Ostatni
weekend spędziłem w Nałęczowie. Zwiedzając to malownicze miasteczko swoim zwyczajem
krążyłem od lokalu do lokalu. Spotkać
tam można było na przykład sympatycznego premiera Mazowieckiego, który w
towarzystwie laseczki, ale ciągle jest
„na chodzie”. Nadal poziom trzymają
kawiarnie „Ewelina” i „Jaśminowa”. „Ewelina” – zlokalizowana w przedwojennej
willi „Pod Matką Boską” - pomimo paru wątpliwych dodatków zachowała piękno
oryginalnej architektury. To miejsce promieniuje spokojem i zapewnia dobre
samopoczucie. „Jaśminowa” – w drewnianej chacie w lesie nad wąwozem z wyborem
znakomitych herbat, kaw i nalewek. Jakby
tracił poziom natomiast lokal „U Fryzjera” w sąsiednim Kazimierzu, ze
specjalnością kuchnia żydowska. Tym razem nic specjalnego i do tego kiepska
kawa. Ale warto odwiedzić ten lokal i zająć miejsce na dole, z widokiem na
drewniane schody. Intuicyjnie zająłem to miejsce. Kelnerki są młode, w
obcisłych, krótkich, czarnych sukienkach, z długimi nogami. Bez przerwy krążą po
tych schodach. Nieuchronnie nasuwające się pytanie – noszą majtki, czy nie.
Ale
wracając do Nałęczowa. Dom Zdrojowy. Spożywałem leczniczą wodę mineralną. Piłem
głównie Barbarę i Celińskiego, bo Miłość niewiele warta. Jak się płaci, trzeba pić. Szklanka za szklanką, szklanka za
szklanką – i tak wielokrotnie. Potem
znowu długi spacer. Spożyta mineralna nieuchronnie przypomina o sobie. Daremne
poszukiwanie toalety publicznej. Wtedy przypomniałem sobie o drugim filarze
współczesnej kultury narodowej – sieci domów kultury. Kieruję się śmiało do
Domu Kultury w Nałęczowie poszukując tego, co jest podstawą kultury – możliwości
skorzystania z cywilizowanej toalety. Sobota, godzina 15.00, drzwi zamknięte na
głucho. Nałęczów w moim rankingu cywilizacyjnym spada o kilka miejsc niżej. W
końcu skorzystałem z toalety o wystroju z lat 70-tych ubiegłego wieku w
podziemiach Domu Zdrojowego.
Jaki
to kontrast z mazurskim Ełkiem, odwiedzonym parę tygodni wcześniej. Centrum
Kultury przy głównej ulicy zawsze gościnnie otwarte, oferujące gościom
bezpłatną i porządną toaletę. Do tego kino, ciekawa galeria obrazów z pleneru,
bistro z regionalnymi potrawami. Szkoda, że jedyną regionalną potrawą są
kartacze – ale smaczne i niedrogie. Bistro ma ciekawy, artystyczny wystrój i
otwarte jest na drugą stronę budynku – ma taras od strony jeziora. Poniżej
amfiteatr w budowie – schodzący ze wzgórza aż do nadbrzeżnej promenady. Po
zakończeniu prac pewnie będzie się tam działo! Sama promenada ciągnie się chyba
parę kilometrów z nadbrzeżem, miejscami do cumowania jachtów, chodnikiem,
ścieżką rowerową, parkiem, słowiańskimi rzeźbami. Centralnym obiektem jest
zabytkowy most prowadzący na wyspę, na której wznoszą się pozostałości zamku
krzyżackiego zbudowanego przez komtura Ulricha von Jungingen. Dowiedziałem się,
że Niemcy przekształcili zamek w więzienie dla kobiet. Już przed wojną
promenada była głównym obiektem rekreacyjnym. Wyobrażam sobie jak mieszczanie
dostojnie spacerujący z rodzinami wzdłuż jeziora przechodzili przez most, aby
na wyspie posłuchać wycia więźniarek, katowanych i gwałconych przez sadystyczne
strażniczki. Obecnie na zamku rozpoczęły się prace archeologiczne i
rekonstrukcyjne. Prędzej czy później zadomowią się tam grupy rekonstrukcyjne. Nad
Jeziorem Ełckim zabrzmi znowu dźwięk mieczy, świst strzał z kuszy i pojawią
rycerze w białych płaszczach z czarnymi krzyżami. Tym razem nasi, polscy Krzyżacy – tak, jak
powinno być od początku.
Most prowadzący do zamku
Zamek Krzyżacki w Ełku
Czcigodny Dibeliusie
OdpowiedzUsuńTwój "dwuzerowy" wątek tej relacji przypomniał mi zabawne wydarzenie sprzed wielu lat. Jeszcze za komuny mój znajomy służbowo wiózł samochodem przez Polskę pewnego Hindusa. Ów gość w każdej większej miejscowości prosił o zatrzymanie się przy toalecie co znajomy odebrał jako przejaw pewnego schorzenia męskiego wieku bardzo dojrzałego. Gdy zatrzymali się na nocleg w dobrym (rzecz jasna jak na standardy PRL) hotelu, gość natychmiast po kolacji nawiązał dialog z przedstawicielką profesji przynoszącej wtedy skołatanej gospodarce socjalistycznej chyba niewiele dolarów mniej niż węgiel. I w jej towarzystwie udał się do swojego pokoju.
Rano przy śniadaniu widząc lekkie zdziwienie znajomego, gość domyślił się przyczyny takowego i zaczął się śmiać. Po czym wyjaśnił że tak pracowicie odwiedzał owe przybytki gdyż uważa że ich stan doskonale obrazuje poziom cywilizacyjny kraju. Strach pomyśleć jaką opinię o PRL sobie wyrobił.
Pozdrawiam serdecznie.
Czcigodny Stary Niedźwiedziu,
UsuńZapewne dziś opinia Hindusa o Polsce byłaby jeszcze bardziej krytyczna. Indie stały się potężną i szybko rozwijającą się gospodarką, a my dołączyliśmy do euroskansenu.
Serdecznie pozdrawiam
Od dawna uważam, że miasto, które nie ma porządnych i LICZNYCH toalet publicznych, zasługuje na to, by je obeszczać i obesrać.
OdpowiedzUsuńW malowniczo zaniedbanych, starych zaułkach zapach moczu jest czymś naturalnym i dodaje autentyczności.
UsuńDodajmy do tego braku toalet brak koszy na smieci...choc akurat tych drugich w Polsce raczej sporo...albo sie myle i z czyms innym mi sie pomieszalo?
OdpowiedzUsuńNie pomieszało ci się Aniu. Jeśli już wszystko wymieniamy, to opowiadam się za przywróceniem spluwaczek. Pamiętam z dzieciństwa była taka u fryzjera. To zajebista frajda splunąć sobie do spluwaczki. Teraz tylko piłkarzom wolno - na boisko.
UsuńNo to skoro tak jedziemy , to ja jestem za tym aby ludziom ustawili takie "fontanny" do picia jak na amerykańskich filmach. Otwierasz usta, przyciskasz "pedał" i sruuuuuu...woda wprost do żołądka:))
Usuń