Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 12 lutego 2017

Zapisane w genach - wierność czy zdrada?

W dyskusji pod poprzednim wpisem pojawił się ciekawy wątek – czy wierność małżeńska wynika z natury, czy zostaje narzucona przez kulturę, prawo, religię? Jako odmienny od naszej kultury podany został przykład Japonii. Postanowiłem zbadać temat.

Pierwsze miejsce w życiu tradycyjnie wychowywanej Japonki zajmował mężczyzna. Za dwie największe cnoty Japonki uchodziły wierność i posłuszeństwo wobec męża. Mimo że prawie żaden Japończyk nie był żonie wierny seksualnie, rzadko zdarzało się, aby niewierna była również żona. Zazdrość była oceniana prawie jak przestępstwo. Już od najmłodszych lat grożono dziewczynie, że zamieni się w smoka jeśli będzie zazdrosna o męża. W niektórych regionach istniał zwyczaj, zgodnie z którym starzejąca się żona wybierała mężowi młodą konkubinę, która była traktowana jako żona oboczna. Im młodsza i piękniejsza była żona oboczna, tym więcej szacunku zyskiwała żona. Znaczna większość Japończyków, o ile pozwalały mu na to zarobki, miewała oprócz żony przyjaciółkę i wcale tego nie ukrywano. Nierzadko mąż sprowadzał przyjaciółkę do domu jako kochankę. Żona nie była o to zazdrosna, gdyż jej pozycja pani domu, mogącej komenderować kochanką nie była zagrożona. Jeśli kochanka urodziła dziecko, mówiło ono do żony ojca matko. Żona i kochanka żyły czasem w przyjaźni. Gdy mąż utrzymywał stosunki seksualne pozamałżeńskie i nie oferował żonie w zakresie życia seksualnego zbyt wiele często pozostawało jej jedynie zaspokojenie seksualne w wyniku masturbacji.

Na wszelki wypadek sprawdziłem też kolebkę cywilizacji - starożytny Babilon.

Kodeks Hammurabiego stał na straży wierności małżeńskiej, absolutnie przestrzeganej zwłaszcza przez kobietę. Gdy mężczyzna utrzymywał stosunki pozamałżeńskie, nie musiał obawiać się, jak w systemie patriarchalnym, poważnych konsekwencji, ponieważ małżeństwo służyło zapewnieniu mu potomstwa. Gdy mąż podejmował stosunki pozamałżeńskie (nie wystarczały mu kontakty z jego żonami i konkubinami) zwykle groziła mu za to grzywna, natomiast w przypadku kobiet za stosunki pozamałżeńskie groziła kara śmierci.
Prostytucja, która jako instytucja publiczna była związana ze świątynią i uprawiana przez obie płcie, oferowała dodatkową możliwość aktywności seksualnej poza związkiem małżeńskim.


Z lektury powieści podróżnika Arkadego Fiedlera zapamiętałem, że w społeczeństwie latynoskim do dobrego tonu należało posiadanie przez zamożnego obywatela oprócz żony także kochanki zwanej companerą.

Z powyższych przykładów wynika, że w naturalnym modelu mąż posiada żonę, dba o utrzymanie jej i rodziny. Od żony wymaga wierności, natomiast sobie pozwala kochanki i seks pozamałżeński. Model ten jest wytłumaczony przez socjobiologię. Nauka ta badała zachowania społeczeństw zwierząt, ale okazało się, że wyjaśnia też dziedziczne, instynktowne zachowania naszego gatunku. Zgodnie z jednym z twierdzeń socjobiologii zachowania te podporządkowane są maksymalnemu rozprzestrzenieniu własnych genów w kolejnych pokoleniach. W interesie kobiet nie był seks z przypadkowymi partnerami, bo tacy nie zapewniliby rodzinie opieki i potomstwo wymarłoby. Dlatego kobiety wykazywały naturalną wstrzemięźliwość seksualną, dążyły do posiadania wartościowego i stałego partnera. Natomiast dla mężczyzn – oprócz opieki nad własną rodziną – seks z każdą natrafiającą się partnerką stwarzał dodatkową szansę na rozprzestrzenienie własnych genów tanim kosztem. Od własnej, stałej partnerki wymagali jednak bezwzględnej wierności – skoro inwestują w wychowanie dzieci, to muszą być ich dzieci, nosiciele ich genów. Taki zestaw zachowań zapewniał sukces reprodukcyjny i w kolejnych pokoleniach stały się one dziedziczne i instynktowne. Potwierdzają to współczesne badania.

David Buss, psycholog ewolucyjny z Uniwersytetu Stanu Teksas, wysłał ankiety do ponad 10 tys. mężczyzn i kobiet z 37 kultur i sześciu kontynentów. Okazało się, że ze wszystkich zakątków świata przychodziły takie same odpowiedzi – panie poszukują do stałych związków nie pięknych Adonisów, lecz zamożnych, wpływowych, dominujących mężczyzn jako znakomitych ojców dla swych dzieci. Ale nawet jeśli ich znajdą, mają ogromne kłopoty z nakłonieniem partnerów do wierności. Panowie bowiem zazwyczaj starają się rozprzestrzenić swe geny, kochając się z jak największą liczbą kobiet. Mężczyźni, także żonaci, najczęściej bez wahania decydują się na „gorący seks podczas jednej nocy”. Amerykańscy psychologowie, Russel Clark i Elaine Hatfield, przeprowadzili charakterystyczny eksperyment – wysłali atrakcyjną kobietę na teren uniwersyteckiego kampusu, aby szeptała panom zmysłowo do ucha: „Czy chcesz spać ze mną dziś w nocy?”. Aż 75% zagadniętych było natychmiast gotowych. Podobny test z udziałem przystojnego podrywacza spalił na panewce. Tylko 6% pań zgodziło się pójść z nim do mieszkania, ale ani jedna wprost nie obiecała seksu.

Okazuje się jednak, że wierność kobiet może mieć charakter fasadowy, korzystna może być dyskretna zdrada.

Szkocki profesor David Perrett, który przeprowadził wiele podobnych eksperymentów, twierdzi, że niewierność jest dla kobiet korzystna z punktu widzenia ewolucyjnego, dlatego też została niejako zapisana w ich genomie. Mężczyźni bardziej kobiecy mają niższy poziom męskiego hormonu – testosteronu, w następstwie także spokojniejszy charakter, są więc lepsi w roli stałego partnera i opiekuna dla dzieci. Dżentelmeni męscy rzadziej sprawdzają się w tej roli. Studia przeprowadzone przez armię USA dowiodły, że żołnierze o bardziej męskim wyglądzie rozwodzą się częściej i mają skłonności do przemocy wobec swych partnerek. Dysponują jednak lepszymi genami, są zazwyczaj silniejsi, zdrowsi i odporniejsi na choroby. Kobieta, która zdradza, odnosi więc podwójną korzyść – ma partnera oraz opiekuna do dzieci, jak również dawcę lepszych genów. Prof. Perrett przestraszył się nieco swoich wniosków i zaznaczył, że nauka nie sugeruje paniom jakichkolwiek zachowań, gdyż to, co z ewolucyjnego punktu widzenia jest korzystne, ze społecznego już niekoniecznie.

Inni badacze doszli do podobnych konkluzji. Austriacki profesor Karl Grammer uważa, że kobiety skłonne są do skoku w bok właśnie wtedy, kiedy prawdopodobieństwo poczęcia przez nie dziecka jest największe. Grammer filmował kobiety w wiedeńskich dyskotekach i przeprowadzał z nimi wywiady, pytając o fazę cyklu i metody antykoncepcji. Opracował nawet program komputerowy, który obliczał, jaki procent gołej skóry pokazują dyskotekowiczki. Okazało się, że mężatki, które nie biorą tabletek antykoncepcyjnych, najczęściej przychodzą na tańce w fazie jajeczkowania. Wtedy też zakładają najbardziej skąpe stroje, odsłaniające do 40% powierzchni ciała.


Na pytanie – czy wierność wynika z natury można więc odpowiedzieć, że generalnie tak, ale nie jest to proste – nie cudzołóż. Żona ma być zasadniczo wierna, mąż w zamian zapewnia opiekę rodzinie, jednak nie wyklucza seksu z innymi partnerkami. Ten schemat zachowań został wprost przyjęty do kultury, obyczajowości, prawa niektórych społeczeństw – na przykład tych omówionych na wstępie. Były to społeczeństwa patriarchalne wszakże. Wraz z równouprawnieniem kobiet we współczesnej cywilizacji te modele przechodzą do lamusa. Obecnie mężczyzna i kobieta mają mieć w związku równe prawa i na ogół oczekują wzajemnej wierności. W niektórych związkach można się dobrowolnie umówić inaczej. Dobrowolność może być faktycznie manipulacją dominującej strony. W mojej ocenie relacja taka na ogół w dłuższym czasie przynosi dysonans i cierpienie. Przykładem najbardziej liberalnych i wyluzowanych osób są gwiazdy filmowe. Rozwodzą się co kilka lat. Ale najczęstszą przyczyną rozwodu jest zdrada. Nawet ci wyluzowani nie mogą znieść zdrady partnera / partnerki, która przynosi im ból i cierpienie nie do wytrzymania.


W ocenie mojej okazuje się więc, że chrześcijańskie szóste przykazanie: nie cudzołóż jest prawem naturalnym. Zawarte w tym sformułowaniu równouprawnienie płci jest bardziej adekwatne do współczesnego społeczeństwa.

2 komentarze:

  1. Czcigodny Dibeliusie
    Z jednej strony Dekalog zakazuje cudzołóstwa a z drugiej, o ile mnie pamięć nie zawodzi, w Księgach Królewskich jest mowa zarówno o haremie króla Dawida, jak i o 700 żonach i 300 konkubinach króla Salomona. To pasuje zarówno do opisanej przez Ciebie zasady propagacji lepszych genów, jak i potwierdzają że podział na równych i równiejszych jest stary niczym świat.
    Spotkałem się w realu z przypadkiem mojego kolegi Sułtana vel Haruna ar-Ryszarda i jego dwóch żon. W mojej ocenie ten trójkąt bermudzki zdał próbę czasu (trwa w najlepsze już 36 lat) bo te dziewczyny były przyjaciółkami jeszcze z piaskownicy. I nie chcąc rezygnować ani z tego huncwota ani ze swojej wtedy już ponad dwudziestoletniej przyjaźni, postanowiły spróbować. Ale to jest klasyczny wyjątek potwierdzający regułę że statystyczna Polka wybaczy mężczyźnie wszystko z wyjątkiem rywalki.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Stary Niedźwiedziu,
      W ocenie moralnej najistotniejsze jest czy działanie nie powoduje czyjejś krzywdy. W tym także, czy nie łamie demonstracyjnie norm społecznych. Ponieważ te warunki są spełnione, pozostaję fanem Twojego kolegi Sułtana.
      Serdecznie pozdrawiam

      Usuń