Jestem
fanem konkursu Eurowizji. Wprawdzie prezentowane piosenki są na ogół
kiczowate, ale wygląd, zachowanie muzyków, choreografia, oprawa
artystyczna są odzwierciedleniem trendów nowoczesnej Europy.
Ostatnio impreza odbyła się w Tel Awiwie i zasadniczo nie odbiegała
od tej normy. Na przykład reprezentantka Białorusi szesnastoletnia
Zena – piękna, skromna dziewczyna o rysach twarzy całkowicie
przypominających Polkę (nasze narody są jednak bratnie) –
przebrana została w jakiś pedalski, wyzywający strój i bez
problemu awansowała do finału.
Na
tym tle szokującym przeciwieństwem byli przedstawiciele Polski
wyłonieni przez TVP prezesa Kurskiego – zespół Tulia. Piosenka,
jak piosenka – w stylu folkowym, wykonana przez cztery piosenkarki
czysto i silnymi głosami, dosyć monotonna. Istotny był jednak
strój i postawa naszych reprezentantek. Stały nieruchomo,
niewzruszone, nie wdzięczyły się do kosmopolitycznej publiczności
– symbolizowało to wierne trwanie przy naszych wartościach. A
jakie to wartości? Wyrażał to ich strój:
- ludowe spódnice to wierność polskiemu ludowi i poparcie mieszkańców wsi dla rządów Prawa i Sprawiedliwości
- wysokie kołpaki na głowach odzwierciedlały jedność władzy wykonawczej, ustawodawczej i sądowniczej
- czerwone kaftany prezentowały przywiązanie do ideałów sprawiedliwości społecznej
Tulia
oczywiście nie przeszła do finału, nie mogliśmy zyskać poparcia
zdegenerowanej, pedofilskiej Europy. Ale twardo zaprezentowaliśmy
wierność zasadom, przy których trwamy i trwać będziemy. Uważam,
że zespół Tulia odniósł moralne zwycięstwo.