Łączna liczba wyświetleń

sobota, 18 listopada 2017

Zwiedzanie Bieszczadów

Tajemnicze to góry, bo już sama odmiana budzi wątpliwości – Bieszczadów, czy Bieszczad. Pierwszy raz się tam wybrałem. Ostatnio z naszej rodziny przebywał w tej okolicy mój dziadek – walczył jako żołnierz w latach czterdziestych ubiegłego wieku.

Mit Bieszczadów przedstawia je jako ostatni skrawek kresów, jako ziemię pionierów, samotników, indywidualistów, miejsce, w którym odnajdujemy wolność i sens życia, w którym zakochujemy się w naturze i pierwotnej przyrodzie.






Faktycznie spotykałem osoby, które wyglądały, jakby przyjechały szukać wolności i sensu życia. Wydawały się jednak raczej zagubione. Miałem wrażenie, że spoglądały na mnie z nadzieją, że akurat ja mam ten mistyczny klucz i potrafię im go przekazać. Niestety pogrążony w cynizmie nie miałem i nie szukałem klucza wolności.

W praktyce Bieszczady współczesne funkcjonują jak doskonale zorganizowane przedsiębiorstwo komercyjne. Codziennie rano turyści dojeżdżają z miejsc zakwaterowania na parkingi zlokalizowane obok atrakcji – np. stacji kolejki wąskotorowej w Majdanie, Połoniny Wetlińskiej lub Caryńskiej. Parkingi mieszczą tysiące samochodów sprawnie kierowanych przez obsługę z krótkofalówkami. Z parkingu można iść na szlak na piechotę i wrócić, albo podjechać kilka kilometrów busem turystycznym, aby przedłużyć sobie trasę. Połoniny – łąki na górach powyżej górnej granicy lasów – to wprawdzie oklepana atrakcja, gdzie w sezonie maszerują tysiące turystów, ale na mnie i tak zrobiły niesamowite wrażenie.





Ciekawego odkrycia dokonałem natomiast w lesie. Obala to moim zdaniem głoszone przez oficjalnych historyków teorie na temat wojny rosyjsko-japońskiej 1904-1905. Okazuje się, że oddziały japońskie dotarły aż do Bieszczadów. Świadczą o tym znaki zachowane na drzewach.




Zwróciło moją uwagę, że współczesna ludność zamieszkująca Bieszczady – narodowości polskiej – ma pozytywny stosunek do łemkowskich tradycji tych ziem. Przy szkołach organizowane są polsko-ukraińskie towarzystwa historyczne, funkcjonują restauracje w stylu ukraińskim, na szlakach na tabliczkach informacyjnych są napisy także w języku ukraińskim. Jakże kontrastuje to z podejściem naszych wschodnich sąsiadów, którzy tępią polskie pamiątki, chcą wyrzucić lwy z Cmentarza Łyczakowskiego, za to stawiają niezliczone pomniki banderowców.


Polska nigdy nie miała i nadal nie ma skutecznej polityki historycznej. Zwiedziłem pomnik żołnierzy polskich, których garstka broniła się przed tysiącami upowców. Może mój dziadek walczył w tym okopie. Pomnik jest zaniedbany, pomalowany obraźliwymi napisami. Niewątpliwie prowokują do tego postkomunistyczne napisy o „utrwalaniu władzy ludowej”. Moim zdaniem należałoby by pomnik przebudować, napisy zmienić. Ci żołnierze nawet jeśli byli w armii ludowej, w tym miejscu walczyli o to, aby nie mordowano Polaków.



 

poniedziałek, 6 listopada 2017

Zwiedzanie Ordynacji Zamojskiej

Spośród pozostałości Ordynacji Zamojskiej w najlepszym stanie zachował się folwark w Zwierzyńcu, ze znakomitym browarem. Gościom karczmy oferuje się także koncerty i pokazy filmowe.



Zachowały się także stawy z czerwonymi rybkami.



W Szczebrzeszynie można zwiedzić zabytkową synagogę.



Eksponowane są w niej portrety kobiet z wielkimi cycami.




Na rynku zwraca uwagę posąg słynnego chrząszcza.




Okazało się jednak, że to falsyfikat. Oryginalny posąg znajduje się podobno nad rzeką. Udałem się tam niezwłocznie, ale zwiedzanie chrząszcza okazało się utrudnione. Miejscowy oddział samoobrony trenował właśnie strzelanie do owada z wiatrówek. Pomyślałem – nie mamy śmigłowców, ale te dzielne chłopaki nas obronią. Nie pozwolili filmować – wiadomo, tajemnica wojskowa, ale wyjaśnili, że przygotowują się do obrony fortyfikacji twierdzy Zamość. Wróg nie przejdzie.

Udałem się więc niezwłocznie do Zamościa. Miasto nadal robi wrażenie.





Jednak kawa podana na jednym z miejskich rynków fatalna – fusy jakby niedogotowane, za to cała filiżanka nimi obryzgana.


Po degustacji zwiedziłem fortyfikacje miejskie. Wyglądały imponująco, ale okazało się, że to atrapa. Oryginalne fortyfikacje zostały zdemontowane w roku 1866 na rozkaz cara Aleksandra II. Chłopaki z samoobrony mogą mieć problem.



Nad Ordynacją czuwa jednak Matka Boska Krasnobrodzka.