Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 14 września 2014

Powrót do demokracji sarmackiej?

Jesteśmy dumni z naszej demokracji – zasad prawa wyborczego: powszechności, równości, bezpośredniości. Z drugiej strony w każdym społeczeństwie naturalny jest rozkład inteligencji polityczno-ekonomicznej: mniejszość osób o wysokiej inteligencji i większość o niskiej. Dzięki zasadzie: każdy pełnoletni obywatel ma jeden głos głosy osób inteligentnych stają się nieistotne wobec przytłaczającej przewagi osób mniej inteligentnych. Mechanizm ten wykorzystują elity rządzące. Masami mniej inteligentnych steruje się poprzez system propagandowo-medialny. Partie polityczne realizują w zasadzie ten sam program: utrzymać się przy władzy, przy korycie, administrować – nie wprowadzać rzeczywistych reform, bo byłoby to społecznie kosztowne i niepopularne, masom zapewniać program socjalny, nieuchronny pomimo wysokich podatków deficyt budżetowy pokrywać nowymi pożyczkami. Partie polityczne wykorzystują instynkt rywalizacji politycznej wyborców masowych – zamiast kierować się swoim interesem politycznym i przyszłością kraju, obstawiają oni partie jak drużyny sportowe. Najważniejsze, aby moja drużyna wygrała – głos nie może się zmarnować. Kandydatów zamiast mądrych i kompetentnych wystawia się więc o dobrej prezencji, miłych, sympatycznych, złotoustych. Ważne, aby potrafili pięknie obiecywać. Nieprzypadkowo większość czołowych polityków w Polsce to humaniści.  Ludzie  w zasadzie zdają już sobie sprawę, że to tylko obietnice wyborcze. Partie systemowe różnią się więc tylko etykietkami, ale medialnie ukazują to jako dramatyczny konflikt, aby pobudzić wspomniany instynkt rywalizacji politycznej mas. Jedyny efekt wyborów to zmiana jednej partii systemowej na drugą, w praktyce realizowany jest ten sam program. Nie byłoby w tym nic złego, ale widzimy, że Polska i inne państwa demokracji zachodniej nieuchronnie osłabiają się ekonomicznie, politycznie i militarnie. Nasila się groźba zewnętrznej agresji i kolonizacji. Nasuwa się porównanie z kryzysem demokracji w Polsce w XVIII wieku, kiedy stała się ona atrapą, a realna władza przeszła w ręce magnaterii. Dzisiejsze elity rządzące to odpowiednik XVIII wiecznej magnaterii, doprowadzającej kraj do upadku. Polska była jednak w Europie liderem demokracji i uważam, że powinniśmy sięgnąć do tych doświadczeń. Przedstawię poniżej optymistyczne cytaty:

Polska szlachta zbierała się na sejmach walnych. Sejm zwoływany był przez króla. Przed rozpoczęciem obrad szlachta odbywała tzw. sejmiki przedsejmowe, w trakcie których byli wybierani jej przedstawiciele na sejm walny. Każdy szlachcic, wybierający się na sejm otrzymywał od swoich wyborców tzw. instrukcję, która mówiła mu jak powinien głosować i jakie stanowisko ma zająć w danej sprawie czy kwestii. Sejm walny składał się z tzw. trzech stanów sejmujących: z króla, senatu oraz z izby poselskiej. W skład senatu wchodzili państwowi dostojnicy (arcybiskupi, biskupi, wojewodowie, kasztelanowie). Izbę poselską tworzyli przedstawiciele szlachty wybrali na przedsejmowych sejmikach.

Demokracja szlachecka miała jak każda swoje wady i zalety. Do wad tego ustroju należy zaliczyć:

prawa polityczne przyznane tylko jednej warstwie – szlachcie
brak sformalizowania reguł obrad sejmowych
nie wprowadzenie zasady głosowania większościowego

Mimo to przez szereg lat działania tego ustroju, nie był on źle oceniany. Dopiero XVIII wiek przyniósł jakościowe zmiany. Zyskała wówczas duży wpływ na decyzje zapadające na sejmach walnych, a tym samym na politykę państwa, magnateria, czyli najbogatsza część stanu szlacheckiego. Zaczęło wówczas dochodzić do zrywania sejmów, co prowadziło do stopniowego rozkładu systemu politycznego. Konstytucja 3 Maja, uchwalona przez Sejm, oraz zmiany które zapowiadała, przyszły już za późno, by ustrzec Polskę o tragedii rozbiorów.


Brak silnego króla nie oznaczał, że ustrój był wówczas chory. Przeforsowano w XVI w. ten układ, który zaprowadził Kazimierz Wielki: dominacja szlachty nad magnaterią. Polska stała się czołową potęgą europejską, apogeum osiągając u schyłku panowania Zygmunta II Augusta. Różnica między pogrążonymi w wojnach religijnych i nietolerancji ówczesnymi krajami europejskimi — a Polską, zbudowaną na tolerancji, która pozwalała na żyzny wzrost wszelkich innowacyjnych idei i koncepcji, była radykalna. Tym bardziej, że sukcesom polityczno-kulturowym towarzyszyły sukcesy gospodarcze. Po raz pierwszy wówczas Polacy zaczęli postrzegać swój kraj jako wzór dla całej Europy. (...)

Całkiem zrozumiale, że mając tak kwitnącą gospodarkę i jeszcze bardziej kwitnącą kulturę, coraz częściej postrzegano Polskę ponad innymi krajami Europy, jako wzór dla innych. Można oczywiście narzekać, że wciąż było wielu wykluczonych, wciąż istniało poddaństwo i wyzysk. W dobrach królewskich byli wolni chłopi. Tyle że był to zaledwie pewien etap rozwoju społeczno-kulturowego kraju, którego najważniejszą cechą był stały kurs rozwojowy. Poza tym, żaden inny ówczesny kraj nie dawał udziału we władzy tak dużej części społeczeństwa, jak polska demokracja szlachecka (ok. 10%). Dla porównania: Po Wiośnie Ludów Francji udało się „upowszechnić" prawo do głosu do poziomu 1%, podobnie w Niemczech. Znacznie dalej poszła Anglia, która w 1867 wprowadziła w życie Representation of the People Act, dzięki któremu liczba wyborców przekroczyła 3% społeczeństwa. Poziom demokracji szlacheckiej XVI w krajach europejskich osiągnięto dopiero w XX w. (...)

Obcokrajowcy dostrzegali w Polsce wybijający się ponad inne kraje poziom rozwoju, ale i wyższy poziom samej szlachty. W 1573 francuski poseł Katarzyny Medycejskiej do Polski, Jean de Montluc, w swych wrażeniach z podróży stwierdził, że polska szlachta "wybija się spośród wszystkich innych narodów", "szlachta polska przewyższa każdą inną jednością i bystrością", dodatkowo jest jej "więcej aniżeli we Francji, Anglii i Hiszpanii razem wziętych", podkreślił też, że "z uwagi na rozsadek i zręczność" szlachty panuje w Polsce zasada tolerancji religijnej, dzięki której "wzajemnie na się nie nastaje".


Warto wspomnieć, że istotnym elementem tak obecnie chwalonej Konstytucji 3 Maja było ograniczenie cenzusu wyborczego – pozbawienie prawa wyborczego szlachty gołoty. Zdawano sobie sprawę, że uboga szlachta jest manipulowana przez magnaterię. Współcześnie mamy ten sam problem – masy wyborcze manipulowane przez elitę rządzącą – system partii politycznych. Dlatego stałym postulatem prawicy poza systemowej jest wprowadzenie cenzusu wyborczego: wykształcenia lub podatkowego. Cenzusowe ograniczenie liczby wyborców spowodowałoby zwiększenie ich średniego poziomu inteligencji polityczno-ekonomicznej, zmniejszenie ich podatności na manipulacje, zwiększenie szansy na wybór kompetentnych i odpowiedzialnych polityków, demokracja zaczęłaby rzeczywiście funkcjonować w długofalowym  interesie całego społeczeństwa. Wydaje się jednak, że wprowadzenie cenzusu wyborczego w egalitarnym, socjalistycznym społeczeństwie brzmi jak herezja i ma zerowe szanse.

Dlatego opierając się na doświadczeniach I RP proponuję naruszenie innej zasady prawa wyborczego – bezpośredniości. Byłoby to zdecydowanie mniej kontrowersyjne społecznie. W I RP posłów na Sejm wybierano w sejmikach. Sejmiki stanowiły organ pośredni. Proponuję, aby współcześnie połączyć funkcjonalnie wybory samorządowe z sejmowymi. Obywatele uczestniczyliby w powszechnych wyborach do rad narodowych. Natomiast prawo wyborcze w wyborach do sejmu – 2 lata po wyborach do rad narodowych – mieliby radni. Wprawdzie ubolewamy nad ciągle niskim poziomem naszych radnych, jednak ulega on stopniowej poprawie. Osoby te spotykają się z realnymi problemami i sposobami ich rozwiązywania, niekiedy posiadają koncepcje, program, inicjatywę. Radni byliby odpowiednikiem staropolskich sejmików. Ten mechanizm demokracji pośredniej spowodowałby, że kluczową rolę w wyborach do Sejmu pełniłyby osoby bardziej kompetentne i mniej podatne na manipulację. Jednocześnie nie naruszono by zasady powszechności prawa wyborczego

14 komentarzy:

  1. Czcigodny Dibeliusie
    Gwoli scisłości, magnaci przejęli faktyczną kontrole nad izba poselską już w latach trzydziestych XVII wieku, skutecznie torpedując choćby plany Władysława IV, który chciał wzmocnienia sił zbrojnych, pozostających pod rozkazami króla a nie "królewiąt". Których prywatne armie przekraczały wielokrotnie liczebność wojsk koronnych i litewskich.
    Pierwsze zerwanie sejmu przy pomocy liberum veto to rok 1652. Zrywającym był poseł upicki Władysław Siciński (działał ponoć na zlecenie hetmana Janusza Radziwiłła). Szalony doktryner Andrzej Maksymilian Fredro, będący marszałkiem tego sejmu, uznał ów protest i sejm, mający szansę uchwalić wobec powagi sytuacji (wojna na wschodzie) kilka sensownych ustaw.został rozwiązany a warcholski precedens wszedł do systemu prawnego I RP.
    Po Sejmie Niemym (faktyczna utrata niepodległości przez I RP) tak naprawdę, wyniki obrad sejmowych były inspirowane przez Rosję i ewentualnie inne ościenne mocarstwa, magnaci byli na ogół już tylko przekaźnikami instrukcji i funduszy.
    A co się tyczy ordynacji wyborczej, pod rozwagę podaje "system kurialny" C.K. monarchii. Wybory powszechne ale już nie równe. Bo wyborcy byli podzieleni na pięć kategorii ("kurii") według klucza majątkowo - podatkowego. Tak więc w "Widniu" posłowali z Galicji zarówno hrabia Wojciech Dzieduszycki (zebrał kilkaset głosów ziemiańskich w pierwszej kurii) jak i socjalista Ignacy Daszyński (około 50 tysięcy głosów krakowskich robotników i podkrakowskich chłopów w piątej kurii).
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Stary Niedźwiedziu,
      Dziękuję za uściślenie wątku historycznego. Odnośnie systemu kurialnego - skutek byłby pozytywny, wszakże zamach na "równość" wywołałby współcześnie wściekłość mas większą niż propozycja cenzusu wykształcenia.
      Serdecznie pozdrawiam

      Usuń
    2. @Panowie,

      Warto tu jeszcze wspomnieć o haniebnej roli odegranej w demokracji szlacheckiej przez szlachtę gołotę. Była ona pozbawiona majątku, ale nie praw wyborczych, co skutkowało tym, że stała się ona wygodnym narzędziem w rękach magnaterii, która nierzadko kierowała się partykularnymi interesami, niekoniecznie zbieżnymi z interesami Polski. Jaki był tego skutek, to już wiemy.

      Pozdrawiam, TF.

      Usuń
  2. Nie jestem pewien, czy to dobre rozwiązanie, aby władza wybierała władze. Obawiam sie, czy nie spowodowałoby to powstania jeszcze szczelniejszych sitw, w których najwyżej promowaną cnotą byłaby lojalność wobec innych członków władz.
    Demagogia przeniosłaby po prostu swoje święto z kampanii parlamentarnej na samorządową.
    Kiedyś postulowałem ograniczenie praw wyborczych w taki sposób, aby nie przysługiwały one każdemu obywatelowi z automatu, ale były nabywane, podobnie jak prawo jazdy, po zdaniu odpowiedniego egzaminu. Dla uproszczenia, w szkołach ponadgimnazjalnych można zmienić trochę profil nauczania wiedzy o społeczeństwie, aby młodzież mogła zdobyć niezbędne wiadomości - wtedy automatycznie matura równałaby się zdobyciu praw wyborczych. Ludziom bez matury można umożliwić zdobycie praw na zasadzie osobnego egzaminu.
    To mogłoby trochę podnieść poziom wyborców, choćby o tyle, aby rozumieli, że jesli n.p. ktoś obiecuje znaczące zwiększenie wydatków i jednoczesne znaczące zmniejszenie podatków, to zwyczajnie kłamie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koncepcję cenzusu wykształcenia jak najbardziej popieram, ale wydaje mi się, że moja koncepcja ma większe szanse na ogólnospołeczną akceptację. Żaden system do końca nie wyeliminuje sitwy. Głosując bezpośrednio na kandydatów wyznaczonych przez ogólnopolską partię systemową - czy masz pewność, że nie popierasz właśnie sitwy? Twierdzimy wtedy, że wybieramy mniejsze zło, cholerę, a nie dżumę, albo odwrotnie. W wyborach do rad narodowych zdarza się, ze ruchy społeczne wypierają partie. Zdarzają się udani prezydenci miast, którzy sprawdzili się i są wybierani przez wiele kadencji. Na szczeblu gminy, miasta jesteśmy w stanie lepiej poznać, ocenić kandydatów i wybrać tych, do których mamy zaufanie.

      Usuń
    2. Szanowny Dibeliusie,

      Jeśli dobrze pamiętam, to JKM powiedział, że w demokracji banda idiotów, wybiera do władz osobników podobnych sobie. Bardzo cenię sobie przenikliwość tej wypowiedzi. Jeszcze bardziej cenię sobie jego wypowiedź, w której twierdził, że najgorszą tragedią dla kraju, jest nauczyć chama czytać i pisać, a na koniec dać mu prawo wyborcze. Miał on 100% racji i obawiam się, że twój pomysł rozbije się właśnie o jakość lokalnych "elit". Te będą po prostu jeszcze bardziej podatne na korupcję i do tego tańsze. Skoro w polskim sejmie można kupić konkretną ustawę, czy podpis prezydenta, to zmieni się tylko tyle, że będzie dla korumpujących po prostu taniej. Zanim wśród tych elit przebiegnie jakiś proces ewolucyjny, to zdążą się one zdeprawować, sprzedać i odegrać rolę współczesnej szlachty gołoty. Tu skłaniam się ku propozycjom Nitagera, bo najpierw trzeba podnieść poziom samych wyborców, a wtedy oni sami podniosą poprzeczkę tym, na których ewentualnie oddaliby swój głos. Będą też w stanie ich obiektywnie rozliczyć. Tymczasem poziom posłów jest tak żałosny, że dochtór politologii Biedroń nie wie co to jest konwent seniorów? Skończyłyby się wtedy żenujące praktyki skretyniałych bab, głosujących na tą czerwoną świnię Kwaśniewskiego, bo był przystojny. W obecnym systemie politycznym, (który zresztą odrzucam), jedyne co można zrobić to własnie odciąć od przywileju głosowania bezrozumną hołotę, która nie ma bladego pojęcia dlaczego dokonuje takich, a nie innych wyborów, kierując się jakimiś absurdalnymi przesłankami. Tylko świadomy i wyrobiony politycznie wyborca może dokonywać odpowiedzialnych wyborów. Jak dla mnie, niemożliwym do zaakceptowania stanem rzeczy jest fakt, że bezmózga i zmanipulowana gawiedź, ma realny wpływ na to, jak będzie urządzony kraj, w którym konsekwencje beztroskich zabaw przy unie, ponoszą te grupy społeczne, które potem padają ofiarą kampanii obietnic przedwyborczych, bo oni w odróżnieniu od gawiedzi coś budują i coś mają, a więc ponoszą odpowiedzialność za swoje czyny. Tak to widzę Dibeliusie.

      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    3. Szanowny Tie Fighterze,
      Wprowadzenie cenzusu wykształcenia czy podatkowego naturalnie popieram, ale koncepcje te spotykają się ze sprzeciwem mas, więc to w obecnej demokracji nie ma szans. Świat nie jest i nie będzie czarno-biały i dostrzegam szansę rozpoczęcia procesów poprawy w demokracji samorządowej.
      Serdecznie pozdrawiam

      Usuń
    4. Szanowny Dibeliusie,

      O cenzusie majątkowym wspomniałem tylko w kategoriach łupienia tych, którzy jeszcze coś mają. chodzi oczywiście o dokonywanie świadomych i odpowiedzialnych wyborów, czyli cenzus nie tyle wykształcenia, bo dyplom jakieś operetkowej genderowej "uczelni" może zdobyć dzisiaj nawet takie intelektualne zero, jak depozytariuszka nicka "Julianne". Tu chodzi o cenzus intelektualny. Dlatego właśnie propozycje Nitagera wydają się być sensowne. Obywatel musi najpierw udowodnić, że kwalifikuje się do uczestnictwa w procesie wyborczym i dopiero brać odpowiedzialność za swój kraj. Tak długo, jak hołota nie miała w sprawach wagi państwowej nic do gadania, tak długo ten kraj rósł w siłę. Jak to zaczęło wyglądać po zmianach? Wiadomo...

      Usuń
  3. Szanowny Dibeliusie.
    Najlepszy,bo normalny ustrój, to dziedziczna monarchia absolutna.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szanowny Józefie,
      Zgoda pod warunkiem, że król jest człowiekiem idealnym Niestety ostatni monarchowie absolutni właśnie tracą trony - na przykład nieszczęsny król Nepalu Gyanendra, Wcześniej jego bratanek i następca tronu książę Dipendra wymordował prawie całą rodzinę królewską, w tym ówczesnego króla Birendrę i popełnił samobójstwo.
      Serdecznie pozdrawiam

      Usuń
    2. Drogi Dibeliusie,

      Obecny system polityczny, oparty na pookrągłostołowej sitwie, należy bezpowrotnie odesłać do lamusa i najlepiej jeszcze wcześniej rozliczyć. Odrzucam ten patologiczny twór w całości. Jako alternatywę mamy RN o niewielkiej sile przebicia i Nową Prawicę, którą jak wiem popierasz, a która przecież dąży do ustanowienia jednowładczego systemu sprawowania rządów. JKM ostatnio mówił wyraźnie o monarchii. I nic w tym złego Dibeliusie, bo ów system doskonale sprawdzał się w Polsce przez ponad pięćset lat. Władca absolutny, jeśli tylko nie jest psychopatą, traktuje państwo jak swoją własność, a czy znasz jakiegoś właściciela, który działałby z rozmysłem na szkodę swojej własności? to jest własnie gwarancja dbania o dobrze pojęte interesy swojego kraju, zamiast jego sprzedaż po kawałku, jak to ma miejsce obecnie. Takie zmiany wydają się mieć rewolucyjny charakter, ale każdy rozsądnie myślący człowiek, gotów jest podjąć to wyzwanie, bowiem to co utwaliło się obecnie jako system sprawowania władzy, musi doprowadzić do katastrofy, gdyż w końcu braknie tych, których dalej można by obłuskiwać, aby hodować dalej pasożytniczy elektorat. Jak powiedziała Żelazna Dama, "problem z socjalizmem polega na tym, że wcześniej czy później kończą się pieniądze innych ludzi". Cóż, nie sposób nie przyznać jej racji, skoro w obecnej hybrydzie systemów demokratycznych coś takiego jak uczciwa prawica właściwie nie występuje.

      Pozdrawiam serdecznie, TF.

      Usuń
    3. Drogi Dibeliusie.
      Obaj wiemy,że przywrócenie w Polsce monarchii,a konkretnie monarchii absolutnej,dziedzicznej i oświeconej jest praktycznie niemożliwe.Uzasadnianie zbędne.Tak jak twoja rozsądna propozycja powrotu do demokracji sarmackiej,w mojej ocenie,także nierealna.
      Napisałem tylko,że moim zdaniem jest to najlepszy ustrój.
      A tak na marginesie.Co prawda dzisiejsi "władcy"nawzajem się zbyt często nie mordują,co uważam za wielką szkodę dla "poddanych",ponieważ mają lepsze i bezpieczniejsze zajęcie,czyli gnębienie swoich obywateli.I to za ich przyzwoleniem.
      To dopiero paranoja.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń