Pod
koniec XX wieku Francis Fukuyama w książce „Koniec historii” uznał upadek totalitarnego
systemu sowieckiego za koniec dotychczasowej historii. Miała nastąpić era
liberalnej demokracji, brak konfliktów ideologicznych, rozwój gospodarczy. Wydarzenia
ostatnich lat przeczyły tej tezie, ale przełomowe są przykłady z kilku ostatnich miesięcy – agresja Rosji na Ukrainę i
powstanie Kalifatu Islamskiego na terenach Syrii oraz Iraku.
Agresja
Rosji to odrodzenie idei nacjonalizmu z przełomu XIX i XX wieku, która stała
się przyczyną milionów ofiar I i II wojny światowej. Obywatelom Unii
Europejskiej swobodnie przekraczającym granice, korzystającym z wolności handlu
wojna w imię nacjonalizmu wydaje się upiornym absurdem. Po co walczyć, po co
ponosić ofiary, jeśli skuteczniejsza jest rywalizacja i dominacja ekonomiczna?
Czy dla Rosji, pomimo „buntu” Majdanu, długofalowo nie byłaby korzystniejsza
współpraca ekonomiczna z Ukrainą? Przy przewadze Rosji nieuchronnie z czasem
spowodowałaby dominację ekonomiczną i polityczną. Putin zirytowany obaleniem
Janukowycza, które medialnie zdominowało zimową olimpiadę w Soczi uruchomił
plan przejęcia Nowo-Rosji. Efekt nie jest imponujący – Rosja odzyskała Krym i część Donbasu, za to nastąpiła faktyczna reaktywacja
NATO, uświadomienie konieczności obrony wschodniej flanki przed podstępnym
wrogiem, ale przede wszystkim przebudzenie nacjonalizmu ukraińskiego,
skierowanego przeciwko Rosji. Obecna Ukraina jest militarnie słaba, ale pomimo
strat terytorialnych to jedno z największych państw w Europie, z
kilkudziesięciu milionami ludności. Rosja odniosła pyrrusowe zwycięstwo. Putin
zdawal sobie z tego sprawę, do ostatniej chwili odwlekał bezpośrednią
interwencję. Kombinował z „białym konwojem” pomocy humanitarnej. Ukraińcy nie
zrozumieli, że to szansa na kompromis. Po zaangażowaniu w poparcie separatystów
w Donbasie prezydent Rosji nie mógł pozwolić sobie na ich rozgromienie przez ukraińską
operację antyterrorystyczną, to oznaczałoby jego polityczny koniec we własnym
kraju. Co innego, gdyby Ukraińcy od razu ich spacyfikowali. Rosja wtedy zapewne
surowo zganiłaby władze ukraińskie, zaś one obiecałyby amnestię, federalizację
itd. Rosyjska kontrofensywa w Donbasie stała się decydującym argumentem dla
prezydenta Poroszenki do zgody na rozejm. Pomimo, iż strategiczny i długofalowy
efekt tej wojny będzie zdecydowanie niekorzystny dla Rosji, społeczeństwo
rosyjskie jest w euforii. Słupki poparcia dla prezydenta Putina biją rekordy.
Mechanizm ten dowodzi naiwności teorii Fukuyamy. Pomimo postępu
technologicznego natura ludzka się nie zmienia. Jesteśmy tak samo podatni na hasło
nacjonalizmu, jak nasi przodkowie sprzed 100 lat. Wystarczy, że władze
uruchomią to hasło dla własnych korzyści. A pokusę taką mają szczególnie rządy
silnych, autorytarnych państw ze sprzecznościami i problemami wewnętrznymi, np.
Rosja, Chiny, Iran.
Powstanie
Państwa Islamskiego to przykład, że religia nie przeszła do historii.
Dziesiątki tysięcy Europejczyków wstąpiło w szeregi dżihadu, by ochoczo
mordować niewiernych i robić sobie sweet focie z ich odciętymi głowami. Jest to
kolejny dowód niezmienności natury ludzkiej. Jesteśmy tak samo podatni na
fanatyzm religijny, jak w Średniowieczu. Fanatycy zawsze się znajdą, a jeśli na
jakimś terytorium przejmą władzę, większość posłusznie dostosowuje się. Kryzys
w Syrii i Iraku jest bezpośrednim efektem naiwnej wiary USA i państw zachodnich
w mrzonki Fukuyamy. Próbowano obalić dyktatorów, aby wprowadzić jedynie słuszną
demokrację. Ludy azjatyckie i afrykańskie mają demokrację w głębokiej pogardzie.
Brak silnego, autorytarnego przywódcy to w efekcie rozpad państwa i walki grup
plemiennych lub religijnych. Już od dawna twierdziłem, że nie znaczy to, że nie
możemy obalać niewygodnych dyktatorów. Można obalić, ale następnie zastosować
sprawdzoną przez Rzymian zasadę „dziel i rządź”. Zamiast tworzenia iluzorycznych państw demokratycznych – uzbroić i poprzeć odpowiednią
mniejszość, która zabezpieczy nasze interesy. Skutecznie zabezpieczy bez
bezsensownego tracenia tysięcy własnych żołnierzy poległych w Afganistanie i
Iraku podczas pełnienia funkcji de facto
policjantów. W Afganistanie należało poprzeć nienawidzący Talibów i doświadczony
w walce z nimi Sojusz Północny, zaś w Iraku szyitów i Kurdów. W przypadku Iraku
nastąpiło wreszcie przebudzenie. Kraje zachodnie prześcigają się w wysyłaniu
broni dla Kurdów, USA udzieliło im wsparcia lotniczego. W efekcie Kurdowie i
szyci zaczęli powoli, ale konsekwentnie wypierać islamistów –np. odzyskanie
kontroli nad tamą w Mosulu na rzece Tygrys, przełamanie oblężenia miasta Amerli
i uratowanie tamtejszej ludności przed rzezią.
Mam
nadzieję, że nastąpi przebudzenie elit zachodnich. Wiara w nieuchronną
demokrację, miłość i dobrobyt okazuje
się takim samym kretynizmem jak nacjonalizm lub fanatyzm religijny. Już nie
mówiąc o gender. Widziałem w tv filmik – przywódczyni grupy genderystycznej
niechcący zabiła się sama, bo włożyła sobie paralizator zamiast wibratora.
Paralizator przeznaczony był na mężczyzn.
FF pomylił się bo, jak słusznie zauważyłeś, taka jest natura ludzka. Nie da się wychować ludzi przeznaczonych do jakkolwiek pojmowanego dobrobytu. Klęskę na tym polu poniosły już totalitaryzmy XX wieku. Podobną klęskę poniosła demokracja, dziś przekształcona w karykaturę samej siebie. Demokracja, która jest znakomitym, ale wymagającym ustrojem, przeznaczonym dla ludzi dojrzałych do jej przyjęcia.
OdpowiedzUsuńWieki monarchiczne też nie były wolne od nadużyć, nieszczęść czy wojen, ale trwały długo, mówimy o wiekach. Tymczasem demokracja czy totalitaryzmy udowodniły swoją nieprzydatność bardzo szybko. Dobrze byłoby wrócić do czasów, gdy honoru nie mylono z honorarium, człowieka szlachetnego obowiązywał pewien kodeks zachowań, a każdy znał swoje miejsce. Pewnie czekają nas inne formy, bliższe Korei Kimów czy Chin, ale nie przeszkadza zatęsknić za normalnymi czasami...
Sprawdziła się demokracja oparta na cenzusie wyborczym, ale współczesne elity rządzące nie są powrotem do tego modelu w najmniejszym stopniu zainteresowane. Także w mojej ocenie model zachodni zmierza do konwergencji z modelem chińskim. Demokracja będzie pełniła rolę wyłącznie gadżetu propagandowego.
UsuńCzcigodny Dibeliusie
OdpowiedzUsuńGdy media (a ściślej rzecz biorąc "merdia", jak nazywa je mistrz Michalkiewicz) rządzące krajami umownej cywilizacji białego człowieka, robią wodę z mózgu połykaczom produkowanej przez siebie papki i wmawiają motłochowi, że jest "suwerenem", wszystko to jeszcze mieści się w konwencji tego teatrzyku. Bo o tak zwanej demokracji już Arystoteles powiedział, że są to rządy hien, wdzięczących się do osłów. A przez około 23 stulecia, w tej kwestii nic się nie zmieniło. Ale jeśli przywódcy "świata zachodniego" chcą w Afryce czy kręgu islamu wprowadzać demokrację, to sami też są osłami.
Pozdrawiam serdecznie.
Czcigodny Stary Niedźwiedziu,
UsuńA więc pozostaje czekać na powrót hien...
Serdecznie pozdrawiam
Zgadzam się z tezą, że ludzka natura jest niezmienna. Natomiast w przebudzenie zachodnich elit raczej nie wierzę. Zachód od lat nie jest w stanie zrozumieć, że niektóre narody mogą świadomie odrzucać demokrację.
OdpowiedzUsuńDla mnie decyzja o dozbrojeniu Kurdów jest światełkiem w tunelu. To przecież mniejszość, która zgodnie z zasadami demokracji powinna pozostać nic nie znaczącą mniejszością.
UsuńSzanowny Dibeliusie,
OdpowiedzUsuńZ demokracją jest jeden zasadniczy problem. A mianowicie umożliwia ona dobranie się do władzy przez hołotę - patrz Polska. Nawet taki kraj jak USA, który właściwie nie znał innego systemu politycznego, jest dzisiaj karykaturą demokracji, która się tam przez dłuższy czas sprawdzała. Ma to być może związek z niezmiennością natury ludzkiej, a może z bardziej z zanikiem instynktów samozachowawczych. Najlepszym tego dowodem są właśnie USA, gdzie zamiast rozsądku zaczyna rządzić polityczna poprawność, bo jak inaczej wytłumaczyć wybór obecnego prezydenta tego kraju? Człowieka, który zadłużył swój kraj bardziej niż wszyscy jego poprzednicy razem wzięci. Albo taka Polska, gdzie wyjątkowo kiepskiego premiera awansuje się na dobrze płatne, acz marionetkowe stanowisko w strukturach unijnych, a na jego miejsce desygnuje się Ewę Kopacz, która jest bodaj najbardziej nieudolnym z możliwych kandydatów, a wsławiła się niemal rozwaleniem systemu refundacji leków, kłamstwami smoleńskimi i wyjątkowa służalczością wobec swojego niedawnego pryncypała. Ten sam proces autodestrukcji przebiega w demokracjach zachodnich i zabójczy dla nich import isslamskiej dziczy trwa w najlepsze. Kiedy zapłonie ogień dżihadu, na naprawę popełnionych błędów będzie już za późno. Jednym słowem, demokracja w obecnej formie jest do dupy i nie będzie się dalej sprawdzać, bowiem po przejściu kolejnych wylinek zacznie bardziej przypominać komunizm. Finalnie i tak zwycięży koncepcja, że na górze może być tylko jeden człowiek.
Pozdrawiam serdecznie, TF.
Szanowny Tie Fighterze,
UsuńByć może jedną z przyczyn agonii demokracji jest jej niedostosowanie do siły współczesnych mediów. Media wyciągają i wzmacniają najbardziej prymitywne i roszczeniowe poglądy, które politycy muszą starać się zaspokajać.
Serdecznie pozdrawiam
Co do natury ludzkiej - pełna zgoda.
OdpowiedzUsuńA demokracji nie ma. Jest lobbokracja.
To co nam pozostaje?
UsuńZaspokajanie interesów różnych grup - ma to sens - zmniejsza się napięcia społeczne. Ale władze powinny mieć strategiczną wizję przyszłości i umieć ją przeforsować. Natomiast w lobbokracji - pokrzyczą górnicy, dostają kolejny przywilej, przyjadą przedsiębiorcy i "przekonają" - zakazuje się tradycyjnych żarówek albo nakazuje kamizelki odblaskowe. I tylko rządowi kasy coraz bardziej brakuje, więc pożycza. I tak się to toczy...
Usuń"Ale władze powinny mieć strategiczną wizję przyszłości i umieć ją przeforsować."
UsuńZwięźle i - jak zwykle zresztą - rozsądnie. :) A teraz znajdź mi takich polityków... :)
@Kira,
Usuń" A teraz znajdź mi takich polityków... :)"
I to jest problem. W systemie demokratycznym działania polityczne deprawują każdego, kto da się w nie wciągnąć. Tu trzeba głębszej zmiany, polegającej nie tylko na wymianie klasy politycznej, ale zmianie systemu politycznego na taki, który jeśliby nie eliminował, to przynajmniej ograniczał rozmiar warcholstwa, korupcji i paru innych zjawisk nieodłącznie związanych z obecnym systemem władzy, a które to zjawiska nadmiernie rozrośnięte toczą tkankę społeczną niczym najgorsza odmiana raka.
może rzeczywiście tylko jednomandatowe okręgi wyborcze pozwolą na poprawę jakości....
Usuń