24
października Synod o rodzinie czyli XIV Synod Biskupów zatwierdził dokument
końcowy. Odnośnie osób żyjących w związkach partnerskich podkreślono, że do ich
sytuacji należy podchodzić w sposób konstruktywny. Najwięcej kontrowersji
wywołały punkty 84-86, przyjęte minimalną wymaganą większością (ponad 2/3
głosujących). Punkty te dotyczyły osób rozwiedzionych, żyjących w nowych
związkach:
84.
Osoby ochrzczone, które się rozwiodły i ponowie zawarły związek cywilny powinny
być bardziej włączane we wspólnoty chrześcijańskie (...) trzeba zatem
rozpoznać, które z różnych form wykluczenia obecnie praktykowanych w obrębie
liturgii, duszpasterstwa, edukacji oraz w dziedzinie instytucjonalnej można
przezwyciężyć. (...) Ta integracja jest też potrzebna ze względu na troskę i
chrześcijańskie wychowanie ich dzieci, które muszą być uznane za najważniejsze.
85.
(...) Zachodzi bowiem różnica pomiędzy tymi, którzy szczerze usiłowali ocalić
pierwsze małżeństwo i zostali całkiem niesprawiedliwie porzuceni, a tymi,
którzy z własnej, ciężkiej winy zniszczyli ważne kanonicznie małżeństwo. Są
wreszcie tacy, którzy zawarli nowy związek ze względu na wychowanie dzieci,
często w sumieniu subiektywnie pewni, że poprzednie małżeństwo, zniszczone w
sposób nieodwracalny, nigdy nie było ważne. (...) Co więcej, nie można
zaprzeczyć, że w pewnych okolicznościach „poczytalność i odpowiedzialność za
działanie mogą zostać zmniejszone, a nawet zniesione” (KKK, 1735) ze względu na
różne uwarunkowania. (...)
86.
(...) Rozmowa z księdzem, na forum wewnętrznym, przyczynia się do tworzenia
prawidłowej oceny, tego co utrudnia możliwość pełniejszego uczestnictwa w życiu
Kościoła oraz kroków mogących jemu sprzyjać i je rozwijać. (...)
Problemy
religijne rozpatruję w ujęciu socjologicznym i teologicznym. Kiedy obie te
metody dadzą podobny wynik, jestem całkowicie przekonany. Spójrzmy na sakrament
małżeństwa z punktu widzenia socjologii religii. W pierwszych wiekach
chrześcijaństwa w nauce Kościoła nie funkcjonowało pojęcie sakramentu
małżeństwa, kapłani nie uczestniczyli w zawieraniu małżeństwa, małżeństwa
zawierano według lokalnych zwyczajów. Wzrost potęgi Kościoła w średniowieczu, dążenie
do sprawowania pełnej kontroli nad życiem społeczeństwa zrodziło potrzebę
instytucjonalizacji tej władzy poprzez system sakramentów, obejmujących
kluczowe aspekty i momenty życia każdego człowieka. Dotychczas za sakramenty –
znaki łaski Bożej – uznawano chrzest, bierzmowanie i eucharystię. Dodano
małżeństwo, kapłaństwo, spowiedź i namaszczenie chorych. Od tej pory łaska Boża
nie mogła już spływać bezpośrednio na wiernego, lecz tylko przy asyście
instytucjonalnego pośrednika – kapłana, poprzez sformalizowaną liturgicznie
procedurę sakramentu. Sakrament małżeństwa jako narzędzie kontroli Kościoła nad
wiernymi sprawdzał się znakomicie od średniowiecza, aż do XX wieku. Rewolucja
obyczajowa, która rozpoczęła się wtedy przyniosła fatalne skutki. Jedną z jej
przyczyn mogło być faktyczne równouprawnienie kobiet i mężczyzn. Niezależność
ekonomiczna kobiet spowodowała, że mniej obawiają się skutków rozwodu i
współżycia przedmałżeńskiego. Do tego doszedł szerzący się hedonizm,
lekkomyślność i niedojrzałość emocjonalna młodzieży. Seks stał się formą
aktywności towarzyskiej śmiało przekraczając dawniej dozwolone granice:
małżeństwo lub dom publiczny, Rozwody i ponowne małżeństwa stały się
powszechne, a same małżeństwa zastępowane coraz częściej przez konkubinaty.
Nauka Kościoła w kwestii seksu i małżeństwa głoszona według rytu
średniowiecznego znalazła się w sprzeczności z praktyką życiową większości lub
dużej części katolików. Władze Kościoła w tej sytuacji mogą: ignorować problem;
przyjąć twardą linię – odsunąć wiernych nie stosujących w 100% do nauki, choćby
nawet pozostałaby mniejszość; albo dostosować naukę do realiów epoki – w dużej
mierze wracając na pozycje doktrynalne z pierwszych wieków chrześcijaństwa.
Dokument
końcowy świadczy, że wybrano to ostatnie rozwiązanie. Na razie nieśmiało.
Sakrament małżeństwa pozostaje, ale wskazana jest droga, jak go obejść.
Z
punktu widzenia teologii małżeństwo jest świętością i było świętością, zanim
ujęto je w formę sakramentu.
Rdz
2, 23-24
Dlatego
to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak
ściśle, że stają się jednym ciałem.
Chociaż
mężczyzna i jego żona byli nadzy, nie odczuwali wobec siebie wstydu.
Dlatego
Kościół zawsze będzie wspierał małżeństwo.
Natomiast
w kwestii gejów. W sensie socjologicznym – zawsze stanowili marginalną
mniejszość społeczeństwa. Obecnie stanowią hałaśliwą mniejszość. Niewątpliwie
stanowią też wpływową mniejszość w hierarchii. Balonem próbnym był coming out
księdza Charamsy. Ale na szczęście w tej kwestii synod nic nie uchwalił. Nie
będzie żadnej zmiany. Bo w porównaniu do standardów średniowiecznych zmiana już
nastąpiła. Wtedy karą za sodomię było spalenie na stosie. Obecnie Kościół
homoseksualizm potępia, ale homoseksualistów toleruje, w konserwatywnym sensie
tego słowa. Zresztą palenie na stosie zwiększyłoby szkodliwą emisję dwutlenku
węgla. A pedalskiego Kościoła nie potrzebujemy.