Ostróda
to jeden z mazurskich kurortów konkurujący z Mikołajkami,
Giżyckiem czy Mrągowem. Wyróżnia się ponurą, deszczową pogodą.
Mimo wszystko wywiera jednak pozytywne wrażenie.
Nad
jeziorem Drwęckim odrestaurowano posągi dawnych bogiń tzw. bab
pruskich. Nikt już nie pamięta ich imion, ale są piękne.
Pieczołowicie
odbudowano stare miasto.
Pogrążyłem
się w aktywności turystycznej, nic nie zapowiadało nadchodzącego
dramatu. Właściwie był jeden moment, który mógł stać się
ostrzeżeniem, ale zlekceważyłem go. W knajpie nad jeziorem
zauważyłem, że siedząca przy stoliku obok liczna rodzina
rozmawiała na przemian po polsku i po niemiecku, płynnie zmieniając
jeden język na drugi. Pomyślałem, że do Ostródzian przyjechała
rodzina z Niemiec, ale nie zastanawiałem się nad tym więcej.
W
końcu znużyło mnie przebywanie w tłumie turystów i wybrałem się
poza miasto. Widok pól, łąk i lasów ukoił mnie. Szedłem dosyć
długo. W pewnym momencie natrafiłem na ciekawe miejsce. Wzgórze
otoczone było kolistym wzniesieniem, jakby usypanym ręką
człowieka.
W
końcu jednak zachciało mi się lać. Teren był bezludny, więc
stanąłem pod jakąś tablicą i z ulgą zaspokoiłem potrzebę
fizjologiczną.
Właśnie
skończyłem, kiedy w odległości kilkunastu metrów jakby spod
ziemi zaczęły wydobywać się dziwne postacie. Wyglądaliby
właściwie komicznie – czarne krótkie spodenki, grube pasy z
prostokątną klamrą, brązowe koszule z czarnym krawacikiem i
czerwoną przepaską na ramieniu – gdyby nie kominiarki na twarzach
i małe sztyleciki w dłoniach. Do tego gniewnie ryczeli coś po
niemiecku – zrozumiałem tylko: TANNENBERG DENKMAL, SCHANDE,
WERWOLF, HALT. Nie trzeba mi było dwa razy powtarzać. Rzuciłem się
do ucieczki. To było koszmar. Zaciekle gonili mnie aż do Ostródy,
co gorsza trafiłem nie do centrum, tylko na przedmieście, przed
którym w hotelu surowo mnie ostrzegano. Dzielnica cygańska. Chyba
słusznie ostrzegano, bo na narożnym budynku dużymi literami
napisano: WCHODZISZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ. Dalej kłębiło
się mnóstwo Cyganów. Nie miałem wyboru, dyszałem już resztką
sił. Wbiegłem. Za mną oprawcy, jednak zaraz zatrzymali się, bo
drogę zastąpiła im grupa Romów. Prześladowcy wydali z siebie
przeraźliwy skowyt i ku mojej uldze wycofali się. Ulga była
chwilowa, bo dwóch rosłych Cyganów chwyciło mnie za ramiona
informując, że mam udać się z nimi. Po drodze rozglądałem się.
Dzielnica była zaniedbana, ale malownicza. Uroczy był widok młodej
Romki, która w kwiecistym szlafroku i papuciach z czarnym futerkiem
udawała się do sklepiku spożywczego. Za chwilę, jednak przyszła
myśl, że prowadzą mnie chyba do jakieś izby tortur. Doprowadzili
mnie do starszego cygańskiego, to znaczy starszego rangą, bo
wiekowo wyglądał około czterdziestki. Brunet z wąsami, cechował
się nienaganną elegancją, pomimo upału ubrany był w czerwoną
koszulę, czarne długie spodnie i czerwone pantofle w odcieniu
koszuli, do tego obfity złoty łańcuch na szyi. W konfrontacji z
nim czułem się głupio – w T-shircie, krótkich spodniach, do
tego cały umorusany. Zapytał, co się wydarzyło. Uznałem, że
ściemnianie nic nie da i szczerze opowiedziałem o incydencie. Kiedy
skończyłem, ku mojemu zaskoczeniu zareagował rubasznym śmiechem.
- Kto
jest wrogiem nacjonalistów niemieckich, jest naszym przyjacielem.
Niemcy strasznie prześladowali nas w czasie wojny, Polacy nas tylko
dyskryminują. Zapraszam na poczęstunek.
Udaliśmy
się w kierunku jego rezydencji. Spodobało mi się, że mijane
Romki patrzyły prosto w oczy i uśmiechały się. Jaka to różnica
w porównaniu z niedostępnymi i wyniosłymi mazurskimi blondynkami w
centrum Ostródy. Poczęstunek odbył się w stojącym w ogrodzie
wozie cygańskim.
- W
ten sposób kultywujemy nasze tradycje – wyjaśnił Starszy.
Podano
pieczonego kurczaka na zimno i wino. Ale ważniejsza była rozmowa.
Starszy wyjaśnił mi genezę incydentu.
- Wkroczyłeś
na teren mauzoleum Hindenburga. Niemcy przed wojną wybudowali tam
pomnik w kształcie zamku krzyżackiego z ośmioma wieżami aby
uczcić zwycięstwo armii niemieckiej nad rosyjską na początku
pierwszej wojny światowej. Nazwali ten kompleks Tannenberg-Denkmal.
Następnie pochowano tam byłego dowódcę zwycięskiej armii i
byłego prezydenta Niemiec von Hindenburga. W okresie rządów
Hitlera kompleks był najważniejszym pomnikiem niemieckiego
militaryzmu, symbolizującym zwycięstwo i wyższość nad
Słowianami. Po II wojnie obiekt został zniszczony.
- Ale
skąd znaleźli się tam moi prześladowcy?
- Obiekt
został zniszczony, ale pozostały podziemia, w których współcześnie
kryjówkę urządzili sobie niemieccy nacjonaliści. A ty odlałeś
się na ich największą świętość! - znowu zaśmiał się
rubasznie.
Sprawa
wyjaśniła się, ale spróbowałem uzyskać odpowiedź na jeszcze
jedno pytanie.
- Widzę,
że jesteście kulturalni i zaradni. Dlaczego wasza dzielnica
jest tak zaniedbana?
- Nie
tylko tutaj niestety władze miejskie dyskryminują Romów. Ale jest
i drugie dno. Geneza sytuacji sięga do czasów drugiej wojny
światowej. Ostróda połączona jest kanałem żeglugowym z
Elblągiem.
Zaskoczyła
mnie ta informacja.
- Widziałem
jakieś statki na jeziorze, ale pływają aż do Elbląga?
- Niemcy
wybudowali ten kanał w okresie zaboru pruskiego. Jest poważne
podejrzenie że pod koniec drugiej wojny światowej wykorzystano ten
kanał do przewiezienia Bursztynowej Komnaty z Królewca przez Elbląg
do Ostródy.
- Do
Ostródy? Gdzie tutaj można by ją ukryć?
- Nasza
dzielnica rozciąga się wokół góry na której znajduje się stary
cmentarz. Wprawdzie góra nazywa się Polska Górka i znajdują się
na niej zabytkowe groby świadczące o polskości tych ziem, na
przykład grób polskiego patrioty pastora Gustawa Gizewiusza, jednak
cmentarz jest totalnie zapuszczony, porośnięty dziką roślinnością.
Zaniedbanie cmentarza i zaniedbanie naszej dzielnicy jest naszym
zdaniem celowe. W podziemiach cmentarza ukryto Bursztynową Komnatę
i do czasu jej odnalezienia przez wtajemniczone osoby widok okolicy
ma odstraszać intruzów. Mało kto odważa się tu zapuścić.
Zaszokowała
mnie ta mroczna tajemnica, a także szczerość i gościnność
Cyganów. Serdecznie pożegnałem się z gospodarzem, odeskortowany
do granicy dzielnicy romskiej szczęśliwie wróciłem do hotelu.
Kiedy
kolejnego dnia błądziłem po Ostródzie natrafiłem na gmach
Mniejszości Niemieckiej. Stowarzyszenie nosiło nazwę Tannen.
Tannen – Tannenberg. Alles klar.
O! jak dobrze, że ja tam nie planowałam nigdy wakacji!
OdpowiedzUsuńmuzyka: bomba rozrywa na kawałki.
:)
To austriacki zespół z polską wokalistką. Uznałem, że dobrze zilustruje polsko-niemiecką harmonię w Ostródzie.
UsuńA do Ostródy warto wpaść mimo wszystko :)
Czcigodny Dibeliusie
OdpowiedzUsuńCieszę się, że powracasz do swojego niepowtarzalnego stylu narracji o ciekawych a zarazem mało znanych miejscach w Polsce.
Ostródę znam słabo, głównie przejeżdżałem przez nia w drodze nad obydwa jeziora Szeląg. O momumencie czczącym zwycięstwo w roku 1914 Hindenburga nad armią Samsonowa oczywiście wiedziałem, ale dziękuję za garść informacji o jego obecnym stanie. Mało kto wie o tym, że po stronie niemieckiej głównym bohaterem tej bitwy był generał Hermann Karl von François. Jeśli zdziwi ćię francuska pisownia jego nazwiska, informuję iż był potomkiem francuskiej szlachty hugenockiej. Którą Ludwik XIV wypędził z Francji, a Fryderyk Wilhelm I, przez Niemców słusznie zwany Wielkim Elektorem, oczywiście z entuzjazmem przygarnął. I ci Francuzi zostali elitą państwa fryderycjańskiego, stając sie bardziej pruscy od Niemców.
Polecam wizytę w Pasymiu, przepięknym mieście nad jeziorem Kalwa.
Pozdrawiam serdecznie.
Czcigodny Stary Niedźwiedziu,
UsuńZafascynowały mnie także losy generała Samsonowa po jego śmierci podczas ucieczki. Misja poszukiwawcza żony wspomaganej przez władze pruskie, odnalezienie grobu w mazurskim lesie, ekshumacja i podróż przez Danię, Szwecję, Piotrogród do rodzinnej Ukrainy. Oby jak najwięcej takich dowódców w armii rosyjskiej.
W Pasymiu jeszcze nie byłem, dziękuję za radę, chętnie odwiedzę.
Serdecznie pozdrawiam
Polecam rejs po Kanale Elbląskim. Tylko nie wykupuj najdłuższej trasy, bo jest jednak dość monotonny. Ale jest ciekawie - nie wiem, czy jeszcze gdzieś na świecie można przeżyć coś podobnego. Najpierw płyniesz statkiem, a potem, nie ruszając czterech liter z miejsca, jedziesz koleją. I wszystko poruszane wyłącznie nurtem rzeki. Genialne rozwiązanie techniczne.
OdpowiedzUsuńDzięki za radę. Skoro Bursztynowa Komnata przepłynęła, to czemu nie spróbować samemu tego cudu XIX-wiecznej techniki.
Usuń