(...) szeregi fałszywych chrześcijan stale się powiększają. Jedni zasilają grono tchórzliwych permisywistów, którzy chcieliby robić, co im się żywnie podoba, nie opuszczając wszakże trzody Kościoła; drudzy dołączają do ujadających fanatyków spod znaku „Bóg, honor, ojczyzna!”, którzy maskują swój antysemityzm kretyńską nowomową („judeosceptycyzm”), nie przepuszczą okazji, by zelżyć geja czy „puszczalską” i rozdzielają prawo do życia wedle swojego widzimisię.
Panie Boże, jeśli istniejesz – chroń mnie przed tymi pseudochrześcijańskimi ciotami.
http://istota-rzeczy-wg-kiry.blog.onet.pl/2012/11/19/pseudochrzescijanskie-cioty/
Równie silne ataki następują ze strony konserwatywnej:
Pytanie:
Ostatnio uczestniczyłam w dyskusji na pewnym katolickim forum, gdzie tematem spornym było takie pytanie: czy wystarczy być formalnym członkiem Kościoła rzymskokatolickiego, by móc nazywać się katolikiem? Jeśli ktoś np. świadomie i dobrowolnie nie przyjmuje całej nauki Kościoła i/lub publicznie się jej przeciwstawia, czy taka postawa i zachowanie wciąż upoważnia tę osobę do podawania się za katolika, nawet jeśli jest ona członkiem Kościoła? Inną rzeczą jest stan duszy katolika, który w zasadzie ma wolę, by przestrzegać nauki Kościoła, ale np. przez grzech chwilowo ją odrzuca, a inną rzeczą jest ogólny brak chęci uznania tejże nauki za obowiązującej dla siebie.
Odpowiedź:
W zasadzie ma prawo nazywać się katolikiem, dopóki nie dokona jawnej apostazji. Ten jednak, kto się jawnie sprzeciwia nieomylnej nauce, winien być napomniany, a jeśli nie posłucha napomnienia (tzw. herezja formalna), zaciąga ekskomunikę wiążącą mocą samego prawa (kan. 1364 par. 1). -- Czy jednak dziś napomina się błądzących? Chyba niezbyt często. Co gorsza, wielu głoszących herezje to duchowni, a nawet wyżsi przełożeni w Kościele. Sytuację mamy więc kryzysową, gdyż błędy rozprzestrzeniają się niemal zupełnie swobodnie.
W pełni autorytatywne upomnienie może pochodzić tylko od biskupa diecezjalnego lub Papieża (np. dykasterii Kurii Rzymskiej). Tylko te instancje mają również prawo wydawać dekrety i wyroki, m.in. nakładać ekskomuniki.
http://forum.piusx.org.pl/index.php?topic=2193.0
Warto zdefiniować pojęcie katolika powierzchownego. Przede wszystkim katolik powierzchowny pozostaje katolikiem, ponieważ publicznie nie odstępuje od wiary katolickiej lub wspólnoty z Kościołem.
Kan. 1364 -
§ 1. Odstępca od wiary, heretyk lub schizmatyk podlega ekskomunice wiążącej mocą samego prawa, przy zachowaniu przepisu kan. 194, § 1, n. 2;
Kan. 194, § 1
2° kto publicznie odstąpił od wiary katolickiej lub wspólnoty z Kościołem;
Katechizm przewiduje możliwość wystąpienia problemów na drodze do pełni religijności:
37. W konkretnych warunkach historycznych, w jakich się znajduje, człowiek napotyka jednak wiele trudności w poznaniu Boga za pomocą samego światła rozumu (…)
153 (...) Wiara jest darem Bożym, cnotą nadprzyrodzoną wlaną przez Niego. "By móc okazać taką wiarę, trzeba mieć łaskę Bożą uprzedzającą i wspomagającą oraz pomoce wewnętrzne Ducha Świętego, który by poruszał serca i do Boga zwracał, otwierał oczy rozumu i udzielał «wszystkim słodyczy w uznawaniu i dawaniu wiary prawdzie»"
Proponuję następującą definicję:
Katolika powierzchownego cechuje spełnienie przynajmniej jednego z poniższych zestawów warunków:
·
niedoskonałość
praktyki religijnej – np. niepełny udział w życiu liturgicznym parafii,
opuszczanie niedzielnych mszy świętych, selektywne podejście do sakramentów;
·
nie
respektowanie norm obyczajowych wymaganych przez Kościół – np. masturbacja,
seks pozamałżeński, stosowanie środków antykoncepcyjnych, in vitro, nie
potępianie homoseksualizmu;
·
brak
wiedzy teologicznej, lub odrzucenie teologii z pozycji agnostycyzmu, lub przyjęcie
osobistej, prywatnej teologii;
·
słabość
lub brak wiary
Odwrotnością
katolików powierzchownych są katolicy głębocy. Ponieważ nie spełniają żadnego z
powyższych negatywnych zestawów warunków, są osobami wyjątkowymi i stanowią we
współczesnym Kościele mniejszość.Warto podkreślić, że w zaproponowanej definicji nie ma kryterium moralnego. Osobą uczciwą i moralną może być zarówno katolik głęboki, katolik powierzchowny, jak i ateista. Analogicznie w każdej z tych trzech kategorii można spotkać osoby złe w sensie moralnym, krzywdzące innych w imię własnych interesów, upodobań, lub fanatyzmu.
Złożone są relacje katolików głębokich i powierzchownych. Mówi się o konieczności nowej ewangelizacji. Katolicy powierzchowni w tych relacjach zachowują się biernie, natomiast katolicy głębocy albo ich ignorują, albo traktują katechezą. Wyróżnić można wiele rodzajów katechezy. Z punktu widzenia katolików powierzchownych istotne jest rozróżnienie na katechezę przyjazną – koncentrującą się na moralności i ogólnej, nienatrętnej teologii – np. przykłady z życia Jezusa, oraz katechezę opresyjną – traktującą religię jako naukę do wyuczenia na pamięć. Skrajnym przejawem zwolenników katechezy opresyjnej jest tzw. front katechetyczny - środowisko w dużej mierze świeckich katechetów pragnące udowodnić doskonałość swojej pobożności poprzez agresję, karcenie i poniżanie katolików powierzchownych. Bieżącym przykładem forsowania katechezy opresyjnej jest postulat Episkopatu wprowadzenia państwowego egzaminu maturalnego z religii.
Postępowcy z kolei atakują katolików powierzchownych jako frajerów, którzy dają się ogłupiać i wyzyskiwać klerowi, podkreślają ich hipokryzję, namawiają do wystąpienia z Kościoła. Zabawne, iż zdarza się, że front katechetyczny i postępowcy używają tego samego zestawu argumentów. Zaciekły atak z dwóch stron – na tym polega słabość pozycji katolików powierzchownych, słabość – którą zawarłem w tytule.
Patrząc z perspektywy socjologicznej i historycznej - procentowy udział wyznawców powierzchownych uzależniony jest od etapu ewolucji danej religii.
Na etapie pierwszym – np. u pierwszych chrześcijan – główną funkcją religii jest zaspokajanie emocjonalnych, psychicznych i poznawczych potrzeb wiernych, odpowiadanie na ich pytania egzystencjalne. Dominują wyznawcy głębocy.
Na etapie drugim – np. średniowieczna Europa – główną funkcją religii jest podporządkowanie społeczeństwa klerowi i powiązanym z nim władcom świeckim, zapewnienie stabilności społecznej, utrzymanie władzy, korzyści i przywilejów klas panujących. W skrajnym przypadku religia może przybrać formę totalitaryzmu. Np. nawet poczciwi mnisi buddyjscy w Tybecie potrafili wywieszać skóry zdjęte ze swoich przeciwników, aby powiewając na wietrze, stanowiły ostrzeżenie. Udział procentowy wyznawców powierzchownych wzrasta.
Na etapie trzecim – np. współczesne chrześcijaństwo – główną funkcję religii (w sensie socjologicznym) stanowią usługi obrzędowe sprawowane przez kler – np. msze, chrzty, wesela, pogrzeby. Wyznawcy powierzchowni zdecydowanie dominują ilościowo i pełnią funkcję konsumentów.
Funkcjonowanie katolików powierzchownych jest więc z socjologicznego punktu widzenia całkowicie naturalne. Wprawdzie powierzchowni, pozostają jednak katolikami. Jakie mogą być ich psychologiczne motywy?
·
przywiązanie
do tradycji
·
konformizm
– wpływ rodziny, otoczenia
·
rutyna
·
ogólna
wiara w świat nadprzyrodzony i wynikające zeń zagrożenia, oczekiwanie na
ewentualną pomoc fachowców – np. egzorcysty
·
nadzieja
na spotkanie kapłana przynoszącego rzeczywistą pomoc duchową
·
kaprys
Napisałem
wiele o słabości katolików powierzchownych, ale co stanowi ich siłę? Niewątpliwie
katolicy powierzchowni nie dorównują zdolnościami do prowadzenia dysputy
religijno-filozoficznej, ani głębią refleksji w tym temacie swoim krytykom:
katolikom głębokim oraz ideowym ateistom. Adwersarze z upodobaniem obrzucają
ich epitetami w rodzaju: heretycy, hipokryci, barany, cioty itp.
Istnieje
jednak wiele rodzajów inteligencji. Katolik powierzchowny, niedoskonały w
sensie religijnym, może być np. znakomitym naukowcem, artystą, biznesmenem,
politykiem, rodzicem, żołnierzem itd. Może wyśmienicie realizować się w swojej
specjalności i być cennym członkiem społeczeństwa. Natomiast jego sfrustrowany
przeciwnik z dowolnej strony może właśnie odreagowuje swoje niepowodzenia, siedzi
przy kompie i wklepuje bluzgi.
Siłą
katolików powierzchownych jest to, że ich te bluzgi w ogóle nie interesują,
mają je w dupie. I nie wstydzą się być sobą.
Bardzo ciekawy i rzeczowy tekst, Dibeliusie. Ale wnioski, do jakich dochodzisz, są co najmniej dziwne.
OdpowiedzUsuń"Katolik powierzchowny, niedoskonały w sensie religijnym, może być np. znakomitym naukowcem, artystą, biznesmenem, politykiem, rodzicem, żołnierzem itd. Może wyśmienicie realizować się w swojej specjalności i być cennym członkiem społeczeństwa. Natomiast jego sfrustrowany przeciwnik z dowolnej strony może właśnie odreagowuje swoje niepowodzenia, siedzi przy kompie i wklepuje bluzgi."
Przecież KAŻDY może być moralnym/mądrym/szczęśliwym człowiekiem, niezależnie od głębokości swojej wiary tudzież zgodności postępków z przyjętą (dobrowolnie wszak) religią. Co to ma w ogóle do rzeczy??? Ja np. nigdy nie uważałam się za lepszego człowieka od przeciętnego katolika/ateisty/pseudokatolika. Ja tylko uważam się za człowieka u c z c i w s z e g o niż ten ostatni. To tylko JEDNA dobra cecha. :)
"Siłą katolików powierzchownych jest to, że ich te bluzgi w ogóle nie interesują, mają je w dupie. I nie wstydzą się być sobą."
To też nie ma nic wspólnego z ich powierzchownością. Katolicy "głębocy" są jeszcze bardziej obojętni na opinie innych. ;)
Droga Kiro,
OdpowiedzUsuńMy się musimy twórczo nie zgadzać. Akurat Twój cytowany wpis odnosił się także do innych zagadnień - np. czy w ogóle katolik jest chrześcijaninem w świetle nauk Chrystusa, pouczanie i karcenie innych z pozycji domniemanej własnej doskonałości religijnej, ale i do tematu katolików powierzchownych.
Chociaż czasem się zgadzamy. OK. - Każdy może być moralnym/szczęśliwym/mądrym człowiekiem - więc nie zawężajmy oceny osoby do jednego wybranego aspektu, także oceny katolików powierzchownych.
Ale dalej sugerujesz, że katolik powierzchowny jest mniej uczciwy, gdyż nie spełnia w 100% standardu idealnego katolika. Moim zdaniem - nie jest uczciwy ten, który jest katolikiem powierzchownym, a głosi się katolikiem idealnym i z tej pozycji karci i poucza innych. Ja szczerze i uczciwie przyznaję, że jestem katolikiem powierzchownym. I nie tylko ja.
Nie przejmowanie się krytyką - OK. nie ma związku przyczynowo-skutkowego z powierzchownością. Ale jest faktem. Istotnym faktem, biorąc pod uwagę realia statystyczne. Katolicy powierzchowni stanowią większość i spokojnie funkcjonują, pomimo ideologicznych ataków.
Hejże! Toż i ja bym w TWOIM ujęciu mogła się zwać katoliczką powierzchowną, drogi Dibeliusie! :)
UsuńKKK 2089 Niewiara jest lekceważeniem prawdy objawionej lub dobrowolną odmową dania przyzwolenia na nią. "Herezją nazywa się uporczywe, po przyjęciu chrztu, zaprzeczanie jakiejś prawdzie, w którą należy wierzyć wiarą Boską i katolicką, albo uporczywe powątpiewanie o niej; apostazją – całkowite porzucenie wiary chrześcijańskiej, schizmą – odmowę uznania zwierzchnictwa Biskupa Rzymu lub wspólnoty z członkami Kościoła uznającymi to zwierzchnictwo" (KPK, kan. 751).
UsuńW mojej ocenie nie spełniasz tych negatywnych przesłanek, a więc...
Doszliśmy zatem - jak mniemam - do następującego wniosku: katolik powierzchowny to NIE pseudochrześcijanin.
UsuńAle co do mnie... cóż, szczerze mówiąc, chyba nie jestem nawet powierzchowną. Bo jednak porzuciłam wiarę chrześcijańską, a religię traktuję jak folklor.
Zgadzam się z Twoją konkluzją.
UsuńPorzuciłaś wiarę, ale może wiara nie porzuci Ciebie :)
Bardzo możliwe. Co innego jednak wierzyć w Boga, a co innego deklarować przynależność do określonej religii. Nie wyobrażam sobie, bym mogła nazywać się chrześcijanką, dopóki nadal będę osądzać ludzi. Oczywiście w ten sposób wykluczam z grona autentycznych chrześcijan niemal wszystkich, którzy się jako takowi deklarują, bo przecież osądza KAŻDY... Ale cóż...
UsuńCzcigodny Dibeliusie
OdpowiedzUsuńOgraniczę się do tradycyjnych pozdrowień. Bowiem szacunek dla Twojego blogu uniemożliwia mi skomentowanie wybroczyn umysłowych jednego z cytowanych przez Ciebie "teologów".
Pozdrawiam serdecznie.
Czcigodny Stary Niedźwiedziu.
UsuńTwój nawet tak lakoniczny komentarz jest dla mnie cenny.
Serdecznie pozdrawiam
Tyle katolicyzmów ilu katolików. Czy Rahner był powierzchowny? Chyba nie, a przez tradycjonalistów jest uważany za coś najgorszego z możliwych w Kościele. Katolicyzm jest pewną myślą, która dla mnie jest najbardziej przekonywująca, choć nie wolna od (moim subiektywnym zdaniem) naleciałości historycznych, błędów czy strachu przed konkretną decyzją.
OdpowiedzUsuńTrudno zapodać jednoznaczny podział na katolicyzm głęboki i powierzchowny. Można przykładowo znać nieźle katolicką teologię, a kontestować niektóre elementy moralnej nauki Kościoła. Nie z lenistwa, tylko z czystego przekonania, że są złe, krzywdzące i wynikają ze strachu przed rzeczywistością.
Sporo zależy od organizacji: małe wspólnoty wymuszają aktywność, zaś masowy ruch sprzyja rytualnemu przeżywaniu wiary, bez angażowania intelektu czy sfery przeżyć emocjonalnych.
Obawiam się nieco przyklepywania powierzchowności, masowości i rytualnego katolicyzmu jako czegoś dobrego, bo przypomina mi to końcówkę PZPR, w który już nikt nie wierzył, ale należało się na wszelki wypadek lub dla profitów.
Według zaproponowanej przeze mnie definicji katolik powierzchowny nie kwestionuje publicznie nauki Kościoła, natomiast nie realizuje jej w całości w swoim życiu osobistym. Na pewno nie miesza się w spory teologiczne.
UsuńCzy ja próbuję "przyklepywać" powierzchowność? Opisuję rzeczywistość. Czy katolicy powierzchowni powinni chodzić z kompleksem winy? Nie wiem, ale na pewno tak nie jest w praktyce. Jeśli ktoś próbuje się ich czepiać, to może nie otwarcie, ale za plecami reagują niechęcią, złością, przekleństwami.
Analogia do PZPR - otwarta jest droga dla katolików głębokich do nowej ewangelizacji - polegającej na skutecznym zachęcaniu do wiary, a nie agresywnej krytyce. Jeśli skuteczne działania nie zostaną podjęte, kościoły mogą opustoszeć, jak w Europie Zachodniej.
... lecz jeśli sól straci swój smak...
UsuńDibelius, dla mnie katolicyzm powierzchowny jest tożsamy z polactwem. zadasz takiemu pytanie dlaczego jesteś Polakiem/katolikiem i w odpowiedzi otrzymasz otwartą gębę. Co najwyżej frazesy.
UsuńAle jak napisałem wyżej: ile osób, tyle katolicyzmów. Każdy ma swoją wizję, interpretację i sumienie. Chociaż nie ukrywam, że wolę mieć za przykład osobę zimną albo gorącą, a nie idiotę, który sam nie wie dlaczego chodzi do kościoła co tydzień i prowadzi tam dzieci.
Kira, nie wiem czy w tym wypadku sól traci swój smak, czy go po prostu zmienia ; )
UsuńCelsusie, Polakiem się jest z racji urodzenia z polskich rodziców oraz posiadania polskiego obywatelstwa. Katolicyzm to niby powinien być wybór... ale w sumie też nie do końca.
UsuńPrawdziwych chrześcijan nie uświadczysz dzisiaj. Sól zmieniła smak, powiadasz? na jaki, zapytuję? Na słodki? ;)))
Kira, chodziło mi o to, że powierzchowny katolik i powierzchowny Polak to zazwyczaj osoby bezrefleksyjne. Wystarczą doniesienia o "matce" Madzi i Dodzie. Oraz korytko na miarę możliwości.
UsuńSól zmieniała smak. Czy Kościół średnich wieków był inny od apostolskiego? Zapewne. Czy był zły? Nie. Czy był doskonały? Też nie. I apostolski przypominał w niewielkim stopniu, jednakże miał wspaniałe dokonania i piękne strony, jak również naleciałość daleką od istoty tego, czego nauczał Chrystus. Ja bym to określił jako sól ziołową :D
Z Kościołem dokładnie jak z jazzem czy whisky :) Ten klimat się czuje albo kompletnie tego nie rozumie. Nie mam pretensji, że ktoś nie kuma, o co biega - jego strata :D
Już śp. Paweł (o ile się nie mylę) zaczął odchodzić od nauk Chrystusa, choćby w kwestii równego traktowania kobiet. Możesz sobie mówić, że Kościół zmienia "smak". Ale to jak z chlebem - na gorszy.
UsuńNie powielaj antyklerykalnych pierdół o św. Pawle, bo stać Cię na więcej.
UsuńCzy nauka Chrystusa może być obiektywna? Nie sądzę. Widać to po Kościołach protestanckich, u których liczy się "tylko Biblia", a których jest jak gwiazd na niebie, zaś jeden różny od drugiego, co więcej - różnice bywają skrajne. Ludzie interpretują, ludzie się organizują. Kościół ma esencję nadprzyrodzoną, ale kształt ludzki i przyjmuje on inne formy poprzez wieki. Naukę Jezusa zaś interpretuje tak, jak pozwala na to czas, wiedza i inne subiektywne okoliczności. Co nie zwalnia od obowiązku obiektywizowania jej, poszukiwania jej sensu przykrytego czasem, ludzkim naleciałościami i kontekstem historycznym.
Po przebrnięciu przez poniższy tekst
Usuńhttp://mateusz.pl/ksiazki/js-sd/Js-sd_62.htm
muszę przyznać Ci trochę racji. Trudno nazwać św. Pawła wstecznikiem. Poza tym spoczęło na nim zadanie ujęcia w pewne struktury tego, co w taki beztroski sposób zapoczątkował Jeszua. Nie oszukujmy się, ten drugi był po prostu "hippisem"; łaził sobie po mieście, odwiedzał celników i cudzołożnice (lub pozwalał im do siebie przychodzić), rozwalał stragany... A św. Paweł musiał już się zachowywać poważniej. ;)
Nie był hipisem. Podobnie jak św. Franciszek z Asyżu nie był kretynem ganiającym za ptaszkami.
UsuńJezus wcale nie pozostawił Kościoła bez struktur. Ustanowił 12 apostołów, 72 uczniów, trzech brało udział w przemienieniu. Co prawda nie mianował kardynałów, ale nie sprowadzajmy dyskusji do poziomu tradycjonalistów.
No to jak tak, to i o pierwszej mszy świętej można by mówić (ostatnia wieczerza). ;) Rzecz w tym, ile z Chrystusa zostało w dzisiejszym Kościele. Czy raczej - Kościołach. Kurczę, o jednym nie ma nawet mowy...
Usuń@Celsusie,
UsuńDziękuję za rozszerzenie listy epitetów dotyczących katolików powierzchownych o "polactwo", oraz "idoci". Wprawdzie mam intencję doskonalenia religijnego, jednak w świetle własnej definicji zaliczam się niewątpliwie do tej grupy. Jak zaznaczyłem w tekście, a w odpowiedzi na komentarz wyrażę to grzeczniej - nie wzruszają mnie takie epitety.
Z Twojej wypowiedzi wynika pragnienie Kościoła elitarnego. Niewątpliwie elitarny charakter mają niektóre grupy tradycjonalistów, które znalazły się poza głównym nurtem Kościoła. Dla mnie "katolicki" znaczy powszechny. Oznacza pracę także z osobami niedoskonałymi, a nie zamykanie się w gronie oświeconych intelektualistów i koneserów.
Dibeliusie, nie gadaj bzdur i nie uprawiaj samobiczowania. Nie zaliczasz się do tych grup, bo pomijając Twoje przymioty intelektu Ty wyrażasz zainteresowanie Kościołem. Człowiek, który gdzieś chodzi, poświęca czemuś czas, pieniądze, a sam nie wie po co i dlaczego to robi, naraża się na surową ocenę.
UsuńNie powiem, bym chciał Kościoła elitarnego. Raczej nie. Podstawowa znajomość celów miejsca, w którym się bywa i organizacji, do której dobrowolnie się należy nie świadczy jeszcze o elitarności. Nie ukrywam, że chciałbym Kościoła świadomego. To nie tak znowu wiele.
Kira, chyba cała odpowiedź jest w poprzednich notkach.
Usuńwszystko zależy od tego, jak definiujemy słowo "hipis"... jeśli kojarzy nam się ono z niedomytym ćpunem żyjącym na sępa, to Jezus rzeczywiście hipisem nie był... ale tu już mówimy o końcowej fazie Ruchu, który okazał się ostrą selekcją, którą przeżyli nieliczni stając się w efekcie wartościowymi, niezależnie myślącymi ludźmi...
Usuńnatomiast jeśli mówimy o początkach hipizmu, gdy hasło "make love, not war" traktowano poważnie i wędrowny styl życia, bez przywiązywania się do wartości materialnych miał znamiona twórcze, rozwijające, to słowo "hipis" wobec Jezusa jest dość adekwatne...
Nie chce się mieszać do sporów teologicznych, bo w przeciwieństwie do komentujących nie mam o tym ani pojęcia, ani jako nie-katolikowi wypowiadać w temacie się nie godzi. Jako ten, który w bardzo młodym wieku odszedł od KK, muszę powiedzieć, że to, co ludzi , szczególnie młodych ludzi, odstręcza od kościoła, to głównie hipokryzja i obłuda wiernych. Młodzi ludzie są krytycznie nastawieni do zastanego porządku. To normalne i tak było od zawsze. I pewnie jeszcze długo będzie. Młody człowiek widząc osoby chodzące do kościoła w niedziele, klęczące pod figurą, rzucające na tacę banknoty (tak żeby wszyscy widzieli), a następnie idących do knajpy schlać się jak świnia, awanturujących się przy niedzielnym obiedzie, stare baby przychodzące do kościoła tylko po to, żeby obgadać innych i poplotkować, paniusie przychodzące do koscioła tylko po to, żeby pokazać się w nowym futrze itp. To jest katolicyzm powierzchowny. No, może też taki. Dopiero jako nastolatek zdałem sobie sprawę, że człowiek nie staje się dobrym człowiekiem , bo jest religijny, a bywa że jest dokładnie odwrotnie. Że całe te nauki kościoła mogą być interpretowane w tak diametralnie różny sposób, że każdy wyławia z tego co chce. To temat na dłuższy wywód, ale zmierzam do tego, że patrząc na historię, nauki kościoła, gdy stał się instytucją, prowadzą pewnych ludzi do dobra, a innych do zła i zbrodni. Wszystko zależy co kto, gdzie odczyta. Z kolei dla zdecydowanej większości tzw powierzchownych katolików, nie ma znaczenia co tam ksiądz opowiada z ambony, 99% katolików nie zna żadnych encyklik papieskich, większość nie ma pojęcia o jakich listach biskupów. Dla nich wizyta papieża to jak wizyta gwiazdy pop czy jakiegoś celebryty. Widzą, słyszą to, co chcą usłyszeć, resztę puszczając koło uszu.
OdpowiedzUsuńLudzie nie stają się lepsi, bo słuchają księdza. Chyba że ten ksiądz jest sensowny i potrafi swoim przykładem i swoim darem przekonywania ustawić ludziom drogowskazy. A to się zdarza rzadziej niż zaćmienie słońca. Przeważnie księża w opinii ogółu to przemądrzałe, zamknięte w swoich plebaniach typy, mający swoje drugie życie na wakacjach, nie mające pojęcia o życiu swoich owieczek, chcący tylko wyrwać od wiernych jak najwięcej kasy...
Długo by tak można
pozdrawiam
Faktycznie na mszach niedzielnych jest większość takich typów, jak opisałeś. Ale jak przypadkowo trafiłem na mszę w innym dniu tygodnia, była zupełnie inna atmosfera - jakiś spokój, emocjonalne ciepło, wzajemna sympatia - i to niezależnie od kapłana. Takie chwile przekonują mnie, że warto działać.
UsuńPozdrawiam
Nie podoba mi się nazwa "katolicy powierzchowni" - no, ale skoro tak już ich nazwałeś, to nie zmieniajmy. Myślę, że siła katolików powierzchownych tkwi jeszcze w czymś innym - ich po prostu jest większość i wielu ludzi z ich otoczenia podziela ich poglądy. Ponadto, taki katolik nie "wyłącza" własnego rozumu i nie przyjmuje bez filtra wszystkich treści, które sączą sie z ambony. Potrafi odcedzić treści ściśle religijne od politycznych, a i w tych nierzadko potrafi odfiltrować treści prawdziwe od wymysłów.
OdpowiedzUsuńTerry Pratchett stwierdził kiedyś, że towarzystwo poszukujących prawdy jest nieskończenie lepsze niż tych, którzy wierzą, że ją znaleźli. To musi kłuć zarówno ortodoksyjnych katolików, jak i wojujących ateistów, ale nie dotyczy właśnie "katolików powierzchownych".
I, aby nie wpaść w pochwalne tony, tylko jedno nie podoba mi się w postawie powierzchownych katolików - bierność wobec niektórych ewidentnych grzeszków Kościoła, co sprawia, że czuje on się bezkarny. Jak na mój gust - zaznaczam jednak, że to gust ateisty, więc nie jestem tu bezstronny - mogliby czasem potrząsnąć im raz i drugi, aby przywołać go do pionu, co, moim zdaniem, wszystkim wyszłoby na dobre. No, ale nie chcę się wtrącać w sprawy między Kościołem a katolikami - nawet powierzchownymi.
Pozdrawiam
Dzięki za pierwszy przynajmniej częściowo pozytywny komentarz o katolikach powierzchownych. W moim wpisie starałem się ocenić ich w sposób wyważony. Niewątpliwie cechuje ich filtr "zdrowego rozsądku" i moim zdaniem jest to aktyw całego Kościoła.
UsuńMówiąc o grzeszkach Kościoła mamy zapewne na myśli grzeszki i wady kleru. To temat na osobną dyskusję. Wiele jest do zrobienia w tym temacie.
Pozdrawiam
"Terry Pratchett stwierdził kiedyś, że towarzystwo poszukujących prawdy jest nieskończenie lepsze niż tych, którzy wierzą, że ją znaleźli."
UsuńPodzielam zdanie pana Pratchetta.
ja tam się dużo nie wypowiem, nie jestem katolikiem, nie jestem nawet chrześcijaninem... odbiłem od tego wszystkiego jak wczesny nastolatek... inaczej też klasyfikuję katolików /pomijam już galimatias znaczeniowy słowa "katolik"/, a jak się tak dobrze zastanowić, to wcale nie klasyfikuję katolików, tylko ludzi /nie tylko katolików/, a kryterium jest, jak jak działają wobec MNIE /chyba czytałeś mój komentarz u Kiry/...
OdpowiedzUsuńmam tylko jedną uwagę /z czysto neutralnej pozycji/ na temat tego, co napisałeś o początkach chrześcijaństwa... moim zdaniem, mistycyzmu, duchowości, transcendecji było w tym niewiele... mityczno/historyczny Jezus wędrował, niczym ten hipis /z wczesnej fazy Ruchu/ wśród niższych /materialnie/ warstw społeczeństwa, niewolników, biedoty, plebsu wszelakiego i podpowiadał pewne patenty, jak się trzymać razem... weźmy to kontrowersyjne "nadstawianie drugiego policzka"... kiedyś postanowiłem zabawić się w "adwokata diabła" i znaleźć sens tej idei /z pozoru samobójczej/... znalazłem... chodziło po prostu o to, by nie kłócić się pierdoły, nie robić sobie problemu z tego powodu, że ktoś nas potrącił na ulicy i nam naurągał... po prostu swoiste judo...
mistycy pojawili się później i korzeni ich mistycyzmu szukać należy we wcześniejszym judaizmie, a nie w naukach samego Jezusa...
.....
oczywiście nie upieram się, że mam rację w tych rozważaniach... w końcu to nie moja religia, nie moja bajka...
pozdrawiać :))...
*errata: ma być "jako wczesny nastolatek"... niby jedna literka, a jak może wypaczyć sens całej wypowiedzi...
UsuńNie czepiałbym się tego "jak nastolatka"...
UsuńOdnośnie pierwszego etapu pisałem o zaspokajaniu potrzeb emocjonalnych, psychicznych, poznawczych. Nie jestem badaczem tego okresu - oparłem się na funkcjonujących teoriach socjologicznych. Natomiast to niekoniecznie musi odnosić się do duchowości i mistycyzmu. Myślę że mistycy są elitarnym marginesem w każdym czasie i w każdej religii.
Twoje wyjaśnienie "nadstawiania drugiego policzka" - wydaje mi się całkiem sensowne.
Pozdrawiam
Dibeliusie, odnośnie pierwszego zdania, w którym tak uroczo zawarłeś kpinkę - czyżbyś uważał porzucenie wiary za objaw niedojrzałości? ;)
UsuńKiro, byłbym kłamcą, gdybym twierdził, że z premedytacją podłożyłem się pod ten żarcik, ale byłbym też kłamcą twierdząc, że WCALE się nie spodziewałem czegoś w tym guście... i bardzo fajnie, że Dibi zaczuwał, bo naprawdę lubię styl Jego poczucia humoru...
Usuńnatomiast jest to ciekawy przykład nawiązujący do Twojego posta o dorosłości /dojrzałości/... dla jednych uwolnienie umysłu z "religijnej klatki" jest objawem dojrzałości, dla drugich objawem jej braku... dla jednych nawrócenie się na jakąś religię jest objawem tejże dojrzałości, dla drugich objawem zdziecinnienia /np. syndrom "jak trwoga to do boga", spotykany czasem u ludzi w pewnym, powiedzmy, nienajmłodszym wieku/... potwierdza to tylko tezę o bezsensie szukania obiektywnej, jednoznacznie sprecyzowanej definicji dojrzałości /dorosłości/, można jedynie szukać consensusu "w podgrupach" na temat pewnych jej aspektów... ale to nadal będzie subiektywne...
Kiro, zgadzam się z Peterem - trzeba zdefiniować o jaką dojrzałość chodzi, i czy dojrzałość - do czego, czy - od czego. I czy w ogóle musimy być dojrzali?
UsuńPKanalio, ja też lubię urocze kpinki Dibeliusa. ;)
UsuńSzanowny Dibeliusie.
OdpowiedzUsuńŻeby ciebie nie urazić,a jednocześnie napisać szczerze co o tym myślę,spróbuję tak.
Jesteś "ojcem" pojęcia "katolik powierzchowny".
Tak mi się przynajmniej wydaje,bo mimo prób sprawdzenia,nie udało mi się zaleź sensownego wyjaśnienia,co ta zbitka słowna oznacza.
Moim skromnym zdaniem to ni pies,ni wydra.
Katolik to katolik.Przysługuje mu te nazewnictwo z racji przyjęcia chrztu w obrządku KRK.Zwalnia go z tego tylko formalna apostazja,lub schizma.
A co naprawdę takiemu "w duszy gra",to tylko jeden Bóg wie.
Możliwe,że sprawdza ci się używanie tego pojęcia w dyskusjach w blogosferze,m.in z zadeklarowanymi ateistami.Ale jak ty w realu odróżniasz "katolika powierzchownego"od zwyczajnego katolika,to nie ukrywam.Za czorta tego pojąc nie jestem w stanie.
Pozdrawiam życzliwie.
Szanowny Józefie,
UsuńStwierdzenie, że jestem "ojcem" nowej definicji nie jest dla mnie czymś niepochlebnym.
Możemy próbować nie definiować zjawiska, ale nie spowodujemy przez to, że ono przestanie istnieć.
Nawet niektórzy księża na swoich blogach narzekają, że spora część wiernych w małym zakresie uczestniczy w praktyce religijnej, część jest antykleryklana, część w ogóle nie wierzy.
Pozdrawiam
Czcigodny Dibeliusie
OdpowiedzUsuńSwego czasu ludzie oglądający transmisje lekkoatletycznych zawodów z najwyższej półki pasjonowali się przede wszystkim tym czy Siergiej Bubka ustanowi kolejny rekord świata.
Podczas czytania komentarzy pod Twoimi refleksjami na tematy religijne z wielką ciekawością śledzę czy dwoje ateotalibów popisze się większym kretyństwem niż przy poprzedniej okazji. Odkąd przeczytałem że Apostoł Narodów zaczął odchodzić od nauczania Zbawiciela, poprzeczka zawieszona jest na niebotycznej wysokości. Ale nie dla nich.
Już teraz nie mogę się doczekać kolejnego Twojego wpisu poruszającego tę tematykę.
Pozdrawiam serdecznie.
Czcigodny Stary Niedźwiedziu,
UsuńNa razie odpowiem cytatem JPII:
Za wojnę są odpowiedzialni nie tylko ci, którzy ją bezpośrednio wywołują, ale również ci, którzy nie czynią wszystkiego co leży w ich mocy, aby jej przeszkodzić.
Serdecznie pozdrawiam