Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 26 sierpnia 2014

Wielokulturowość Ziemi Kłodzkiej

Podzielę się paroma refleksjami z urlopu spędzonego na Ziemi Kłodzkiej. Najbardziej uderzający jest kontrast piękna gór z tandetą na ogół starej, poniemieckiej zabudowy.





Szokujące są niektóre przejawy dwukulturowości tych terenów. Zauważyłem to na miejscowym basenie. W dniach, w których większość stanowili Czesi w szatni i na prysznicach przyjmował się standard rozbierania do naga. W dniach, w których większość stanowili Polacy przyjmował się standard nie zdejmowania spodenek. Panowie pod prysznicami pracowicie namydlali się nie zdejmując garderoby. W dniach „czeskich” niezbyt komfortowa sytuacja pojawiała się, kiedy jakiś tatuś przyprowadził ze sobą córeczkę do szatni męskiej. Dziewczynka miała „bonus” w postaci możliwości kontemplowania stada nieco zażenowanych nagusów.

Pomimo tego konfliktu kulturowego społeczność lokalna wydaje się mieć przyjazne relacje z Czechami. Przedstawiciele obu narodów zgodnie odwiedzają obiekty handlowe, turystyczne i gastronomiczne po obu stronach granicy. W relacji tv z ćwiczeń straży pożarnej w górach z satysfakcją podkreślano współudział i współpracę strażaków czeskich, w relacji z zawodów drwali z zadowoleniem odnotowano udział delegacji czeskich drwali. Z tymi przyjaznymi relacjami kontrastowała chamska postawa niektórych przybyszów z głębi kraju. Cytuję wypowiedź pewnej paniusi:

- Pojechałam do tych Pepików, ale nic tam nie kupiłam, taka drożyzna.

W czeskim Kauflandzie była promocja i limit zakupu 5 butelek Becherovki na osobę. Zauważyłem, że nasza pomysłowa rodaczka układała przy kasie po 5 butelek oddzielonych przegródkami, aby dokonać zakupu na kilka paragonów.

Więź regionu z Czechami podkreśla widniejący w herbie Kłodzka lew, który jest też w herbie Republiki Czeskiej. Tym bardziej powinniśmy docenić rolę króla Fryderyka II, który w 1742 roku zdobył tę część Śląska dla Prus, a w konsekwencji dla Polski. Tradycja ta kultywowana jest we wzniesionej na rozkaz króla Fryderyka Twierdzy Kłodzko. Po obiekcie oprowadzał nas sympatyczny przewodnik w mundurze żołnierza piechoty pruskiej. Dowiedziałem się, że sercem twierdzy był browar, ponieważ w XVIII wieku żołnierzom zalecano ze względów higienicznych picie piwa zamiast wody. Natomiast artylerzyści nosili białe rękawiczki nie ze względów estetycznych, ale aby łatwo dostrzec zranienie ręki. Zranioną dłoń należało jak najszybciej zdezynfekować, a jedynym ogólnie dostępnym środkiem dezynfekcyjnym był mocz. Co jeszcze zwiększało strategiczne znaczenie browaru.

W Czermnej – dzielnicy Kudowy Zdrój zbudowano Pomnik Trzech Kultur. Ma on tablice w trzech językach o treści:

„Czechom, Polakom, Niemcom, którzy przyczynili się do rozwoju materialnego i kulturowego Czermnej od jej początków w 1354 roku. Wdzięczni mieszkańcy Czermnej w 1999 roku".



Pomnik ma kształt trzech kolumn podtrzymujących tęczę, ale nie jest to bynajmniej tęcza gejowska. Jeszcze do niedawna sodomici na Ziemi Kłodzkiej spotykali się ze stosowną karą:



Ja akurat z sympatią spoglądałem na przejawy podkreślania dziedzictwa pruskiego. Współczesna Polska obejmuje większość ziem historycznych Prus i potomków ich mieszkańców. Niepokoją mnie jednak symptomy wtórnej germanizacji. Mieszkaliśmy w pensjonacie u sympatycznej pani, do której przyjechały jej wnuczki – trzy blondynki w wieku około 10 lat. Po powrocie z męczącej wyprawy góry spożywaliśmy w ogrodzie piwo, a dziewczynki bawiły się w pobliżu. Najmniejsza wdrapała się na wysoki głaz, malowniczo ułożyła nogi złączone w kolanach i udawała syrenkę. Ale w pewnym momencie uderzyło mnie, że między sobą rozmawiały płynną niemczyzną. Kiedy do zabawy dołączyły się dzieci innych gości, przeszły na polski, od czasu do czasu popełniając niewielkie błędy gramatyczne. Dziedzictwo pruskie – tak, ale nie pozwólmy rozdzielić znowu narodu polskiego od czeskiego.

Na koniec zdjęcie z Zieleńca – wyludnionego centrum sportów zimowych.


I z Kudowy Zdrój



23 komentarze:

  1. przykro mi że tam Ci się nie podobało, bo ja akurat nie znam piękniejszej krainy w Polsce, piękniejszych układów miast, tak malowniczo położonych, do tego wyposażonej w bogaty zespół rozwiązań inżynieryjnych, wielokulturowość raczej odczytuję w dużych skupiskach cyganów / Romów/ z Czechami i Niemcami raczej są tam wyłącznie kontakty handlowe, w nagości basenowej jakoś nie znalazłam wątku?...to są moje rodzinne strony i tęsknię za tym znanym mi z dzieciństwa rozwiązaniem "tandetnej poniemieckiej zabudowy" wsi opartej na czworoboku z dziedzińcem w środku, teraz nazywa się to zabudową atrialną a oni układali funkcję wykorzystując ciepło obory i bufor wiatrowy stodoły, nie ma chyba bardziej przemyślanego układu, nie ma tam tez przemysłu dlatego jest biednie ale ciągle uroczo! pozdrawiam i proponuję założyć różowe okulary, zapewniam wtedy świat wygląda piękniej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie napisałem, że mi się nie podobało. Ja sam urodziłem się w takim miasteczku i często jeździłem tam do dziadków. Uwielbiałem te stare i zaniedbane, ale przytulne i malownicze uliczki. Na znak zgody dodałem zdjęcie z uzdrowiska. W uzdrowiskach widać zmiany na lepsze.

      Usuń
    2. Dzięki:) widzę różowe i od razu lepiej! Kłodzko i Bystrzyca Kł są spokojniejsze trochę z boku od kurortów ...dobra, trochę ruder jest ale gdzie ich nie ma. To piątka na pełną zgodę ! pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Też uważam, że to bardzo piękne tereny , mimo, że tylko tam bywam

    OdpowiedzUsuń
  3. Czcigodny Dibeliusie
    Ciebie urzekły Sudety, ludzi tam spotkanych w zasadzie zaakceptowałeś, jedynie razi Cię poniemiecka architektoniczna tandeta. Co się tyczy architektury o przynajmniej w części poniemieckim rodowodzie, uwielbiam gdańską starówkę. Ale tam wiele wyprostowały wpływy niderlandzkie.
    Swego czasu również miałem zastrzeżenia do jednego z elementów wymienionej przez Ciebie triady. Mam na myśli rumuński Siedmiogród plus Karpaty. Krajobrazy cudowne, ocalały pozostalości wegierskiej architektury. A ta rumuńska prosta, ale oryginalna i własna. Za to z ludźmi kłopot. Cyganie psuli reputację wszystkim, nieustanny red alert dla portfela, konieczne oczy naokoło głowy. A potem mówi się że Rumuni to złodzieje! Jeśli ktoś zarzuci mi rasizm, niech najpierw popuka się w łeb kilkukilogramowym młotkiem. Ponoć pomaga na tolerastię.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Stary Niedźwiedziu,
      Jak wyjaśniłem Makowej, osobiście lubię architekturę poniemiecką. Naturalnie z wyjątkiem monumentalnych, ciężkich gmachów pruskich urzędów i szkół. Jednak z wyjątkiem części uzdrowisk budynki te rzeczywiście sprawiały wrażenie tandety i zaniedbania. Jedną z przyczyn może być zajęcie centr miast przez mieszkania komunalne, które stopniowo zmieniają się w slumsy.
      Odnośnie Cyganów - dobrze, że w Polsce ich kolonizacja ma ograniczony zasięg. W Sudetach widziałem tylko parę kulturalnych Cyganów, którzy korzystali z wód zdrojowych.
      Serdecznie pozdrawiam

      Usuń
    2. Faktycznie z ludźmi kłopot. Pamiętam moje pierwsze od lat kroki na niemieckiej ziemi. Pierwsze co usłyszałem, to rodaków w dresach, głośno konwersujących nad zepsutym BMW współczesnym Sienkiewiczem. Troska o portfel była w tamtym momencie najmniejszym problemem. Pewnie od nawiązania nieprzyjemnej konwersacji uchroniła mnie mało polska fizjonomia. Niemców natomiast wspominam bardzo miło, mamy ze sobą wiele mentalnie wspólnego.

      Usuń
  4. Szanowny Dibeliusie,

    Przez ostatnie kilka lat podróżuję sporo po obszarze województwa Opolskiego. Dość powszechnym zjawiskiem w tym regionie są dwujęzyczne tablice z nazwami miejscowości. nie dziwi mnie to o tyle, że w wielu miejscowościach tego regionu łatwiej usłyszeć język niemiecki niż polski, choć jest to w linii prostej 250km od niemieckiej granicy w głąb Polski. Nie do końca jednak rozumiem, dlaczego za ksenofobiczne kaprysy mniejszości niemieckiej miałby płacić polski podatnik? Nie sfinansowano tego bowiem z prywatnych kieszeni owej mniejszości. Nie zrobiono tego również na zasadzie jakiejś sąsiedzkiej wzajemności, gdyż nigdzie w Niemczech nie widziałem dwujęzycznych nazw miejscowości, a zjechałem prawie cały pas przygraniczny po niemieckiej stronie. Zatem miło mi czytać o przypadkach symbiotycznej koegzystencji różnych narodowości i kultur, bowiem przypadki panoszenia się jednej z nich w ramach nieswojego państwa są jednak dość powszechne.

    Pozdrawiam serdecznie, TF.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szanowny Tie Fighterze,
      Wiele lat temu przejeżdżając przez Łużyce widziałem tablice z nazwami miejscowości w języku łużyckim, np. Budziszyn, ale nie wiem, czy jest to nadal utrzymane. Mniejsza z kosztami tablic - jeśli utworzymy silne, atrakcyjne państwo z odpowiednim przyrostem naturalnym to mniejszości same się chętnie zasymilują. Jeśli nie - to Polacy stopniowo zanikną.
      Serdecznie pozdrawiam

      Usuń
    2. @Dibi...
      pamiętam te dwujęzyczne niemiecko - łużyckie tablice w dawnym DDR... aż byłem lekko zdziwiony, bo w tym samym czasie Bułgaria równo jebała mniejszość macedońską /która w Grecji miała swój okręg autonomiczny, a w b.Jugosławii stan, zwany republiką/...
      ale mniejsza z tym... pytanie brzmi, co rozumiemy jako "asymilację"?... czy chodzi o kompletne zdominowanie kultury mniejszościowej, zniszczenie jej lub "łaskawe" sprowadzenie do rangi "cepelii", czy o twórczą wymianę, współpracę ku obopólnej korzyści?... choć rzadko jadam kebab, sushi i "ciajgonki na ośtlo" to jakoś nie chciałbym, by zniknęły one w tym kraju pod razami naziolskich bejsboli...
      pozdrawiać...

      Usuń
    3. @Peter
      Moja nauczycielka polskiego w podstawówce miała na nazwisko Szmidt. Słynny trener naszych siatkarzy - Wagner. Chodzi mi mniej więcej o to - dobrowolną asymilację, a nie jakieś faszystowskie przymusy.
      Pozdrawiam

      Usuń
    4. Szanowny Dibeliusie,

      Pięknie zabrzmiała ta dobrowolna asymilacja, choć akurat w przypadku mniejszości niemieckiej, o której pisałem, o takiej asymilacji nie może być mowy. To jest cierpliwe oczekiwanie na powrót do macierzy. I bynajmniej nie chodzi mi tu o emigrację do Niemiec. Fakty są takie, że zaczyna się od dwujęzycznych tablic z nazwami miejscowości - na koszt gospodarzy rzecz jasna, następnie są miejsca w parlamencie dla 2 przedstawicieli mniejszości niemieckiej, potem mamy finansowanie niemieckich szkół z budżetu państwa itd. To wszystko już funkcjonuje. Czy chociaż namiastkę tego znajdziesz w Niemczech w stosunku do naszych rodaków? Mimo licznej populacji odmawia im się nawet przyznania statusu mniejszości. W mojej ocenie zaczynamy tu mieć do czynienia z panoszeniem się - przynajmniej w niektórych regionach. Możemy oczywiście zacząć tu mówić o retoryce faszystowskiej, czy z goła jakichś naziolskich majaczeniach kanalii (która sama zresztą przyznała, że nie wie co "naziole" oznaczają), ale raczej powinniśmy przyjrzeć się w poważnej dyskusji jak traktowani są nasi krajani w innych krajach i odpowiedzieć sobie, czy aby przypadkiem nie próbujemy wejść komuś do dupy bez mydła. Zasada wzajemności Drogi Dibeliusie. Zasada wzajemności...

      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    5. Jestem za współpracą z Niemcami, ale zgadzam się, że powinniśmy respektować zasadę wzajemności.

      Usuń
    6. @ Dibelius & Tie Fighter
      Nie przypominam sobie aby jakakolwiek poważna siła polityczna sprzeciwiała się imigracji tych ,którzy w Polsce chcą uczciwie pracować i świadczyć usługi na które jest popyt. Mam na myśli choćby Wietnamczyków, oferujących w malej gastronomii, po przystępnych cenach, jedzenie bijące na głowę wszelakie McSzajsy. czy na bazarach tani a odzież znośnej jakości. Prawa strona sceny politycznej protestuje jedynie przed wpuszczaniem do Polski zawodowych bezrobotnych, żębraków czy bandziorów (Czeczeni!).
      Jeśli wierzyć podręcznikom psychiatrii, alkoholicy na wylocie, widzą biale myszki czy pająki. A ci, którzy do stopnia zbydlęcenia doprowadzili się "marychujaną", widzą z kolei jakichś "nazioli", a za to przestali dostrzegać nawet siebie. A więc co jest większym syfem?
      Pozdrawiam Was serdecznie.

      Usuń
    7. @Stary Niedźwiedź,
      Brytyjczycy mają poważny problem z obywatelami służącymi jako ochotnicy w Państwie Islamskim. Rozważa się odebranie im paszportów, aby nie wrócili jako przeszkoleni mordercy uwielbiający się fotografować z odciętymi głowami niewiernych. Wyrażam nadzieję, że ta restrykcja nie będzie odebrana jako przejaw faszyzmu.

      Usuń
    8. Dibeliusie,

      Wspomniani "przeszkoleni mordercy" powrócą jako doświadczeni dowódcy! A ich potencjalni fanatyczni podkomendni już na wyspach są. Co do szczelności brytyjskich granic chyba nie powinniśmy mieć złudzeń, bowiem wielokrotnie wyrzucane z wysp za łamanie prawa przybłędy, jak bumerangi wracały po kilka razy, zmuszając swych gospodarzy do zamknięcia ich w pierdlu.

      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    9. A u nas w dawnym DDR, co to kanalia o nim pisała, to po czarnej mszy Kanalia własnie, co to na gościnnych występach w czarnej grocie u nas bawiła i jako gość honorowy trzymała świeczkę, to się tak kanalia asymilowała, że pozapładniała wszystkie akolitki - te po 90-tce też. Taka była jurna ta kanalia, że podwoiła nam szatanistyczną populację. Już my się cieszyli, że nas przybędzie, a tu kanalia się wystraszyła, że będzie alimenty buliła i jęła namawiać nasze akolitki do aborcji. Nawet na odrzutowej miotle jakaś Julka przyleciała i pełno Aspiryny, Polopiryny S i syropu na kaszel przywiozła, co by akolitki poroniły. Ale myśmy sprytni byli i Kanalię z oną drugą lafiryndą żeśmy deportowali z pomocą zaprzyjaźnionych sympatyków z kółka czarnego różańca ze STAZI. Od tamtej pory my już kanalii nie widzieli, ino te potomki Kanalii jak niepilnowane zostają, to polskie nazwy miejscowości pod naszymi niemieckimi dopisują.

      Ave Satan!!!

      Oppressor

      Usuń
    10. @Dibi...
      myślę, że mniejszość mniejszości nierówna, choćby ze względu na historię, geografię i w ogóle geopolityczny całokształt... co innego mniejszość niemiecka w Polsce /lub polska na Litwie/, co innego mniejszość powstała gdzieś w wyniku imigracji z zewnątrz /np. polscy Wietnamczycy/, co innego zaś mniejszość pochodzenia rodzimego /np. Kaszubi czy omawiani Łużyczanie/, która swojego państwa "bazowego" nie posiada /Łużyczan wspierają co najwyżej nieliczne polskie środowiska poczuwające się do tworzenia wspólnoty słowiańskiej/... natomiast co do samej asymilacji, to zbytniego znaczenia to nie ma, istotne jest tylko, czy jest to asymilacja dobrowolna, czy wymuszona, a jak wiadomo, wyraźnie zarysowanej granicy pomiędzy nimi nie ma... mimo wszystko konstatuję z pewną dozą zadowolenia, że zgadzasz się ze mną, że im bardziej ta asymilacja jest drogą siłową, tym bardziej jest "be"...
      w USA mnóstwo ludzi poszło wreszcie po rozum do głowy i próbują stwarzać warunki, by odtworzyć wartości kultur narodów indiańskich i zahamować proces ich degeneracji... są jednak tacy, którzy widzą w tych kulturach "złooo" i radzi by byli, by pozostała populacja Indian w ramach "asymilacji" zaćpała się /np./ do końca na śmierć alkoholem, ulubionym narkotykiem Białasów, na który to Indianie są z przyczyn genetycznych mało odporni...

      Usuń
    11. Indianie przejęli władzę w Boliwii i na efekty nie trzeba było długo czekać. Prezydent Morales przeforsował depenalizację żucia liści koki. Ten skandaliczny precedens powinien ostudzić zapędy indianofilów w USA...

      Usuń
    12. @ Dibelius
      Rzeczony Morales był liderem ruchu hodowców koki i szefem tzw.Ruchu na Rzecz Socjalizmu. Więc nie dziw się jego trosce o własną sakiewkę. Moralność socjalistyczna, czyli klasyczny przykład przymiotnika niwelującego. A więc, siłą rzeczy, bohater ćpunów i innego postępactwa.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    13. @Dibi...
      jeśli chodzi o ścisłość, to Morales wyraźnie rozgraniczał pomiędzy tradycyjnym /i uzasadnionym geoklimatycznie/ zwyczajem żucia koki, a przemysłem kokainowym... tego drugiego nigdy nie popierał /oficjalnie/...
      natomiast czy i w czym był uprany przy okazji, to już zupełnie inna historia...

      Usuń
    14. Tak kanalio rozgraniczał. Jak wszyscy tego typu osobnicy. Najpierw do celów medycznych, potem geoklimatycznych a na końcu dla ćpunów na szeroką skalę i na eksport. Przecież kanalia w takiej Polsce też musi coś zażyć od czasu do czasu. Stara lewacka zasada małych kroczków.

      Morgenstern

      Usuń
    15. @ Morgenstern
      Jak widzisz po fikołkach papugi Moralesa, mamy do czynienia z mutacją starego endeckiego sloganu "swój do swego po swoje". W tym przypadku należy powiedzieć "ćpun do producenta po kokę".
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń