Łączna liczba wyświetleń

sobota, 2 czerwca 2012

Klątwa zwierząt

Koleżanka, zatrudniona w zusie, aby odreagować swoją nieludzką pracę urzędnika doprowadzającego zza biurka setki ludzi do bankructwa, więzienia lub samobójstwa, kupiła jorka. Spacery z ulubieńcem na łąkach poza miastem pozwalały jej zregenerować się psychicznie. Pewnego dnia rozegrał się jednak dramat. Ułamek sekundy. Wesoło hasający jork, z nieba spada jak czarny pocisk drapieżny jastrząb, urwany skowyt. I cisza, i pustka…

Inna koleżanka przeżyła koszmarny tydzień, bo przejechała kota. Gnębiły ją wyrzuty sumienia, nie mogła spać, chodziła z podkrążonymi oczami. Zwierzyła się znajomej. Ta wysłuchała i stwierdziła, że rozumie ją aż za dobrze. Niedawno przeżyła równie okropną historię:
Wynajęła pokój w domu starszego, sympatycznego małżeństwa, którego dzieci już się wyprowadziły. Ulubieńcem pani domu i jej oczkiem w głowie był śliczny, przesympatyczny jork. Przelała na niego całą swoją miłość rodzicielską. Ela wprowadziła się nie sama, ale ze swoim wilczurem. Obawiała się, aby między psami nie doszło do nierównego konfliktu, ale na szczęście zwierzęta odnosiły się do siebie przyjaźnie. Wszystko układało się dobrze.
Pewnego dnia jednak, wychodząc rano do pracy ujrzała przerażający widok. Przed drzwiami jej wilczur trzymał w pysku brudnego, wytarzanego w ziemi jorka. Zwisał bezwładnie i nie zdradzał oznak życia. Rozpacz, histeria, wstyd, co robić, jak się wytłumaczyć? Wpadła w jakiś amok. Odebrała jorka. Wyszczotkowała go. Nie pomogło. Wykąpała, wysuszyła i wyszczotkowała ponownie. Wyprofilowała mu nawet brwi. Położyła na wycieraczce. Uciekła do pracy i udawała, że o niczym nie wie.
Po kilku dniach spotkała właściciela domu. Przygnębiony, z podkrążonymi oczami, trzęsące się ręce. Zapytała, co się stało. Zwierzył się jej:
Kilka dni temu wyjeżdżając do pracy niechcący przejechał jorka. Rozpacz, histeria, co robić, jak to wytłumaczyć żonie? Zakopał zwierzaka w ogrodzie, a żonie powiedział, że uciekł. Prawdziwy szok i koszmar przeżył jednak po powrocie z pracy – na wycieraczce czysty i pachnący, ale jednak martwy jork. Zastanawia się, czy udać się do psychiatry, czy do egzorcysty…

11 komentarzy:

  1. no tak... jak to mówią "kot sobie poradzi", york nie za bardzo... inni mówią, że "york to nie pies, tylko kot"... tu się te mądrości zbiegają, bo czasem kot też sobie nie radzi...
    a york sobie poradził i wykonał numer a la "Smętarz zwierzaków"...
    a wiesz... tak apropos jastrzębia... w Lesie Kabackim urzęduje krogul... jak sroki znikają mi z przed domu, to znak, by chwytać za komórę, wybiec na dwór, patrzeć w niebo i robić fotkę...
    tylko cóż to komóra, i cóż to za fotka?...
    wybiegam więc przed dom bez komóry...
    pozdrawiać :))...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię ptaki drapieżne, są takie majestatyczne, z wyjątkiem chwili ataku. Szkoda, że rzadko się pojawiają. Ale można będzie obserwować przynajmniej nasze "orły" na boisku.
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. atak też jest godny podziwu dla jego profesjonalizmu... najmniej interesująca jest konsumpcja... no, ale co mnie obchodzi, jak kto łyżką obraca?... byle tylko nie siorbał i nie mlaskał za głośno...
      jakieś dwa, trzy lata temu w PKiN-ie rezydowały sokoły... można było via kamera netowa podglądać ich życie rodzinne... zresztą teraz sporo jest takich stronek /nie tylko z ptakami zresztą/...
      pozdro etc...

      Usuń
  2. Nieprawdopodobnie gombrowiczowskie, nie pozbawione jednak realizmu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro tak, to może wreszcie przeczytam coś Gombrowicza...

      Usuń
  3. Nie wiedziałem, że York to taka nietrwała rasa. Właściciele powinni być przygotowani, że wcześniej niż później będzie Nowy York.

    OdpowiedzUsuń
  4. Faktycznie lepiej zamiast yorka pokochać od razu New York. Jest bardziej odporny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wzruszyłam się. Wilczur wykopał zmarłego przyjaciela... (No chyba że wykopał z czystego instynktu, jako świeże truchło.)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja sie usmiechnelam, chyba nie mam serca...

    OdpowiedzUsuń