Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 23 grudnia 2012

Uratowały go nietoperze

We wpisie „Ofiary postępu” przedstawiłem degenerację i upadek ruchu hipisów w USA. Także i w Polsce po okresie inspiracji duchową i obyczajową wolnością, ekspresyjną muzyką, malowniczym strojem nastąpiło w latach siedemdziesiątych poprzedniego wieku załamanie związane z problemem narkotykowym. Starsi Polacy pamiętają smętne postacie hipisów żebrzących na ulicach, kłujących się brudnymi strzykawkami.

Swoboda obyczajowa stawała się bramą do nałogu. Przyjaciel – nazwę go R. - podzielił się wspomnieniami z obozu pracy w latach PRL-u. Ówczesne władze komunistyczne wywoziły młodzież do lasów mazurskich, aby nauczyć ją pracy fizycznej dla dobra proletariackiej ojczyzny. Kilka klas licealnych znalazło się w środku lasu, z daleka od jakiejkolwiek osady. Większość zakwaterowano w budynku hotelu robotniczego. Wychowawcy przezornie odizolowali hipisów umieszczając ich na poddaszu oddalonego budynku. R. zainteresowany kulturą hipisów odwiedzał ich grupę wieczorami. Na obszernym, mrocznym poddaszu panował tajemniczy nastrój. Rozlegał się dźwięk gitary i melodyjny śpiew. Poczucie elitarności, wspólnoty i niezależności. Wychowanego w obyczajowej czystości i socjalistycznej pruderii R. zafascynowały przejawy nieskrępowanej ekspresji seksualnej panującej w grupie. Zainteresował się zwłaszcza szczupłą, ciemnowłosą hipską. I chyba ze wzajemnością. Ale postawiła mu warunek – będę należeć do ciebie, jeśli ty będziesz należeć do nas. To „należenie” miało polegać na przyjęciu zastrzyku z narkotykiem. Zadurzony R. zaczął zastanawiać się nad tym krokiem – podwójnej: seksualnej i narkotykowej inicjacji. Jak dziś wspomina, uratowały go nietoperze. Podczas jednej z pierwszych jego wizyt demoniczny przywódca hipisów pokazał mu zamieszkującą w najbardziej mrocznej części strychu kolonię tych latających ssaków. W jaskrawym świetle latarki otwierały pyszczki i groźnie wyszczerzały zęby. Rzędy zębów błyszczały jak białe igiełki. Zęby nietoperzy skojarzyły mu się z igłami zastrzyków narkotykowych: Hipisi – narkotyki – igły – zęby nietoperzy. Dokonał wyboru i przestał odwiedzać poddasze.

Zaciekawiło mnie, czy koniec polskiego ruchu hipisów, który nastąpił w latach osiemdziesiątych był definitywny. Okazuje się, że nie. Przetrwało środowisko, które określić można jako hipisi chrześcijańscy.

Wpływ, wraz z innymi uwarunkowaniami, na przekształcenie się ruchu w istniejący obecnie, jako najbardziej widoczna grupa, miało pojawienie się księdza Andrzeja Szpaka. Pojawił się wśród hipisów, pod koniec 1975 roku. Uwypuklając istniejące w ruchu od samego początku idee religii chrześcijańskiej. Ksiądz Andrzej, znany również jako "Szpak", stopniowo zaczął tworzyć wewnątrz ruchu "szpakowskie" środowisko chrześcijańskie. W 1978 roku grupa hipisów zaproponowała mu utworzenie i zorganizowanie hipisowskiej pielgrzymki.


Przed szczytem jasnogórskim ustawiają się w ogromną pacyfkę, a do kaplicy Matki Bożej Częstochowskiej wbiegają z okrzykiem "Mamo!". Tańczą przy bębnach, modlą się przy ołtarzu z plecaków. Pielgrzymka młodzieży różnych dróg wyruszy 31 lipca - tym razem z czeskiego sanktuarium Zlate Hory.

Pielgrzymka hipisów do sanktuarium maryjnego na Jasnej Górze jest światowym ewenementem. Nigdzie indziej ruch hipisowski nie praktykuje tego rodzaju religijnych spotkań.

Pierwsza pielgrzymka odbyła się w 1979 roku, hipisi szli jako grupa biało-czarna warszawskiej pielgrzymki akademickiej - "siedemnastki", ale po trzech latach wyproszono ich ze względu na niezdyscyplinowanie i niebezpieczeństwo "demoralizowania" innych pielgrzymów.

Zaczęli więc chodzić sami, własną trasą, prowadzeni przez salezjanina, ks. Andrzeja Szpaka. (...). Mimo trudności, kiedyś często także ze stron władz komunistycznych, hipisi wędrują na Jasną Górę nieprzerwanie od 26 lat.

Znakiem rozpoznawczym pielgrzymki jest nie tylko niezwykły strój i zachowanie hipisów, ale także obraz Jezusa Miłosiernego, który niesiony jest na czele pielgrzymki. Podczas jednej z wędrówek w latach 80. ks. Szpak zatknął ten obraz na polu makówek, które rosło pod wsią, gdzie pielgrzymi mieli nocleg. Obraz miał chronić nie tyle makówki, co samych hipisów, przed zbyt silną pokusą.

Na pielgrzymce wiele osób składa ślub porzucenia nałogów: alkoholu, papierosów, narkotyków. Nawet ks. Szpak złożył kiedyś obietnicę abstynencji. - W tym procesie niezwykle ważna jest wiara - podkreśla ks. Szpak. - Znam przypadki, gdy narkomani wychodzili z nałogu dzięki dziewczętom, w których się zakochiwali. Ale jeśli oboje nie oparli swojej miłości na Bogu, zawsze kończyło się to źle. Ok. 80 proc. dziewcząt, które zakochały się w narkomanach, zaczyna brać narkotyki. Tylko wiara w Boga może ocalić tych młodych ludzi - twierdzi salezjanin.


Jako katolik powierzchowny daleki jestem od formułowania jakichkolwiek opinii teologicznych, podzielę się więc tylko osobistą impresją, iż Jezus miał w sobie coś z hipisa – wędrówka, niezależność od autorytetów i biurokracji, afirmacja miłości, preferowanie kontaktów z prostymi ludźmi. I Jezus przyszedł im z pomocą, pomagając części środowiska hipisów odnaleźć lepszą drogę.

24 komentarze:

  1. Czcigodny Dibeliusie
    Dziękuję za ciekawy wpis. Miło jest usłyszeć że choć część dzieci-chwastów zerwała z moralnym dnem dzięki Zbawicielowi.
    I z całego serca życzę Tobie i Twojej Rodzinie aby Nowonarodzony spojrzał na Was łaskawym okiem i nie szczędził Wam Swoich łask.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Stary Niedźwiedziu,
      Nieodgadniona jest łaska Boża.
      Dziękuję za życzenia, odpowiem na Twoim blogu.
      Serdecznie pozdrawiam

      Usuń
  2. Mnie również Jezus kojarzy się z "hipizmem", aczkolwiek podczas poprzedniej dyskusji wytknięto mi, że jest to uproszczenie. :)

    Historia młodego R. skończyła się dobrze, ale tylko przypadkiem. Jakie to ohydne, gdy ktoś, komu chcemy powierzyć swoje serce, ściąga nas na złą drogę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego zastrzegłem, że to tylko moja impresja. Dla katolików głębokich teologia jest doskonałym, misternie urządzonym gmachem i odmienne interpretacje lub sugestie jakichkolwiek zmian uważają za niesłychane nieuctwo i prostactwo, co jednak przyjmuję z pokorą.

      Odnośnie młodej hipiski - deklarowany nonkonformizm społeczny okazuje się nieraz konformizmem grupowym.

      Usuń
    2. ależ oczywiście... ca min. 80 procent ludzi uciekających od uniformizmu w różne ruchy niekonformistyczne pakuje się w kolejny uniform... zamiast naprawdę być sobą, indywidualnością, zmieniają jedynie stado... z hipisami było identycznie...

      Usuń
    3. Święte słowa PKanalio. :)

      Usuń
  3. Bo to jest tak, ze co by sie nie zaczelo w "okolicy" dziac od razu wchodza w to rycerze Niepokalanej. Od razu wylapuja "zaginione" owce i te owce to czasami nie czaja, ze sa do zagrody zaganiane (P). Taka dziwna dygresja, nie wiem czy dobra, ot, po prostu mi sie nasunela.

    Widzialam kiedys Przystanek Woodstock w TV polskiej, dokladnie to w TV Trwam. Wsrod tych scpanych, nachlanych, tarzajacych sie w blocie ludzi ( fajne poczucie wolnosci, w sumie nie robia tego na co dzien, widocznie od czasu do czasu pottrzebuja takiego uwalenia, w ich miemaniu dobrej zabawy)chodzili kaplani i ....no i ja nie wiem, w ogole spowiedzia poslugiwali. Ci uwaleni klekali i sie spowiadali....czyscili swe dusze. ja tam nie mam nic przeciwko. Widocznie bywa tak, ze jak sie uswinisz to chcesz sie wewnetrznie wypucowac....najbardziej mnie jednak, ale to tylko moj punkt widzenia, razili rodzice naprani z dzieciakami na tej imprze, z maluchami po 5, 4, 6 lat....ja wiem , ze TV Trwam mogla pokazac inna relacje, ale tej z zaplecza organizator nie pokazalby. Pokazali tez ujaranego organizatora przedsiewziecia.

    Inne spojrzenie na Woodstock, ale mozna tez zrealizowac material filmowy o drugim spojrzeniu na pielgrzymki..... Wszystko ma swoj plus i minus, a ludzie to niedojrzale istosty, malo odpowiedzialne. Rzucajace sie od jednej ideii w druga...nie potrafiacy z tego co przyjeli za swoj swiatopoglad zrobuic rzeczy "dobrych", przyjac za to odpowiedzialnosci.

    Ten ksiadz to tak jak sw. Franz....przyprowadzal pewna grupe ludzi na lono kosciola- Matki:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim błocie, uwalaniu się spotykają się ludzie potrzebujący pomocy i ludzie autentycznie pragnący tej pomocy udzielić. Ci imprezowicze w "normalnym" życiu nigdy nie wybraliby się do kapłana, a gdyby się wybrali - najprawdopodobniej trafiliby na mur bezdusznej kościelnej biurokracji.
      Fajnie napisałaś św. Franz - Heiliger Franz von Assisi...

      Usuń
    2. no tak Aniu... nie ma to jak "obiektywna" relacja z Woodstock przekazana przez tak "obiektywne" źródło, jak TV Trwam... "oczywiście" ci tarzający się w błocie są naćpani /schlanie to też naćpanie/, bo tak stwierdził komentator owego "źródła prawdy"... tylko jakoś tak się składa, że prawie nikt, kto tam naprawdę był, tak w środku, nie potwierdza tego...
      a nawet jakby naćpani, to where's the fuckin' problem?... co w tym złego?... sama napisałaś, ze nie robią tego na co dzień i tu masz niewątpliwie rację... więc może to /hipotetyczne/ naćpanie i wytarzanie się w błocie jest im potrzebne jako katharsis, psychiczne oczyszczenie się z syfu, który tworzą maszerując grzecznie w szeregu?...
      a komu nie pasuje akurat taka forma tego katharsis, to niech jej nie uprawia i odpieprzy się od normalnych ludzi...

      Usuń
    3. Dibeliusie:)))
      Moze ta "wycieczka" do spowiedzi na Woodstock, to tylko i wylacznie woda i inne dragi. Niektorzy po uwaleniu maja takie jazdy, ze wiesz- lekarza im trzeba wolac, ksiedza, kajaja sie w popiele ...a "po" nic sie na trwale nie zmienia. wracaja do starego, znamego im modelu zycia.

      pkanalio:)))
      Na poczatku mnie rozsierdziles , a potem ( koncowka) rozbawiles. Widac, Ty tez masz jakas tam swoja definicje "normalnego czlowieka". Przeciez napisalam, ze takie relacje, jakie Tv Trwam o Woodstock zrobila, mozna zrobic i o pielgrzymkach. Wystarczy tylko czlowieka z kamera i "odpowiednio" nieprzychylnym stosunkiem do tego i nakreci material jak ta lala. Bylam dwa razy i ja tam nie widzialam tego, o czym opowiadali niektorzy pielgrzymkowicze. no, ze w szeregach pielgrzymow mozna znalezc nawalonych, ucpanych rowno wiernych...Nie wiem, ale wierze tym relacjom, tak samo jak i temu co zobaczylam w TV Trwam o Woodstock. I na serio ciesze sie bardzo, ze takie relacje powstaja, nie tylko o Woodstock, ze sie odkreca pewne zyczeniowe patrzenia na rozne sprawy. Syf jest wszechobecny na Woodstock, w kosciele, wsrod hipisow, .....wszedzie. A kazdy tak an serio broni tego, co lubi. :)))

      Usuń
    4. Aniu,
      Słuchałem kiedyś audycji w RM: wolontariusze z Przystanku Jezus opowiadali, że w wielu przypadkach jest dokładnie tak jak, napisałaś. Ale odnotowali także wiele przypadków trwałych nawróceń - osób, z którymi później przyjaźnią się i utrzymują kontakt.

      Usuń
    5. ależ oczywiście Aniu... kłamstwami są stwierdzenia że:
      a/ NIKT nie ćpa na Woodstock...
      b/ NIKT nie ćpa pielgrzymkach...
      c/ WSZYSCY ćpają na Woodstock...
      d/ WSZYSCY ćpają na pielgrzymkach...
      natomiast prawdą jest, że owo ćpanie /nawet w nadmiarze/ zdarza się czasami i na Woodstock, i na pielgrzymkach... natomiast twórca reportażu, który jest nieprzychylny dla którejś z tych imprez uwypukli owo ćpanie /w sumie marginalne zjawisko/, pomijając kompletnie pozytywy jednej lub drugiej imprezy...
      tak można ze wszystkim... np. taki boks... można się skupić pozytywnych aspektach tego sportu, który daje młodym ludziom twórcze zajęcie, niż ćpanie "mamrota" w krzakach, ale można się też skupić na sporadycznych kontuzjach i machlojach, które czasem temu sportowi towarzyszą...
      tak więc wygląda na to Aniu, że tej kwestii nie ma pomiędzy nami nieporozumienia i chyba zgodzimy się oboje, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia i intencji tego, kto trzyma kamerę... tak?...
      pozdrawiać :))...

      Usuń
  4. zacznijmy od tego, że choć mam krytyczny stosunek do Ruchu hipisowskiego, to utożsamianie z nim ćpunów końca lat 70-tych i dekady lat 80 uważam za grube nieporozumienie... owszem, trochę dawnych ex-hipisów w tym środowisku jeszcze się pętało, ale to była już inna baja...
    zloty polskich hipisów w Częstochowie miały już miejsce wcześniej, niż 79 rok... ten "sojusz" Ruchu z Kościołem miał jak najbardziej racjonalne podłoże... primo, to istniejące niewątpliwie punkty styczne pomiędzy ideologią hipisowską i doktryną chrześcijańską /pierwotny socjalizm, czyli "miłość bliźniego", "pokój na świecie", "braterstwo wszystkich ludzi" i takie tam inne/... secundo, to polscy hipisi kontestowali istniejący wtedy system i tak jak inni wszelkiej maści "opozycjoniści", podłączali się pod jedyną realnie istniejącą wtedy strukturę...
    Andrzeja Szpaka poznałem osobiście na początku lat 90-tych na warszawskiej Starówce... bardzo fajny, niegłupi człowiek, ale jednocześnie bardzo zagubiony... gość, który chce pomagać innym, ale jednocześnie jest funkcjonariuszem swojej instytucji, elementem struktury, która do tego nie pochwala jego metod...
    tyle na razie w dużym skrócie... temat jest ciekawy, rozwojowy, ale pora chwilowo nie ta...
    na razie pozdrawiać i życzyć :))...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście błędem logicznym byłoby twierdzenie: Hipisem jest się wtedy i tylko wtedy kiedy jest się narkomanem. Był to jednak problem poważnej części tego środowiska i sami hipisi temu nie zaprzeczają.

      Twierdzisz, że Andrzej Szpak jest "bardzo zagubiony", ale czy on też tak o sobie uważa? Nie tylko on taką wybrał drogę - pozostać w jedności z Kościołem, ale na jego obrzeżach. Może na tych obrzeżach właśnie dzieje się coś istotnego.
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. coś uściślijmy... tego, czy A.Sz. jest /obecnie/ zagubiony, to ja wiedzieć nie mogę... ale w latach 89 - 91, wtedy gdy go spotykałem, był zagubiony i nie ukrywał tego... miał spory dylemat, bo chciał pomagać ludziom, ale był jednocześnie trybikiem, elementem systemu, instytucji, której celem nie jest bynajmniej pomaganie ludziom...
      jest to odwieczny dylemat pewnej części księży, których seminaryjna pralnia mózgów /i dalszy proces indoktrynacji/ nie odczłowieczyła do końca... znamy różne przykłady różnych rozwiązań tego problemu...
      a/ poddać się, skonformizować i ograniczyć swoje ambicje do starania o ciepłą, wygodną posadkę, np. proboszcza w spokojnej parafii...
      b/ osiągnąć mocną pozycję /jak pewien znany, nieżyjący już ksiądz - filozof/ i robić swoje...
      c/ porzucić firmę /jak pewien poseł i redaktor naczelny pewnego poczytnego tygodnika/, zerwać z nią więzy i działać pod własnym szyldem, a nie jako funkcjonariusz tej firmy...
      d/ próbować znaleźć kompromis nie porzucając firmy /takim pamiętam A.Sz. we wspomnianych latach/...
      oczywiście jest to jedynie kilka wybranych, uproszczonych, niejako "laboratoryjnych" wariantów...
      pomagać sensownie innym, nie zrywając z systemem można jedynie w wariantach b/ i d/, czyli działać na obrzeżach systemu... wymaga to sporego hartu ducha i ma prawo rodzić stresy, wiele wewnętrznych napięć...
      punkt c/ wyprowadza nas poza temat /choć taka decyzja również wymaga wspomnianego hartu, bo związana jest z urządzeniem sobie życia kompletnie od nowa/...
      zanurzenie się, poddanie systemowi /punkt a/ jest już tylko działaniem na rzecz systemu i "pomaganie innym" staje się jedynie grą pozorów, pustym hasełkiem...
      ponieważ kontakty z A.Sz. wspominam sympatycznie, mam nadzieję, że zagubiony już nie jest...
      ...
      temat "hipisi a narkotyki" w zasadzie już chyba omówiliśmy... założenie niekontrolowanego dostępu do dragów było pomysłem chybionym już od początku, nawet jeśli jest mowa o tzw. "narkotykach twórczych" /jedynych, które uznawali ideolodzy Ruchu/... potrzebę reglamentacji tego narzędzia rozwoju wewnętrznego rozumieli już dawni szamani, udostępniając je jedynie wybranym, starannie uprzednio przygotowanym...
      w przypadku polskiej wersji Ruchu było jeszcze gorzej, gdyż owe "twórcze" dragi były prawie zupełnie niedostępne, więc ich miejsce zajęły "nietwórcze" namiastki /alkohol, różne prochy, klej Butapren, lub podrasowane opium, zwane "kompotem"/... dla co poniektórych skończyło się to fatalnie, a w latach 80-tych sam Ruch /jako ruch społeczny/ już dawno nie istniał...
      pozdrawiać ponownie :))...

      Usuń
    3. Generalnie zgadzam się. Punkty od a) do d) można jednak odnieść do każdej religii i każdej instytucji, także w teorii nakierowanej na pomoc ludziom - np. ochrona zdrowia, pomoc społeczna.
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. Zycze Ci Dibeliusie udanych Swiat, o ile obchodzisz:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naturalnie obchodzę :)
      Życzę Tobie i Rodzinie radości, szczęścia i błogosławieństwa Jezusa maleńkiego!

      Usuń
  6. Ja również życzę Ci wszystkiego dobrego, zacny Dibeliusie. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dibeliusie!
    Z okazji świąt Bożego Narodzenia życzę ci wszelkiej pomyślności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drogi Marku,
      Także Tobie życzę zdrowia i wszystkiego najlepszego!

      Usuń
  8. Zdrowych i pogodnych Świąt Bożego Narodzenia dla Szanownego Autora bloga i jego Gości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szanowny Józefie,
      Życzę Tobie i Rodzinie zdrowych i radosnych Świąt Bożego Narodzenia!

      Usuń