Moda
to nie tylko strój, ale także zdobiące ciało kobiety kamienie szlachetne. Nie
mogłem więc nie udać się na Giełdę Minerałów w warszawskim PKiN.
Te
są trochę za duże, aby na siebie zawiesić.
Te
modele bardziej poręczne, widać, że jak się ich dużo zawiesi, mogą całkowicie
zastąpić ubranie.
Poprzestałem
jednak na uzupełnieniu swojej kolekcji żab ogrodowych.
Sam
Pałac Kultury, jak zwykle. Warto zwrócić uwagę, że nad głównym wejściem od ul.
Marszałkowskiej pod neonem z napisem Pałac Kultury i Nauki jest prostokątna
dykta. Pod dyktą ukryte są słowa „imienia Józefa Stalina”. Turyści beztrosko
zwiedzający ten gmach będący ikoną Warszawy nie zdają sobie sprawy z kryjącego
się w jego murach mrocznego przekleństwa. Może być ono związane z przedwojenną
przeszłością tej dzielnicy. Bliskość Dworca Głównego przesądziła o specyfice
okolicy – obfitującej w hotele, restauracje, spelunki i największy w Warszawie wybór
domów publicznych.
Po wojnie, pomimo że część kamienic nadawała się do odbudowy, cały kwartał bezlitośnie wyburzono, aby zrobić miejsce na Pałac Kultury. Kultury i nauki – ale w jego fundamentach, w jego murach przetrwała klątwa dawnego ducha tego miejsca – wulgarność, seks, krwawe rozrachunki. Wystarczy zejść na poziom minus jeden – mieści się tam niewielka galeria handlowa, szatnia, ale najsilniejsze wrażenie wywierają toalety. Udałem się tam przed rozpoczęciem zwiedzania minerałów. Przy pisuarach kręcili się jacyś dziwni faceci, więc skierowałem się do kabiny. Zwróciły moją uwagę ścianki działowe wyglądające, jakby wykonano je z blachy pancernej. Nie przeszkodziło to pracowitym i zapobiegliwym gejom wywiercić z obu stron otworów obserwacyjnych. Starałem się więc lać dyskretnie. Nie zapobiegło to jednak dziwnym szeptom i westchnieniom dobiegającym zza ścianek. Dominującym odczuciem był wszakże zapach – niezwykle intensywny zapach kału. Zapach był tak silny, że moim zdaniem nie mógł być naturalny. Podejrzewam, że zastosowano syntetyczny zapach kału – geje wyperfumowali nim pomieszczenie, aby ubarwić i pogłębić swoje doznania. Działania gejów są jednak niewinną zabawą w porównaniu z tym, co dzieje się w toalecie damskiej. Legenda miejska mówi, że odbywają się tam nielegalne aborcje. Owłosione satanistki w czarnych koszulach wynoszą w plastikowych pudłach zakrwawione płody. Nie mogę tego potwierdzić, ale z dzieciństwa pamiętam inne dziwne wydarzenia dziejące się w Pałacu. Uczęszczałem do Pałacu Młodzieży na zajęcia ze sztuki. Niestety nie przykładałem się do tego – teraz taka wiedza i kunszt byłyby bezcenne do prowadzenia bloga modowego. Zamiast udziału w zajęciach zgłaszałem się do młodzieżowej służby ochrony. Dzięki otrzymanej karcie mogłem otwierać drzwi i przenikać do różnych części Pałacu. Rozszerzając zakres swojej eksploracji dotarłem na poziom minus 2 – piwnice. Obecnie w prasie warszawskiej serwuje się ckliwe historyjki o dyżurujących tam kotach pałacowych. Podobno w okresie komuny na poziomie minus 3 funkcjonowała linia kolejowa łącząca Pałac z podziemiami gmachu KC PZPR. Do tej pory badaczom nie udało się dotrzeć na poziom minus 3. Ale pośrednim potwierdzeniem istnienia tego połączenia były incydenty, których w dzieciństwie byłem świadkiem w kompleksie piwnic na poziomie minus 2:
Dobiegły mnie potworne krzyki i prośby o litość – ostrożnie podszedłem. Okazało się, że zbliżyłem się do miejsca tortur i kaźni – prawdopodobnie przeprowadzanych przez SB na przeciwnikach politycznych. Kilkukrotnie natrafiłem na takie sytuacje, a jeszcze częściej napotykałem na ślady krwi. Zdarzały się też na inne sytuacje. Piwnice Pałacu były sceną brutalnych gwałtów. W Pałacu Młodzieży był basen na którym dziewczęta trenowały taniec artystyczny na wodzie. Docierający z gmachu KC towarzysze udawali się na widownię i kazali sobie odławiać wybrane zawodniczki. Finał następował w piwnicach, przykro było słuchać ich daremnych próśb, krzyku i płaczu.
Czasy komuny minęły, ale Pałac ciągle żyje, jego klątwa ciągle działa. Dlatego turysto – nie daj się zwieść ckliwej reklamie tej ikony Warszawy – w tym gmachu coś może przytrafić się także akurat Tobie!
kamienie mają w sobie zapisaną trwale historię...jak ten Pałac Kultury, który wtopił się w ciało Warszawy. Czy się to podoba, czy nie - Jest! nie da się go wyrwać bez uszkodzenia całej struktury. Pomimo tego, że już od lat próbują przebudować tą cześć Warszawy to jednak kibel trzyma się ziemi jak twarda skamielina. I może należy dać mu spokój. Obudować pancernym szkłem z napisem - Nie otwierać! bo może się obudzić!
OdpowiedzUsuńKamienie jako ozdoba ciała kobiety mają różne zadania, albo odwracają uwagę od ciała, albo opowiadają historię duszy.
Mężczyźni często obdarowują kobiety drogimi kamieniami ale rzadko zagłębiają się w potrzeby duszy. I tak naprawdę, to nie wiem czy to kobiety chcą błyszczeć czy mężczyźni chcą żebyśmy błyszczały?
a najbardziej mnie wkurza jak traktują drogie kamienie (biżuterię) jako standard prezentu, który zawsze jest trafiony!
W mojej biżuterii diamenty się nie trzymają - zawsze zgubię:)
Ja lubię kryształ górski (koral z morza) i... ametyst.
Żab nie zbieram, bo bym miała problem, którą całować i zawsze jest ryzyko, że któraś może okazać się prawdziwa :)
Pozdrawiam niedzielnie.
Dla wielu osób biżuteria to kwestia indywidualnej wrażliwości i preferencji, dlatego wręczanie prezentu bez wiedzy i wyczucia może rzeczywiście być prostackie.
UsuńZastanawiam się jednak czy Europejczycy nie przejawiają zbyt wyrafinowanego podejścia w tej kwestii. Podziwiam sposób w jaki Cyganie noszą złote ozdoby - na luzie, spontanicznie, obficie. Na pewno daje im to szczerą radość, w odróżnieniu od naszej niepewności i rozterek w zakresie doboru biżuterii.
Osobiście preferuję styl biżuterii - który określiłbym jako industrialny. Tworzonej z wykorzystaniem szlachetnej stali, elementów przypominających części maszyn, układy scalone. Na wystawie ciekawe było też stoisko z wisiorami z kolorowego szkła Murano.
Pozdrawiam weekendowo
ten styl industrialny może być interesujący? :) tylko czy te kwasoodporne łańcuchy nie będą zbyt ciężkie? albo zbyt trwałe! wszystko inne da się zepsuć albo zużyć, to nie ma strachu :)
UsuńSzkło z Murano jest cudne ale głównie w sztuce użytkowej podobnie jak piękne szkło fusingowe, jednak do klasycznego białego zawsze się wraca.
Tak czy siak, giełda kamieni w PKiN, to był ciekawy bazarek rozmaitości.
:)
o, wreszcie temat dla mnie - biżuteria! ;)
Usuńmój mąż też by mnie obwieszał złotem i diamentami, ale zapieram się rękami i nogami
raz pozwoliłam na biżuterię z granatem
innym razem na złoto od Kruka
na codzień noszę właśnie szkło z Murrano kupione we Florencji, jest wyjątkowe - nigdy potem nie udało mi się znaleźć niczego podobnego. Nie jest pstrokate tylko w kolorach ciemny brąz (we Włoszech mówią na to "granata"), granatowy, złoty brąz... rozwalone elementy metalowe od lat pieczołowicie naprawiam, nie zamienię tego naszyjnika na żadne diamenty świata
(biedny mąż, nie ma szans mnie dopieścić biżuterią)
Jesteś wzorową użytkowniczką biżuterii. Ludzie potrafią strasznie obchodzić się z tymi delikatnymi na ogół ozdobami, a potem mają pretensje do jubilera. Moja biżuteria jest na ogół stalowa, tak że w ogóle nie mam problemu.
UsuńSerdecznie pozdrawiam
Nie lubię złota, srebra ani metali w ogóle. Wolę bursztyn, koral, półszlachetne kamienie. Bardzo rzadko jednak czymś się obwieszam, nie mam nawet przekłutych uszu. ;)
OdpowiedzUsuńBursztynu było na wystawie tyle, że mogłabyś się tarzać.
UsuńNieprzekłute uszy kojarzą mi się ze skromnością i uczciwością. Chociaż teraz demonstracyjnie noszą nawet kilkucentymetrowe dziury w uszach.
A tak przy okazji - złamałam się. Wracam do blogowania.
UsuńCieszę się! - kontynuacja poprzedniego czy nowy adres?
UsuńAdres pod nickiem. :)
UsuńCzcigodna Kiro
UsuńA co sądzisz o bursztynie krwistoczerwonym z Sycylii? Ten dla nas oryginalny kolor wynika z fktu, że żywica pinii ma inny skład, niż nasza sosnowa. Moim zdaniem ten sycylijski doskonale wygląda w srebrnej oprawie.
Pozdrawiam serdecznie
Każdy bursztyn wydaje mi się piękny. Wolę jednak sam bursztyn w formie, dajmy na to korali, niż oprawiony.
UsuńCzcigodny Dibeliusie
OdpowiedzUsuńZ kamieni bardziej podobają mi się te półszlachetne, zwłaszcza rubiny, szafiry czy topazy. Jako ciekawostkę mogę podać, że na naszej polibudzie, na użytek wojaków z WAT (potrzebowali tego do budowy laserów) produkowano syntetyczne rubiny wielkości laseczki kredy do tablicy.
Pozdrawiam serdecznie
Czcigodny Stary Niedźwiedziu
UsuńWięc jeszcze raz okazuje się, że Politechnika ma więcej do czynienia z pięknem niż uczelnie humanistyczne, skoncentrowane na promowaniu zboczeń.
Serdecznie pozdrawiam