Paradoksalnie
pomimo głodowych zarobków nauczycieli, dla budżetu państwa, a
zwłaszcza samorządów koszt oświaty jest ciężarem nie do
zniesienia.
Samorządom
coraz trudniej dotować szkoły i przedszkola. Większość z nich
już przeznacza na ten cel nawet 70% środków z własnego budżetu.
Dopłacają z lokalnych podatków od mieszkańców. Gminy wiejskie
dokładają mniej, miasta - więcej. Rekordziści, jak np. Warszawa,
prawie drugie tyle, ile mają od państwa. W 20% gmin stałe wydatki
na oświatę są większe niż całe dochody gmin.
Moim
zdaniem głównym źródłem problemu jest przeładowany program
nauczania. Od reformy programu należy bezwzględnie odsunąć
nauczycieli, bo mają oni pierdolca na tym punkcie. Nie wyobrażają
sobie, żeby można było nie wtłaczać dzieciom do głowy milionów
całkowicie bezużytecznych w życiu informacji.
Kluczowe
jest założenie, że młodzież potrzebuje wiedzy praktycznej, którą
można wykorzystać w życiu, nie potrzebuje wiedzy teoretycznej. Na
przykład komu z większości uczniów w praktyce przyda się wiedza
o strukturze geologicznej skorupy ziemskiej z lekcji geografii, o
znaczeniu mitochondriów z lekcji biologii, o prawie Gaussa z fizyki.
Proponuję w szkole podstawowej pozostawić przedmioty:
- język polski – z minimum gramatyki i historii literatury, za to z naciskiem na umiejętność przemawiania, prowadzenia dyskusji, sprawnego komunikowania się różnymi metodami
- matematyka – zakres podstawowy, ale solidnie
- informatyka
- język angielski
- dodatkowy język obcy
- historia – z uwzględnieniem aktualnej sytuacji, funkcjonowania systemu politycznego
- geografia – nacisk na umiejętność radzenia sobie w obcych krajach, identyfikowania zagrożeń, przeciwdziałania nielegalnej imigracji
- przyroda – ogólne informacje z nauk ścisłych, z naciskiem na praktyczne zastosowania
- wychowanie fizyczne
Ograniczenie
ilości uczniów spowoduje znaczne oszczędności – na samych
podstawówkach do 25%. Mniejsza ilość nauczycieli powinna za to
dobrze zarabiać, aby uruchomić pozytywną selekcję do zawodu.
Uczniowie zamiast tracić czas na stresującej i niepotrzebnej nauce,
która wielu doprowadza do depresji i samobójstwa pójdą szybciej
do pracy. Zamiast siedzieć na karku rodzicom, dla których stają
się coraz większym problemem:
Badanie
CBOS 2017 rok.
Jak
podają autorzy opracowania, blisko dwie piąte dorosłych Polaków
(38 proc) twierdzi, że w ich najbliższej rodzinie jest przynajmniej
jedna pełnoletnia osoba, która nie zawarła związku małżeńskiego
i nadal mieszka pod jednym dachem z rodzicami.
Z
sondażu wynika, że niemal jedna trzecia (30 proc.) osób
dorosłych stanu wolnego, które nie opuściły jeszcze rodziców
jest finansowo całkowicie od nich zależna). 47 proc. nie potrzebuje
wsparcia materialnego, ponieważ posiada wystarczające środki na
swoje utrzymanie. Co czwarty dorosły mieszkający z rodzicami (23
proc.) jest po części od nich zależny.
Najliczniejsza
grupa wymienia jako powody czynniki ekonomiczne, a więc brak
mieszkania (42 proc.), brak pieniędzy (16 proc.), brak pracy (8
proc.), niższe koszty utrzymania (2 proc.).
Nauka
(na poziomie średnim lub wyższym) i związane z nią obowiązki to
powód wyjaśniający brak możliwości lokalowego usamodzielnienia
się dwóch piątych pełnoletnich z omawianej grupy (42 proc.).
Szybsze
usamodzielnienie się młodzieży może przyczynić się do
odblokowania bariery demograficznej. Łatwiej zdecydować się na
dzieci jeśli samemu ma się pracę, mieszkanie i perspektywę, że
dzieci szybko wyprowadzą się z domu, a nie zostaną
trzydziestoletnimi bobasami.
Dibi, błagam o fizykę! Bez znajomości praw fizyki człowiek jest kaleką, podatną na ideologie spod znaku Annunaki, scjentologia, czy inni płaskoziemcy. Nie mówię, żeby od razu uczyć dzieciaków teorii względności, ale chociaż podstawowych praw mechaniki, elektryki i hydrostatyki. To się naprawdę w życiu przydaje.
OdpowiedzUsuńPodstaw można nauczyć na lekcjach przyrody.
UsuńNp. zajęcia z pola elektrycznego. Ile przewodów jest w gniazdku. Badanie próbnikiem. Badanie woltomierzem. Gdzie idą przewody? Obsługa bezpieczników. Prawo Ohma można podać bo jest proste. Ciało ludzkie jako przewodnik, zagrożenia. Dzieci znajdują filmik o egzekucji na krześle elektrycznym. Wyświetlamy na ekranie. Przewody wysokiego napięcia. Co robić jak przewód upadnie na ziemię. Ewakuacja skacząc na jednej nodze. Ćwiczenia w terenie. Wytwarzanie prądu. Rodzaje elektrowni. Zagrożenia ekologiczne. Dzieci znajdują filmik o katastrofie w elektrowni atomowej.
Prąd stały prąd zmienny. Baterie. Awarie baterii. Dzieci znajdują filmik o wybuchu papierosa elektrycznego. Wyświetlamy na ekranie rodzaje obrażeń, jakich doznała osoba poszkodowana.
Jestem wieśniakiem i w rozmowach ze starymi chłopami zaobserwowałem, że oprócz doskonałej dykcji doskonale pamiętają wszystko, czego nauczyli się w szkole. Obecna młodzież oprócz tego, że bełkocze na ogół niewiele pamięta z wiedzy szkolnej. Z powodu przeładowania programu zasada zakuj, zalicz, zapomnij obowiązuje już w podstawówce.
To nie wystarczy. Podstawy to nie tylko filmiki. To także podstawowe wzory i zależności - a także umiejętności podstawowych obliczeń. Tego, co wymieniłeś, powinno się uczyć na zajęciach praktycznych.
UsuńA od kiedy to fizyka wchodzi w kolizję z wiarą w Anunnaki? :)
UsuńCzcigodna Kiro
UsuńZ wiarą w boga/bogów oczywiście fizyka nie koliduje, o ile tylko świetej księgi jakiejś religii nie traktuje się w sposób prymitywnie dosłowny. Ale własnie fizyka dała mata zabobonnym głupcom, wierzącym w "wieczny" wszechświat. I majacym czelność wycierać sobie gęby "nałuką".
Pozdrawiam serdecznie.
Szanowny Niedźwiedziu, z programów na Discovery wiem, że Anunnaki to była rasa kosmitów, która wspomogła genetyczny rozwój ludzkości. Chociaż jest to hipoteza dość karkołomna, to fizyka jej nie podważa.
UsuńNie wiemy, co było przed Wielkim Wybuchem i nie wiemy, jak skończy nasz wszechświat. Na razie podobno wciąż się rozszerza.
Czcigodny Dibeliusie
OdpowiedzUsuńZe swoich licealnych czasów jako koszmar wspominam geografię i biologię.
Na lekcjach geografii ulubionym zajeciem nauczyciela - zakompleksionego chłopskiego syna - były pytania o jakieś małe miasteczko w Polsce. W odpowiedzi, poza pokazaniem jego lokalizacji na mapie (na ogół była to jakaś niezaznaczona mała mieścina), trzeba było wymienić, jakie skały w tym miejscu wystepują w poszczególnych warstwach geologicznych. Oraz podać, co sie w okolicy uprawia i jakie są szacunkowo plony z hektara. Oczywiście po dopuszczeniu do matury cała klasa wyrzuciła z pamięci te totalnie zbędne fakty.
Z kolei biologiczka zamęczała nas kilkudziesięcioma elementami wchodzącymi w skład komórki roslinnej oraz fazami zachodzenia mejozy i mitozy. Nie muszę chyba tłumaczyć, że na podstawie wyglądu liści, poza dziećmi działkowiczów, nikt z naszej klasy nie odrozniłby jabłoni od śliwy.
Co sie tyczy fizyki, nawet niezła znajomość jej podstaw nie uchroniła marksistowskich debili od wiary w "wieczny" wszechswiat. I do tego jeszcze mieli czelność ten ciemny zabobon nazywać "światopoglądem nałukowym". Po uświadomieniu sobie faktu zaistnienia Wielkiego Wybuuchu ten dorobek nałukowy filozofii marksistowskiej nadaje się wyłacznie na gwóźdź w coraz mniej licznych wiejskich sławojkach. Przyznasz, że Pan Bóg ma finezyjne poczucie humoru.
Pozdrawiam serdecznie.
Czcigodny Stary Niedźwiedziu,
UsuńJa z kolei z biologii zapamiętałem jedynie hydrolazy. Nie za bardzo zorientowałem się, o co chodziło, ale ułożyłem wiersz:
Hydrolaz lazł, lazł, aż wlazł w las,
zaś las, zapalony ręką piromana
zaświecił, zaświecił i zgasł.
Serdecznie pozdrawiam
Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek Szanowne Nauczycielstwo Polskie strajkowało przeciwko przeładowanym programom i przeludnionym klasom.
OdpowiedzUsuńNie wiem kiedy Główny Nauczyciel, Pan Broniarz stał przy tablicy i prowadził lekcję, bo chyba już od ćwierćwiecza zajmuje się szefowaniem ZNP.
A te słynne mikropensje nauczycieli? Są i tak za wysokie. Dobra płaca należy się, ale za dobrą pracę. Zaś, skoro niemal wszyscy chcący dostać się na oblegane studia muszą brać korepetycje, to chyba jakość pracy Nauczycielstwa nie jest za wysoka. Za to ich honoraria za godzinę korków - wręcz przeciwnie. Chciałbym pracować za połowę tej stawki.
Niemal wszyscy moi koledzy i koleżanki z liceum, którzy chcieli dostać się na medycynę, dostali się tam bez żadnych korepetycji. Bo tak była ułożona edukacja i egzaminy wstępne - z danego przedmiotu były 4 podręczniki (po jednym do każdej klasy) i jak ktoś przyswoił wszystko, co w tych 4 książkach było, to miał 5 na maturze i zdany egzamin.
Ale to było jakieś 40 lat temu......
Nasuwa się analogia systemu oświaty z systemem ochrony zdrowia - czy warto ładować więcej kasy w coś, co jest i pozostanie nieefektywne.
UsuńProblemy edukacji to wina decydentów - to oni układają program, oni surowo zabraniają skutecznych metod egzekwowania dyscypliny, oni odpowiadają za negatywną selekcję do zawodu, oni obciążają nawałem bezsensownej biurokracji. Ale we władzach oświaty, kuratoriach, wreszcie na stanowisku ministra oświaty - dominują byli nauczyciele.
https://kobieta.onet.pl/list-od-nauczyciela-lamistrajka/2mx4pcx
OdpowiedzUsuńŻeby we wszystkich zawodach wszyscy pracownicy mieli takie podejście, to Polska szybko przegoniłaby Szwajcarię...
UsuńCzytałam ten list i przychylam się do opinii komentujących pod nim, że sprawdzanie klasówek w trakcie Rady Pedagogicznej czy wywiadówek jest żenujące i nieefektywne. Oczywiście ta kobieta może mieć szalenie podzielną uwagę...
UsuńCzcigodna Kiro
UsuńCiekawy artykuł, zwłaszcza dlatego, że opublikowany na szkopskim Onecie, który programowo nie lubi obecnego rządu.
Swego czasu przez kilka lat uczyłem w pomaturalnym technikum informatycznym. Rady pedagogiczne trwały średnio dwie godziny, z czego sprawy konkretne zajmowały góra kwadrans (dyrektor lubił upajać się własnym słowotokiem). Zatem często na JEDNEJ kartce papieru szkicowałem zadania na kolejne zajęcia. Sprawdzanie prac teoretycznie było możliwe, ale oczywiście tego nie robiłem. By nie demonstrować, że mam to gadanie o niczym poniżej pleców.
Pozdrawiam serdecznie.
Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie !
OdpowiedzUsuń