, to czemu pan przyszedł?
-
Myśli pan, że diler kieruje się tylko chciwością? Dla mnie to misja. Narkomania
to ich wybór, a nie mój. Nigdy nie spróbowałem nawet narkotyku. Skoro wybrali
taką drogę, mogę im tylko pomóc, dostarczając uczciwy towar. Przywiązuję się do
swoich klientów, cieszę się ich radościami i smucą mnie ich niepowodzenia.
Najbardziej bolesne jest to, że aktywny narkoman żyje tylko kilka – kilkanaście
lat.
-
To pewnie coraz więcej swoich ulubieńców odwiedza pan na cmentarzu?
-
Dokładnie. Oprócz M. odwiedziłem dziś groby J., Ani, Marzeny, Małgosi. Kochałem
ich wszystkich.
Wracając
z cmentarza wstępuję zawsze do knajpki konsolacyjnej, okazało się, że diler ma
ten sam zwyczaj. Spożyliśmy po szklaneczce whisky kontynuując rozmowę. I wtedy
właśnie przedstawił swój dylemat:
-
Po powrocie z wycieczki do Ameryki Południowej poddaję się rutynowemu badaniu
USG, aby sprawdzić czy jakieś opakowanie z towarem nie pozostało w przewodzie
pokarmowym. Pod tym względem było jak zwykle OK, ale badanie wykryło
stłuszczenie wątroby. Lekarz surowo zabronił mi spożywania alkoholu, bo może to
doprowadzić do zapalenia wątroby, marskości, a nawet zgonu. Zacząłem się
zastanawiać, czy nie zamienić alkoholu na narkotyki. Ale widzę te wszystkie groby... Może pan mi
doradzi, co mam wybrać.
Nie
potrafiłem mu doradzić.
haaaaaahhaaaaahhaaaaa
OdpowiedzUsuńsuper wpis, ubawiłam się - pierwszy raz na Twoim blogu chyba :)
chociaż mam trochę DYLEMAT - nie wiem czy wypada śmiać się na cmentarzu...
pozdrawiam!
Cieszę się, że się spodobało :)
UsuńPozdrawiam
Uwielbiam Twój czarny humor. ;)
OdpowiedzUsuńJak to wszystko można sobie wytłumaczyć, przy odrobinie dobrej woli. Gdybym chciał kogoś zabić, też powiedziałbym, że to z litości, albo że ja to zrobię bezboleśnie, a inny to by się jeszcze pastwił. I jaki ja jestem dobry!
OdpowiedzUsuńMiałem kiedyś kolegę, zakręconego jak słoik ogórków. Przez cały czas robił wszystko, żeby skomplikować życie sobie i innym. Jego specjalnością było rozbijanie związków damsko-męskich, z przejęciem części damskiej. Zawsze twierdził, że to dla ich dobra, bo na pewno są nieszczęśliwi w tym związku. I mówił całkiem poważnie. I szczerze w to wierzył.
Może jest jakaś prawda, w tym w co wierzył Twój kolega.
UsuńPrzypomniał mi się natychmiast mój kolega R., o którym mówiono, że przeleciałby wszystko, co jest rodzaju żeńskiego, nie wyłączając kozy. Jego urok rzeczywiście działał na wiele kobiet, ale nie na wszystkie. Koleżanka B, była ukochana przez męża, szykował jej śniadania do pracy, nawet banany w polewie czekoladowej. Rozwiodła się z mężem dla R. Wydaje się, że działała jakaś niepohamowana siła, której R. i jego niezliczone partnerki nie mogły się oprzeć...
zawsze mnie intrygowało, o co chodzi z tym "rozbijaniem" i uważam to za rodzaj alibi, czy kozła ofiarnego, aby tylko nie przyznać, że związek kiepski... natomiast z drugiej strony trudno zaprzeczyć istnieniu osób dysponujących mocą pewnego uroku, który działa na osobę w związku tak, że "głupieje"... czyli... gdzie leży prawda?...
UsuńPrawda jednak jest taka, że rozbicie związku, aby samemu zająć miejsce partnera, raczej rzadko jest spowodowane troską o tę parę i chęć niesienia im pomocy. Mój kolega w to wierzyło, ale przecież patrząc z boku widziało się, ze jego pobudki są natury zwyczajnie egoistycznej - ot, babka wpadła mu w oko.
UsuńW psychologii nazywa się taki mechanizm racjonalizacją.
Usuń"zawsze mnie intrygowało, o co chodzi z tym "rozbijaniem" i uważam to za rodzaj alibi, czy kozła ofiarnego, aby tylko nie przyznać, że związek kiepski..."
UsuńPowiedział autor wyjątkowo udanych związków "bez wyłączności"
Oppressor.
@Oppressor
UsuńRozsypało się trochę proszku, to przyleciał jak mucha do gówna. Mowa o nielegalnych substancjach psychoaktywnych i dupczeniu, to ma wszystkie dwa tematy, na których jest zbudowany jego światopogląd.
Pozdrawiam, TF.
@ Tie Fighter & Oppressor
UsuńBo kurwienie się i ćpanie to jedyne dwa tematy, w których kanalia ma cokolwiek do powiedzenia.
Pozdrawiam serdecznie.
Nie doceniliśmy go.
UsuńDochodzi jeszcze histeryczna nienawiść do chrześcijaństwa. To już trzy. Na tych trzech rzeczach oparł prowadzenie swojego blogowego kibla. Dla kurwiarni to w zupełności wystarczy. A na innych blogach i przy innych poważniejszych tematach, to stosuje taktykę "gówno wiem, ale się wypowiem". No chyba że temat wyjątkowo ambitny, to wtedy zamyka wreszcie ryja.
Oppressor
groteskowo brzmi zdanie "nigdy nie spróbowałem narkotyku" u gościa, który po chwili raczy się narkotykiem ze szklaneczki, do tego /jak wynika z kontekstu/ nie dla zabawy, lecz gwoli "zagłuszenia trosk"...
OdpowiedzUsuńoczywiście kompletną bzdurą jest obarczanie dilera /lub innego pracownika tej branży/ odpowiedzialnością za śmierć lub inne nieszczęście, które wydarzyło się głupiemu klientowi... to by oznaczało na przykład, że za każdy wypadek samochodowy po pijaku współodpowiada ekspedient w sklepie monopolowym /też diler, tyle że na legalu/, albo pracownik gorzelni... o odpowiedzialności można mówić jedynie, gdyby diler sprzedał dziecku lub "wzbogacał" towar szkodliwymi dodatkami...
/przyznam, że mocno chyba przykitował z tą "misją", bo pensja dilera jest jednak sporo wyższa, od pensji pracownika zajmującego się niwelacją lub redukcją szkód spowodowanych głupim użyciem (nadużyciem) narkotyku lub narkomanią/...
wzmiankowałeś, że oprócz dilu zajmował się też przemytem... trudno coś diagnozować na podstawie tak zdawkowej relacji, ale obawiam się, że jego nieciekawy stan ducha to po prostu wynik napięcia spowodowany niebezpieczną pracą...
co mu można poradzić?... pierwszy odruch, to by odstawił narkotyk, którym się wykańcza i poddał jakiejś terapii... a jeśli takiej opcji nie bierze w rachubę, to niech chociaż zamieni alkohol na opiaty, najlepiej na czystą, apteczną morfinę lub metadon... wątrobę mu to oszczędzi, troski skuteczniej zagłuszy, ale w rozwiązaniu swoich problemów mu to nie pomoże...
*/errata...
Usuńtrochę uprościłem z tą pensją dilera... de facto sprzedawca w monopolu zbyt wiele nie zarabia, zaś ten "nielegalny" również nie zawsze wiąże koniec z końcem /zwłaszcza, jeśli sam ćpa, do tego w nadmiarze/... niemniej jednak nie zmienia to istoty sprawy... nadziany diler zdarza się jednak częściej, niż np. nadziany terapeuta od uzależnień i innych problemów związanych z nadmiernym ćpaniem...
...
generalnie słowo "misja" budzi pewną nieufność... znałem przypadek policjanta, który twierdził, że wykonuje "misję walki z narkomanią"... pomijając już kwestię, że sam ćpał nadmiernie /wóda i amfa/, to owa "misja" sprowadzała się do walenia innych lagą...
Peter,
UsuńTwoja pierwsza porada dla dilera wydaje mi się jedynie sensowna.
Nie będę toczyć sporu definicyjnego, czy alkohol to narkotyk. Jedno i drugie odurza, może uzależnić, powodować negatywne konsekwencje zdrowotne i społeczne. Osobiście alkohol znam, mam praktykę w umiarkowanym spożywaniu i przez to większe zaufanie. Narkotyków nie znam, obawiam się i nie będę nawet próbować. Z tego co wiem, jest o wiele większe prawdopodobieństwo uzależnienia się.
Te używki pełnią jednak także rolę pomocną przy spotkaniach towarzyskich. Zastanawiam się, czym można by zastąpić alkohol i narkotyki. U Dostojewskiego czytałem, że goście siedzieli przy samowarze z herbatą przez całą noc i też było dobrze. Muzułmanie palą sziszę - ale to gorsze od papierosów.
@Dibi...
Usuńpierwsza porada jest super, zero sporu w temacie, jednak rzadko odnosi efekt, stąd pomysł alternatywny w ramach redukcji szkód /kiedyś zresztą opisywałem z pewną dozą żartobliwości pomysł, by "zatwardziałym" alkoholikom dawać metadon, by zmniejszyć chociaż ilość przemocy domowej/...
...
muzułmanie z rejonów Jemenu mają jeszcze khat /nieco podobne do koki, tylko słabsze/ i swoje męskie spotkania z towarzyszeniem żucia liści tej rośliny... w Jemenie pozycja społeczna mocno zależy od posiadanego pola /ilości, odmiany/ krzaków Czuwalniczki Jadalnej...
rola używek i narkotyków w spotkaniach towarzyskich jest niewątpliwie ciekawym tematem badawczym, zaś Twój przykład z samowarem świadczy, że bardziej chodzi o jakieś wspólne "dłubanie" jako spoiwo, integrator grupy, niż o zmianę percepcji... Indianie Prerii mają np. swoją faję napełnioną ziołami, które wbrew mitom mają znikome lub żadne własności odurzające /a polskie kobiety na wsi spotykały się na wspólnych sesjach skubania pierza, co też jest niezłą analogią/... z kolei są narkotyki, które kompletnie do celów towarzyskich się nie nadają, np. psychodeliki, które są używane do celów rytualnych lub medytacyjnych...
z kolei opisane przez Ciebie ecstasy zostało w zamyśle wynalezione do celów "rozrywkowo - tanecznych" na okoliczność dużych spędów i w roli wspomnianego samowara, czy shishy również nie mają sensu...
@All
OdpowiedzUsuńWolę, aby ten blog zachował charakter niszowy, niż został wybrany na miejsce ustawki głównych stronnictw ideologicznych.
Dlatego ewentualne wzajemne agresywne komentarze proszę skanalizować w osobnych wątkach, w przeciwnym razie będą kasowane.
Agresywne komentarze pod adresem komentatorów nie należących do głównych stronnictw ideologicznych będą bezwarunkowo kasowane.
@Dibi...
Usuńa coś już się zadziało?... tak pytam tylko z pustej, płytkiej ciekawości, bo nie śledzę "akcji" i mało mnie to de facto interesuje, jako nie należącego do żadnego stronnictwa...
Ja tak na wszelki wypadek...
UsuńMoja ocena kto należy do jakiego stronnictwa jest osobista, subiektywna i intuicyjna. Zwłaszcza w sytuacji pojawiania się wielu dziwnych nicków.
nie znam sprawy z powodu dłuższej absencji na Twoim forum i ograniczenia się jedynie do czytania postów inicjujących ewentualne dyskusje, ale z grubsza /chyba/ rozumiem, w czym rzecz...
UsuńDibeliusie - przeszedłeś sam siebie :)))
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńBardzo zgrabne opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńMoże wyszło zgrabne, ale dla mnie przygnębiające. Musiałem to z siebie wyrzucić.
UsuńDzięki :)
Dibeliusie,
OdpowiedzUsuńA czy twoja wyobraźnia literacka nie podpowiadała Ci przypadkiem, żeby temu podstarzałemu dilerowi obić mordę? Czy może tak bardzo przypominał Ci on pkanalię, że przez sentyment powstrzymałeś się od wprowadzenia tego wątku w życie?
Nie byłoby to według mnie właściwe rozwiązanie problemu.
UsuńDlaczego? Wariant singapurski udowodnił skuteczność takich rozwiązań. Gdyby uliczni dilerzy za każdym razem wychodząc na ulicę, żeby sprzedawać śmierć, dostawali taki wpierdol, że konieczna byłaby hospitalizacja, to problem zostałby rozwiązany.
UsuńWystarczy skutecznie wyeliminować jedno z ogniw łańcucha dystrybucji aby system klapnął. Najłatwiej wytropić wyeliminować własnie dilerów, bo już producenci tacy jak pkanalia, to tęgie cwaniaki, których trudniej capnąć. Sam pkanalia mimo wieloletniej działalności w tym biznesie siedział tylko raz i to nieprzesadnie długo.
A u nas po czarnej mszy, co to kanalia miała jako czarny papież na nią przybyć mielimy dzielić na działki przywieziony przez kanalię turbo proszek rozweselający, co to go w kioskach nie sprzedają. Jednak nasz czarny papież ze swoją akolitką co to się Julka zowie odwalili taką orgietkę, że Julka chodzi dzisiaj jak stawonóg, a nasz papież w kliniczną popadł śmierć, po tym jak usnął z twarzą w worku z magicznym turbo proszkiem rozweselającym co to go w kioskach nie sprzedają. A magiczny proszek miał być dilowany coby podreperować budżet sekty bo te szatanisty chciwe są i na nową pelerynę dla czarnego papieża datków dać nie chcą. Jeno grosz każdy na marychę wydają i na Rumunki przy trasie. Tedy nasz miszcz zaordynował sporządzenie nowego turbo proszku rozweselającego z mąki i proszku do pieczenia. Tedy nasze akolity udały się pod szkoły, przedszkola i żłobki coby upłynnić nasz towar. Niestety! okazało się, że nasz specyfik zaklajstrował kichawy naszych klientów tak, że trzeba było je rozwiercać wiertłem numer pięć. Co my teraz poczniem? Skarbiec sekty pusty, Julki już nikt nie chce nawet za pół ceny posuwać, bo każdy łapie jakieś zielone parchy i nie idzie się tego pozbyć. Odwrócone krzyże z podobizną kanalii już się nie sprzedają. Amulety z paznokci Czarnego papieża ponoć śmierdzą i nie schodzą
OdpowiedzUsuńMikstura z płynów ustrojowych kanalii też nie idzie, bo się waży zaraz po opuszczeniu ustroju kanalii. Co czynić? Czarny papież w klinicznej śmierci, to pewnie jego rzeczy na Allegro posprzedajem. Co to będzie, co to będzie? Biada nam! Uchowaj Belialu ale chyba do jakiejś pracy przyjdzie na pójść. O zgrozo.
Ave Satanas a na wszelki wypadek szczęść Boże
Z wyprostowanym środkowym palcem dla naszego podręcznego dilera i narkomana pkanalii.
Oppressor
Czcigodny Dibeliusie
OdpowiedzUsuńNo to wychodzi na to, że oprawcy z NKWD, strzelający ofiarom w tył głowy (nie mylić ze śledczymi!), byli istnymi aniołami miłosierdzia. Bo nie da się ukryć, że śmierć następowała natychmiast. Czyli należy ocenić ich wyżej, niż dilerski pomiot
A w kwestii dilerów, w Singapurze (i jeszcze kilku krajach) przekonująco udowodniono, że jedyny pożytek z dilera ma miejsce, gdy go już powieszą. Takim "uwolnieniem konopii" w postaci stryczka nagradzane jest posiadanie:
Opium: 1200 g
Heroina: 15 g
Kokaina: 30 g
Marihuana: 500 g
Haszysz: 200 g
Alkoholu, wbrew bredniom zaćpanego kryminalisty, na tej liście nie ma. Za to jego ukochana i propagowana z uporem świadczącym o manii prześladowczej "niewinna używka", jak najbardziej figuruje.
Polecam blog komisarza Jacka Wrony, biegłego sądowego w sprawach narkotykowych i wykładowcy Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie:
http://www.narkoslang.pl/
W porównaniu z którym bełkot kryminalisty z odsiadką za narkotyki w "dorobku" to jedynie kupa bzdur i kłamstw. Ze zdecydowaną przewagą kupy.
Pozdrawiam serdecznie.
Czcigodny Stary Niedźwiedziu,
UsuńDyskutowaliśmy już, że społeczeństwo Singapuru jest w sensie dyscypliny modelowe. Wyeliminowano tam nie tylko narkotyki, ale nawet śmiecenie na ulicach, czy niezachowanie czystości w toalecie. Jeśli ten system dobrze tam działa, to oczywiście to aprobujemy.
Ale w np. w Chinach, Iranie, Indonezji jest kara śmierci za narkotyki, a narkomania się szerzy. Co ciekawe, okazuje się, że w afery narkotykowe zamieszani są funkcjonariusze państwowi. Swoje stanowisko już przedstawiałem - jestem za kontrolowaną przez państwo, limitowaną legalizacją.
Serdecznie pozdrawiam
"Myśli pan, że diler kieruje się tylko chciwością? Dla mnie to misja."
OdpowiedzUsuńHa!
Może w takim razie dilerów narkotykowych nazywać "misjonarzami"?
Jaka "misja" tacy "misjonarze" :)
@Smurff...
Usuńniejaki Eugeniusz Szyjka "nawrócony gangster" z pewnej powieści Woroszylskiego, gdy wrócił na "uczciwą drogę życia" zatrudnił się jako legalny diler, czyli sprzedawca w monopolu /nawet awansował na kierownika/... każdemu klientowi powtarzał zawsze formułkę "tylko proszę pić niewiele, bo alkohol otępia"... taką miał misję...
pewną ciekawostką jest to, że cofnięto mu po jakimś czasie premię z powodu zbyt małych obrotów... ale za to dostał medal za walkę z alkoholizmem /jednak nie był to medal "chlebowy"/...
tak mi się przypomniało :)...
@Smurff
UsuńTrafnie zasygnalizowałeś element świętokradczy. Różnego autoramentu zboczeńcy próbują osłonić się autorytetem religii.
@ Ptr
UsuńOsobiście nie potępiałbym E. Szyszki za to, co robił, a wręcz przeciwnie, bo faktycznie alkohol w większych dawkach otępia...
Chciałbym jednak wrócić do "misji" analizowanego dilera... biorąc pod uwagę, że coraz więcej jego dawnych klientów przebywało na cmentarzu, obawiam się, że jedyną "misją" jaką się parał, było wysyłanie ich na tamten świat... a to jednak dosyć szczególna "misja", nie sądzisz?
O pardon, miało być "E. Szyjki". Jakbym wcześniej przeczytał tę powieść Woroszylskiego, to pewnie teraz bym nie pomylił :)
Usuń@Dibi...
Usuńa gdzie jest powiedziane, że jakaś religia ma monopol na słowo "misja"?...
@Smurff...
wytłumacz mi owo "wysyłanie na tamten świat"... diler nikogo nie wysyła, sami się wysyłają... czy o Szyjce też powiesz, że "wysyła"?... kwestia takiego, czy innego narkotyku nie ma tu zbytniego znaczenia... o "wysyłaniu" można mówić dopiero, gdy towarzyszy temu fałszywa informacja na temat jakości /lub wspomniana wcześniej sprzedaż dziecku, które pełnego wglądu w to, co robi mieć nie może z definicji/...
idąc takim rozumowaniem powinniśmy dojść do wniosku, że producent samochodów "wysyła" swoich klientów, którzy ulegli wypadkowi... a co powiesz o producentach broni?...
@ Ptr
UsuńTo może najpierw Ty mi wytłumacz, na czym wg Ciebie miałaby polegać jego "misja"? Bo na to głównie zwróciłem uwagę w moim komentarzu, a skoro uważasz, że nie na wysyłaniu swoich klientów na tamten świat, no to w takim razie - na czym?
Bo idąc dalej zaproponowanym przez Ciebie tokiem rozumowania można dojść do wniosku, że np. producent mebli wysyła ludzi na tamten świat /bo ktoś się potknął i rąbnął - raz a dobrze - potylicą w kant stołu/ albo gościu układający krawężniki przy drodze wysyła ludzi na tamten świat /z podobnych przyczyn/, albo sprzedawca cukierków /bo jakiś dzieciak kupił i się zakrztusił na amen/, itp. Będzie to jednak klasyczne "rozmemłanie tematu", a jak już wcześniej nadmieniłem, zacząłem od kwestii "misji" i tę sprawę chciałbym wyjaśnić w pierwszej kolejności :)
@Smurff...
Usuńzacznijmy od tego, że to ON /ten diler/ nazwał swoje postępowanie "misją", a NIE ja... akurat dla mnie to słowo jest grubą przesadą /tak samo zresztą, jak w przypadku dilera Szyjki/... dla mnie jest to po prostu próba zmniejszenia ewentualnych szkód wynikłych z głupiego, nieodpowiedzialnego stosowania produktu... techniki są różne... Szyjka zachęca do umiarkowanego picia, producent papierosów umieszcza na paczce napisy ostrzegawcze, producent chemikaliów umieszcza na opakowaniu trupią czachę, zaś nasz diler po prostu dba o jakość towaru...
rzecz jasna pobudki takiego postępowania mogą być różne... od czysto prawnego obowiązku /akurat tego dilera to nie dotyczy, ale piszę ogólnie/, po wewnętrzne poczucie uczciwości... w przypadku naszego dilera trzymanie poziomu jakości towaru może być po prostu czystą strategią marketingową i tylko tak sobie gada o tej "misji"...
czyli rozumiem, że skoro nie nazywam tego "misją", to Twoje pytanie do mnie skierowane na początku straciło chyba sens?...
natomiast wracając do samego dilera, to co mnie obchodzi, jak ocenia i nazywa swoje postępowanie?... ma prawo nazwać jak chce, "misją" lub "zupą brokułową"... ja się nie palę do dyskusji z nim na ten temat... on ma swoje zdanie, ja swoje i nic z tym się nie zrobi...
A ty kanalio jak dilujesz prochami to masz misję czy chodzi tylko o kasę?
UsuńOppressor
@ Ptr
UsuńNo dobra,co do owej "misji", to uważam sprawę za wyjaśnioną i dalej nie zamierzam tego wałkować. Powiedzmy, że facet miał jakąś bliżej niesprecyzowaną "misję" do spełnienia, ale cholera go wie, co przez to rozumiał - i myślę, że obaj moglibyśmy się z takim podsumowaniem tego wątku zgodzić.
Ale wróćmy jeszcze do kwestii braku poczucia winy u dilera.
Ty go rozgrzeszasz i on sam w poście Dibeliusa też się rozgrzesza twierdząc, że on przecież w niczym nie zawinił, bo oni sami się wykończyli na własne życzenie.
Zgadzając się z taką argumentacją okazałbym się hipokrytą.
Bo załóżmy teraz, że przychodzisz do mnie i mówisz, że chcesz się zabić.
- Skoro tego chcesz, to chętnie ci w tym pomogę - odpowiadam - proszę bardzo, masz tutaj potrzebne ci do tego pigułki, ale oczywiście darmo ich nie dostaniesz, należy się tyle a tyle...
...a gdy już "odwalisz kitę", wtedy będę się sam przed sobą rozgrzeszał mówiąc, że "przecież sam tego chciałeś". Będę też regularnie chodził na cmentarz i będę ronił łzy stojąc nad grobem... no dobra, tę cudaczną "misję" już sobie teraz daruję, skoro wcześniej obiecałem :)
Czy nie odnosisz wrażenia, że takie rozumowanie po prostu nie trzyma się kupy i jest zwyczajnym kitem wstawianym na użytek bezmyślnym frajerom?
Jeśli wg Ciebie nie jest to analogiczny przykład, to wskaż mi w którym momencie brakuje podobieństwa w obu rozpatrywanych historiach.
Smurffie, daj mu te piguły i niech się truje. Im szybciej opuści ten świat, tym dla świata lepiej.
UsuńOppressor
@Smurff...
Usuńpodany przez Ciebie przykład jest szalenie naciągany, gdyż:
nawet takie paskudztwo jak "krokodyl" /gdzie z racji technologii więcej jest trujących domieszek, niż samej substancji zmieniającej percepcję/ nadal jeszcze nie jest substancją bezpośrednio zabijającą... a nawet jeśli ktoś chce się zabić jakimś narkotykiem przedawkowując go /co jest możliwe w przypadku co poniektórych/, to otwarcie tego nikomu nie zakomunikuje...
adekwatniejsze byłyby takie przykłady, jak:
1/ nasz "znajomy" Szyjka, do którego sklepu przychodzi miejscowy alkoholik, o którym cała okolica aż huczy, że jak poćpa za dużo wódy, to rutynowo zamienia żonę w siekany befsztyk... przychodzi sobie do sklepu, jest grzeczny, prosi o "siódemkę" gorzały i nie brakuje mu nawet dziesięciu groszy na towar... co ma zrobić nasz Szyjka?... załóżmy dla uproszczenia, że awansował na ajenta /lub właściciela/ i ma tym samym więcej pola do manewru...
2/ pan Kolano /dla odmiany/ prowadzi salon samochodowy... przychodzi egzaltowana panienka i chce kupić furę... zbiegiem okoliczności pan Kolano wie od swojego znajomego, egzaminatora z zawodu, że owa panienka ma prawo jazdy od tygodnia, zaś uzyskała je drogą zrobienia loda owemu egzaminatorowi... szalenie prawdopodobne jest, że po zakupie fury panienka wykona na dzień dobry "manewr biskupa", czyli zetnie najbliższy słup, zaś dla niej to może być ostatni manewr... co ma zrobić pan Kolano?...
...
kręcimy się teraz wokół tematu "współodpowiedzialność za ewentualne negatywne skutki niewłaściwego użycia przez klienta zakupionego towaru" /mowa o dorosłym kliencie, gwoli przypomnienia/...
otóż obiektywnie rzecz biorąc, to klient ponosi pełną odpowiedzialność za takie skutki i jeśli sprzedawca udzielił przy sprzedaży w miarę rzetelnej informacji, to jest czyściutki jak łza i żadna współodpowiedzialność na nim nie ciąży...
natomiast sprzedawca ma prawo postrzegać to inaczej i w pewnych przypadkach /w ramach swojej swobody manewru/ ma prawo sprzedaży odmówić... ma PRAWO, ale nie obowiązek... czyli tzw. "kwestia sumienia", a to już sprawa osobista...
to właściwie tyle...
pozostaje na koniec bohater opowiadania... na pewno nikt nie ma moralnych uprawnień, by mu dyktować postawę i postępowanie... nie znamy też jego historii, jak to się stało, że uprawia taki zawód, a nie inny... tym samym nie mamy żadnych podstaw, by orzekać, co się dzieje w jego wnętrzu... dlatego nie można go ani usprawiedliwiać, ani potępiać, bo nawet nie wiadomo za co...
można tylko rozmawiać o tym, co komu może podpowiadać intuicja... mnie podpowiada, że gość jest obecnie w sporym "wiatraku" psychicznym, mocno się zagubił /każda nerwowa praca pozostawia ślad na psychice/ i wizyty na cmentarzu są dla niego rodzajem "terapii", swoistym rozliczeniem ze sobą, gdzie pewne minusy próbuje równoważyć plusami...
nie można też zapominać o jednym... to był inny człowiek w chwili podjęcia się swojej pracy, innym jest teraz... jak wspomniałem wcześniej, robotę ma pełną napięcia /ryzyko wpadki, układy z "wierchuszką", które są zawsze nerwowe w tym fachu, jakieś inne sytuacje/ i jakieś piętno w głowie ma na pewno... owo napięcie wynika jeszcze z obłudnego "środowiska społecznego", w którym każdy, nawet najbardziej lajtowy narkotyk to "złooo", rzecz jasna oprócz "ukochanego" alkoholu /który jak wiadomo, zbyt lajtowym narkotykiem nie jest/... podejrzewam, że gość w końcu się poddał i w to uwierzył, co potęguje jego obecne rozterki, które próbuje sobie złagodzić nadmuchiwaniem balonu z napisem "misja"...
@ Ptr
UsuńDla Ciebie ów przykład jest "szalenie naciągany", dla mnie zaś - znakomicie oddający sytuację opisaną przez Dibeliusa.
Zdajesz się zupełnie nie dostrzegać faktu, że sprawa dotyczy osób, które już nie żyją - i nie zmarły one dlatego, bo zapadły na jakąś śmiertelną chorobę. Zmarły, bo kupowały "towar" od tego dilera.
Dlatego nie mam o nim dobrej opinii. Nie znam się na dilerce, dlatego nie wiem, czy sprzedawał im takiego "krokodyla" o jakim piszesz, czy jakiś inny szajs. W każdym razie efektem jego "usług" jest fakt, że jego klienci przenieśli się na tamten fakt. A to go dyskwalifikuje w moich oczach nie tylko jako dilera, ale także jako człowieka.
Podane przez Ciebie przykłady właściwie niczego w tej mojej ocenie nie zmieniają, postrzegam je raczej jako "odwracanie kota ogonem".
Ale fakty są nieubłagane - jego klienci gryzą piach. Nie da się tego nie zauważyć. Dlatego nie polecałbym tego dilera nikomu. Nikomu, kto chce żyć. Bo ten diler to posłaniec śmierci.
"...na tamten fakt."
UsuńOczywiście miało być "...na tamten świat", a nie "...na tamten fakt".
@Smurff...
Usuńa mnie wyszło, że rozmawialiśmy o dwóch różnych sprawach...
ja próbowałem /opierając się na intuicji i na znikomych danych/ rozgryźć, co się dzieje w jego wnętrzu, unikając ocen moralnych, do których ani ja /ani nikt inny/ nie mam żadnych przesłanek /bo tu już jest zero danych/...
dyskusja o meritum /kwestia wspomnianej "współodpowiedzialności"/ zdechła sama i zakończyła się poetycką wzmianką o jakimś "posłańcu śmierci"... trochę szkoda, bo to meritum akurat jest najciekawsze...
@Smurff /p.s./...
Usuńniby debata zakończona, ale mimo to pozwolę sobie uściślić, że te osoby nie zmarły od kupowania towaru, lecz od głupiego używania go... to na pewno zauważyłem, co więcej, widziałem to od początku...
/no, chyba że diler Dibieg'o okłamał i jednak "chrzcił" ten towar jakimś syfem, ale tego akurat nie wiemy/...
@Dibi...
OdpowiedzUsuńto się nam różowe laleczki rozbeczały... tu zawsze teraz tak jest?...
...
natomiast już poważniej /o Singapurze zresztą/... rozpływając się w peanach na temat tego "raju" zapomina się zwykle o podstawowym fakcie, że jest to kraj na bardzo niewielkim obszarze o patologicznej wręcz gęstości zaludnienia... ta chora sytuacja wymusza wręcz takie prawo stanowione /narkotyki to tylko wycinkowa dziedzina/, jakie tam jest i w konsekwencji warunki prawie totalitarne... po prostu taka jest konieczność wynikająca z tej sytuacji, zaś przy innych warunkach takie prawo /pomijając jego ogólną nieludzkość/ jest nie do wyegzekwowania tak, by było skuteczne zgodnie z zamysłem... mieszkańcy Singapuru zapewne nie narzekają, bo albo rozumieją tą konieczność, albo mają już tak wyprane mózgi, że uznają ten stan rzeczy za naturalny...
dygresja na temat alkoholu... ten narkotyk ze względu na swoją specyfikę wszędzie jest traktowany odrębnie i podlega osobnym regulacjom prawnym... także w Singapurze, gdzie jest traktowany odrobinę łagodniej w tym sensie, że czapa za flaszkę tam nie grozi... nie zmienia to jednak faktu, że przepisy są tam bardzo ostre, zarówno w temacie produkcji, handlu, spożycia /tudzież zachowania po tym spożyciu/...
tak naprawdę, ja się nie dziwię temu pianiu z zachwytu na temat Singapuru, gdyż wydają je osobnicy o niewolniczej mentalności, którzy nie potrafią żyć inaczej, jak tylko maszerując w szeregu, a jedyną dla nich wartością jest pełna micha i czysty kibel...
Zdecydowana niechęć, jaką przejawiasz wobec Singapuru - "patologiczna wręcz gęstość zaludnienia", "warunki prawie totalitarne", "mieszkańcy ... mają ... wyprane mózgi" - dowodzi, że Twoja "wolnościowa" retoryka ma w istocie podłoże totalitarne. Wszyscy, którzy nie podzielają Twoich "wolnościowych" nakazów, to "osobnicy o niewolniczej mentalności".
UsuńSpołeczeństwo Singapuru na miejscu dżungli, bagien, starych drewnianych chatek stworzyło stabilne, zamożne państwo. Żyją zgodnie ze swoim systemem wartości. Odnoszę się do Singapurczyków z szacunkiem i życzliwością. Nie przyjdzie mi do głowy, aby pojechać do nich, naśmiecić i coś osrać albo obrzygać, aby pokazać swoją "wolnościową" wyższość. Natomiast zauważam tylko, że nie wszystkie ich rozwiązania sprawdziłyby się w naszej cywilizacji.
@Dibi...
Usuńodnoszę wrażenie, że piszesz nie o mnie i nie do mnie... dowodzi tego pierwszy akapit, sugerujący poglądy na wolność i "wolnościowość" /jako filozofia społeczna/ których nie mam i nigdy nie artykułowałem... lajtowo składam to na karb jakiegoś nieporozumienia /inne warianty wyjaśnienia to albo choroba psychiczna, albo zła wola, co automatycznie zakończyło by tą dyskusję/...
...
to prawda, że określenie "patologiczna" /gęstość zaludnienia/ jest czysto umowne, od jakiej liczby zaczniemy używać tego słowa... sam też nie podam konkretnej, to tylko intuicyjne określenie stanu zagęszczenia, który dla mnóstwa ludzi nie jest tym, co nazwą "normalnym życiem"...
...
nie ma we mnie "niechęci do Singapuru" /jak to błędnie uogólniłeś/, jest tylko niechęć do życia w takiej ciasnocie... na wycieczkę bym pojechał, ale żyć na stałe?... same czyste kible /których wartość jak najbardziej doceniam/ to za mało, by mnie do tego zachęcić... rozumiem jednak /ale tylko czysto intelektualnie/ ludzi, dla których przebywanie w kiblu jest esencją życia...
/inna sprawa, że przy takim zagęszczeniu ludzi kibel się staje ważny dla kogoś, kto ceni prywatność, bo to jedyne miejsce, gdzie może się nią cieszyć/...
...
zaś będąc na wspomnianej wycieczce podpisuję się pod Twoimi słowami:
"Nie przyjdzie mi do głowy, aby pojechać do nich, naśmiecić i coś osrać albo obrzygać, aby pokazać swoją "wolnościową" wyższość"...
i szczerze mówiąc nie wiem, po co i dlaczego je napisałeś?...
Spór definicyjny odnoszący się do filozofii społecznej jest tu całkowicie nie na miejscu. Jak słusznie zauważyłeś, użyłem cudzysłowu - retoryka "wolnościowa", a więc jest to moja definicja. Własne definicje nie podlegają udowadnianiu. Moja definicja Twojego w mojej ocenie dosyć spójnego zestawu poglądów, który można zilustrować np. propagowaniem Marszu Wyzwolenia Konopii albo pamiętnym zdjęciem częściowo obnażonej "zakonnicy" z krzyżem w dupie zamieszczonym na Twoim blogu.
UsuńW tym miejscu kończę wypowiedź, wobec groźby umieszczenie mnie na Twojej liście chorych psychicznie, czego bardzo się obawiam.
zwrot "wolnościowa filozofia społeczna" również jest ukuty przeze mnie kiedyś naprędce, jako podobszar całości problematyki związanej ze słowem "wolność"... ale specjalnie nie mam potrzeby tworzenia jakiejś sformalizowanej syntezy... czasem coś o tym wspomnę na blogu, jednak generalnie bardziej mnie kręci sztuka niż publicystyka politspoł...
Usuń...
w temacie Marszu Konopi moje poglądy znasz DOBRZE, nieraz to klarowałem, więc powinna być jasność... pierwszy pogląd to uważam zjawisko narkomanii za ogólnie szkodliwe, drugi pogląd zaś to, że /kontrolowana/ legalizacja marihuany jest dobrym /choć nie panaceum/ sposobem, który wespół z innymi działaniami to zjawisko ograniczy /zresztą jest to pogląd oparty na pewnych faktach/...
skąpo ubrana pani mająca na głowie fragment ubioru używanego przez niektóre zakonnice /bo różne są style tego uniformu/ i pupą ozdobioną krzyżem /będącym również pewnym symbolem religijnym/ nie wyrażała żadnych moich poglądów, co najwyżej pogląd natury estetycznej, typu "ładna pupa" lub "fajna fotka"...
tak swoją drogą, to nie jestem zadowolony z tamtego posta, bo fotka przesłoniła przekaz samego tekstu i miała się do niego mocno nijak...
natomiast w życiu się nie spodziewałem, jak wiele fantazji na temat moich poglądów /i nie tylko/ ta fotka może wywołać i jak mocno wpłynie na obraz postaci, którą sobie co poniektórzy zmyślili, tak już różnej od pierwowzoru, że obecnie /pod tym samym nickiem/ żyje sobie własnym życiem...
nie diagnozuję u Ciebie choroby psychicznej, spoko... natomiast co do budowania sobie całościowego obrazu moich poglądów na podstawie paru drobnych klocków, to aż się prosi stara powiastka o ślepcach badających słonia... przypuszczam, że znasz... każdy złapał za jeden fragment słonia i w efekcie powstało kilka wirtualnych "słoni"...
"co do budowania sobie całościowego obrazu moich poglądów na podstawie paru drobnych klocków" - podałem tylko dwa przykłady, w nadziei, że sprawi Ci to przyjemność. Przykro mi, że nie trafiłem przykładem z "zakonnicą".
UsuńNatomiast poglądy, jakie prezentujesz pod swoim nickiem są powszechnie znane z setek Twoich wpisów blogowych i tysięcy komentarzy. Chyba, że jest jakieś drugie dno?
@Dibi...
Usuńi to jest zabawne... pewne poglądy są "powszechnie" znane, ale co poniektórzy /taka tam marginalna grupka świrów, czyli żadne tam "powszechnie"/ znają je "lepiej"... co więcej, nie tylko poglądy... to jest jeszcze zabawniejsze...
Kończę swój udział w tym wątku sentencją:
UsuńPrzed prawdą nie ma sensu uciekać
A to się laveyański ćpun rozbrykał. Pewnie zapodał działkę przed poranną dilerką. I pierdoli po raz setny w kółko to samo do przygania. Już wszyscy te ćpuńskie "argumenty" słyszeli setki razy, a ten zasrany misjonarz z uporem zaćpanego fanatyka prowadzi swoją narkomańską katechezę. Nie dość, że ma coś do powiedzenia raptem w trzech tematach, to jeszcze w kółeczko pierdoli to samo. Żałosny monotematyczny ćpun.
OdpowiedzUsuńOppressor.
Odkąd sięgam pamięcią zawsze pierdolił to samo. Przez lata nie wymyślił nawet jednego nowego "argumentu". Ale co jakiś czas uda mu się przekabacić jakiś słaby umysł i wątły charakter, więc jego krucjata trwa.
UsuńTen kieszonkowy Joseph Goebbels stosuje dość prymitywną metodę powtórzenia kłamstwa tysiąc razy aby stało się prawdą. Nigdy mu się nie znudzi, bo w swojej blogowej latrynie musi prowadzić wymianę pokoleniową i co bardziej łykowate lokatorki kurwiarni zastępować świeżymi i młodszymi. Jedyna metoda, to odstrzelić jak psa, albo poczekać aż samo zdechnie. Jesteśmy od niego sporo młodsi Oppressorze, to będziemy mieli okazję odbicia Szampana, kiedy wyciągnie łachudra kopyta.
@ Oppressor & Tie Fighter
UsuńZapomnieliśmy o czwartej rzeczy, na której kanalia się zna, czyli o abortowaniu własnych dzieci. A że reaguje na sam dźwięk słowa Singapur atakiem histerii i wypomina temu państwu nawet czyste toalety, trudno się dziwić. Będąc narkomańskim gównem, ma ku temu co najmniej dwa powody.
Niedawno na odwiedzanym przez Was i przeze mnie blogu popisał się mądrością, że "dama" wie, kiedy może puścić bąka przy ludziach. Prawdziwa dama nie zrobiłaby tego nawet przy takim śmieciu jak on. Ale trudno się dziwić że kurwy (nie mylić z prostytutkami), komentujące w jego latrynie, robią to nagminnie. W końcu jaki "dwór" i "król", takie i "damy".
Pozdrawiam Was serdecznie.
Czcigodny Dibeliusie
OdpowiedzUsuńZgodnie z Twoim życzeniem piszę to w nowym wątku.
W swoim komentarzu z 2 marca 2015 18:53 należycie podsumowałeś bełkoczącego na haju "wolnościowca", któremu pewna "nieszkodliwa używka" zamieniła mózg w kał.
Zazdrość to wada. Ale jako człowiek, czyli istota z definicji niedoskonała, kilku rzeczy Singapurczykom zazdroszczę. Oczywiście zamożności, władzy przyjaznej obywatelowi, autentycznego zielonego światła dla biznesu (bez łajdackich euroregulacji) też. Ale najbardziej tego że takie wszy jak pkanalia są tam konsekwentnie i nieuchronnie likwidowane.
Pozdrawiam serdecznie.
Ty to jesteś kamikadze i pakujesz kij prosto w mrowisko :)
OdpowiedzUsuńAle prawda jest taka że mrówki i mszyce łączy wspólny biznes i tak stają się jedną rodziną,
Kat i ofiara też bez sobie nie istnieją.
Kij ma dwa końce...
UsuńSłusznie!
OdpowiedzUsuńDrugi jest w obłokach :)
W jakich znowu obłokach, Makowa... powiedziałbym raczej, że na drugim świecie :)
Usuń