Łączna liczba wyświetleń

sobota, 1 września 2012

Filary kultury narodowej

Na czas kryzysu, czas biedy sprawdzoną receptą Polaków jest pozytywizm. Pozytywizm to także walka o kulturę narodową. Filarem kultury narodowej jest gastronomia.

Ostatni weekend spędziłem w Nałęczowie. Zwiedzając to malownicze miasteczko swoim zwyczajem krążyłem od lokalu do lokalu.  Spotkać tam można było na przykład sympatycznego premiera Mazowieckiego, który w towarzystwie laseczki, ale  ciągle jest „na chodzie”.  Nadal poziom trzymają kawiarnie „Ewelina” i „Jaśminowa”. „Ewelina” – zlokalizowana w przedwojennej willi „Pod Matką Boską” - pomimo paru wątpliwych dodatków zachowała piękno oryginalnej architektury. To miejsce promieniuje spokojem i zapewnia dobre samopoczucie. „Jaśminowa” – w drewnianej chacie w lesie nad wąwozem z wyborem znakomitych herbat, kaw i nalewek.  Jakby tracił poziom natomiast lokal „U Fryzjera” w sąsiednim Kazimierzu, ze specjalnością kuchnia żydowska. Tym razem nic specjalnego i do tego kiepska kawa. Ale warto odwiedzić ten lokal i zająć miejsce na dole, z widokiem na drewniane schody. Intuicyjnie zająłem to miejsce. Kelnerki są młode, w obcisłych, krótkich, czarnych sukienkach, z długimi nogami. Bez przerwy krążą po tych schodach. Nieuchronnie nasuwające się pytanie – noszą majtki, czy nie.

Ale wracając do Nałęczowa. Dom Zdrojowy. Spożywałem leczniczą wodę mineralną. Piłem głównie Barbarę i Celińskiego, bo Miłość niewiele warta. Jak się płaci, trzeba pić.      Szklanka za szklanką, szklanka za szklanką – i tak wielokrotnie.  Potem znowu długi spacer. Spożyta mineralna nieuchronnie przypomina o sobie. Daremne poszukiwanie toalety publicznej. Wtedy przypomniałem sobie o drugim filarze współczesnej kultury narodowej – sieci domów kultury. Kieruję się śmiało do Domu Kultury w Nałęczowie poszukując tego, co jest podstawą kultury – możliwości skorzystania z cywilizowanej toalety. Sobota, godzina 15.00, drzwi zamknięte na głucho. Nałęczów w moim rankingu cywilizacyjnym spada o kilka miejsc niżej. W końcu skorzystałem z toalety o wystroju z lat 70-tych ubiegłego wieku w podziemiach Domu Zdrojowego.

Jaki to kontrast z mazurskim Ełkiem, odwiedzonym parę tygodni wcześniej. Centrum Kultury przy głównej ulicy zawsze gościnnie otwarte, oferujące gościom bezpłatną i porządną toaletę. Do tego kino, ciekawa galeria obrazów z pleneru, bistro z regionalnymi potrawami. Szkoda, że jedyną regionalną potrawą są kartacze – ale smaczne i niedrogie. Bistro ma ciekawy, artystyczny wystrój i otwarte jest na drugą stronę budynku – ma taras od strony jeziora. Poniżej amfiteatr w budowie – schodzący ze wzgórza aż do nadbrzeżnej promenady. Po zakończeniu prac pewnie będzie się tam działo! Sama promenada ciągnie się chyba parę kilometrów z nadbrzeżem, miejscami do cumowania jachtów, chodnikiem, ścieżką rowerową, parkiem, słowiańskimi rzeźbami. Centralnym obiektem jest zabytkowy most prowadzący na wyspę, na której wznoszą się pozostałości zamku krzyżackiego zbudowanego przez komtura Ulricha von Jungingen. Dowiedziałem się, że Niemcy przekształcili zamek w więzienie dla kobiet. Już przed wojną promenada była głównym obiektem rekreacyjnym. Wyobrażam sobie jak mieszczanie dostojnie spacerujący z rodzinami wzdłuż jeziora przechodzili przez most, aby na wyspie posłuchać wycia więźniarek, katowanych i gwałconych przez sadystyczne strażniczki. Obecnie na zamku rozpoczęły się prace archeologiczne i rekonstrukcyjne. Prędzej czy później zadomowią się tam grupy rekonstrukcyjne. Nad Jeziorem Ełckim zabrzmi znowu dźwięk mieczy, świst strzał z kuszy i pojawią rycerze w białych płaszczach z czarnymi krzyżami.  Tym razem nasi, polscy Krzyżacy – tak, jak powinno być od początku.
 
Most prowadzący do zamku
 
 Zamek Krzyżacki w Ełku
 
 
 
Panorama Ełku


 

7 komentarzy:

  1. Czcigodny Dibeliusie
    Twój "dwuzerowy" wątek tej relacji przypomniał mi zabawne wydarzenie sprzed wielu lat. Jeszcze za komuny mój znajomy służbowo wiózł samochodem przez Polskę pewnego Hindusa. Ów gość w każdej większej miejscowości prosił o zatrzymanie się przy toalecie co znajomy odebrał jako przejaw pewnego schorzenia męskiego wieku bardzo dojrzałego. Gdy zatrzymali się na nocleg w dobrym (rzecz jasna jak na standardy PRL) hotelu, gość natychmiast po kolacji nawiązał dialog z przedstawicielką profesji przynoszącej wtedy skołatanej gospodarce socjalistycznej chyba niewiele dolarów mniej niż węgiel. I w jej towarzystwie udał się do swojego pokoju.
    Rano przy śniadaniu widząc lekkie zdziwienie znajomego, gość domyślił się przyczyny takowego i zaczął się śmiać. Po czym wyjaśnił że tak pracowicie odwiedzał owe przybytki gdyż uważa że ich stan doskonale obrazuje poziom cywilizacyjny kraju. Strach pomyśleć jaką opinię o PRL sobie wyrobił.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Stary Niedźwiedziu,
      Zapewne dziś opinia Hindusa o Polsce byłaby jeszcze bardziej krytyczna. Indie stały się potężną i szybko rozwijającą się gospodarką, a my dołączyliśmy do euroskansenu.
      Serdecznie pozdrawiam

      Usuń
  2. Od dawna uważam, że miasto, które nie ma porządnych i LICZNYCH toalet publicznych, zasługuje na to, by je obeszczać i obesrać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W malowniczo zaniedbanych, starych zaułkach zapach moczu jest czymś naturalnym i dodaje autentyczności.

      Usuń
  3. Dodajmy do tego braku toalet brak koszy na smieci...choc akurat tych drugich w Polsce raczej sporo...albo sie myle i z czyms innym mi sie pomieszalo?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pomieszało ci się Aniu. Jeśli już wszystko wymieniamy, to opowiadam się za przywróceniem spluwaczek. Pamiętam z dzieciństwa była taka u fryzjera. To zajebista frajda splunąć sobie do spluwaczki. Teraz tylko piłkarzom wolno - na boisko.

      Usuń
    2. No to skoro tak jedziemy , to ja jestem za tym aby ludziom ustawili takie "fontanny" do picia jak na amerykańskich filmach. Otwierasz usta, przyciskasz "pedał" i sruuuuuu...woda wprost do żołądka:))

      Usuń