Inna koleżanka przeżyła koszmarny tydzień, bo przejechała kota. Gnębiły ją wyrzuty sumienia, nie mogła spać, chodziła z podkrążonymi oczami. Zwierzyła się znajomej. Ta wysłuchała i stwierdziła, że rozumie ją aż za dobrze. Niedawno przeżyła równie okropną historię:
Wynajęła
pokój w domu starszego, sympatycznego małżeństwa, którego dzieci już się
wyprowadziły. Ulubieńcem pani domu i jej oczkiem w głowie był śliczny,
przesympatyczny jork. Przelała na niego całą swoją miłość rodzicielską. Ela
wprowadziła się nie sama, ale ze swoim wilczurem. Obawiała się, aby między
psami nie doszło do nierównego konfliktu, ale na szczęście zwierzęta odnosiły
się do siebie przyjaźnie. Wszystko układało się dobrze.
Pewnego
dnia jednak, wychodząc rano do pracy ujrzała przerażający widok. Przed drzwiami
jej wilczur trzymał w pysku brudnego, wytarzanego w ziemi jorka. Zwisał
bezwładnie i nie zdradzał oznak życia. Rozpacz, histeria, wstyd, co robić, jak
się wytłumaczyć? Wpadła w jakiś amok. Odebrała jorka. Wyszczotkowała go. Nie
pomogło. Wykąpała, wysuszyła i wyszczotkowała ponownie. Wyprofilowała mu nawet brwi.
Położyła na wycieraczce. Uciekła do pracy i udawała, że o niczym nie wie.
Po
kilku dniach spotkała właściciela domu. Przygnębiony, z podkrążonymi oczami, trzęsące
się ręce. Zapytała, co się stało. Zwierzył się jej:
Kilka
dni temu wyjeżdżając do pracy niechcący przejechał jorka. Rozpacz, histeria, co
robić, jak to wytłumaczyć żonie? Zakopał zwierzaka w ogrodzie, a żonie
powiedział, że uciekł. Prawdziwy szok i koszmar przeżył jednak po powrocie z
pracy – na wycieraczce czysty i pachnący, ale jednak martwy jork. Zastanawia
się, czy udać się do psychiatry, czy do egzorcysty…
no tak... jak to mówią "kot sobie poradzi", york nie za bardzo... inni mówią, że "york to nie pies, tylko kot"... tu się te mądrości zbiegają, bo czasem kot też sobie nie radzi...
OdpowiedzUsuńa york sobie poradził i wykonał numer a la "Smętarz zwierzaków"...
a wiesz... tak apropos jastrzębia... w Lesie Kabackim urzęduje krogul... jak sroki znikają mi z przed domu, to znak, by chwytać za komórę, wybiec na dwór, patrzeć w niebo i robić fotkę...
tylko cóż to komóra, i cóż to za fotka?...
wybiegam więc przed dom bez komóry...
pozdrawiać :))...
Lubię ptaki drapieżne, są takie majestatyczne, z wyjątkiem chwili ataku. Szkoda, że rzadko się pojawiają. Ale można będzie obserwować przynajmniej nasze "orły" na boisku.
UsuńPozdrawiam
atak też jest godny podziwu dla jego profesjonalizmu... najmniej interesująca jest konsumpcja... no, ale co mnie obchodzi, jak kto łyżką obraca?... byle tylko nie siorbał i nie mlaskał za głośno...
Usuńjakieś dwa, trzy lata temu w PKiN-ie rezydowały sokoły... można było via kamera netowa podglądać ich życie rodzinne... zresztą teraz sporo jest takich stronek /nie tylko z ptakami zresztą/...
pozdro etc...
Nieprawdopodobnie gombrowiczowskie, nie pozbawione jednak realizmu:)
OdpowiedzUsuńSkoro tak, to może wreszcie przeczytam coś Gombrowicza...
UsuńNie wiedziałem, że York to taka nietrwała rasa. Właściciele powinni być przygotowani, że wcześniej niż później będzie Nowy York.
OdpowiedzUsuńFaktycznie lepiej zamiast yorka pokochać od razu New York. Jest bardziej odporny.
OdpowiedzUsuńWzruszyłam się. Wilczur wykopał zmarłego przyjaciela... (No chyba że wykopał z czystego instynktu, jako świeże truchło.)
OdpowiedzUsuńMoże z jednego i drugiego powodu...
UsuńJa sie usmiechnelam, chyba nie mam serca...
OdpowiedzUsuńUśmiech to zupełnie umiarkowana reakcja :)
Usuń