Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 13 października 2013

Berlińska kolumna zwycięstwa łączy historię Niemiec i Polski

Wędrówka wakacyjna zaprowadziła mnie do berlińskiej kolumny zwycięstwa Siegessäule. Nie zdawałem sobie sprawy, że ten obiekt w zadziwiający sposób łączy historię Niemiec i Polski. Kolumna ukończona w 1873 upamiętnia zwycięstwa Prus w wojnie z Danią (1864), Austrią (1866) i Francją (1871), dzięki którym Niemcy zostały zjednoczone. Pierwotnie stała na Königsplatz (obecnie Platz der Republik).





Jednak w 1939, aby uczcić wielkie zwycięstwo nad Polską, kolumnę przeniesiono do parku Tiergarten i podwyższono o 7,5 m. Niemcy nie zdążyli już upamiętnić kolejnych zwycięstw. Obiekt przetrwał wojnę bez szwanku, ale 2 maja 1945 został zdobyty przez walczących u boku Armii Radzieckiej polskich żołnierzy, którzy umieścili na nim naszą flagę. Właśnie drugiego maja obchodzimy Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej.



Sam park Tiergarten przeszedłem na piechotę, aby zaoszczędzić na bilecie na metro – chyba z 8 km. „Tier” – znaczy zwierzę, ale sam park nie ma charakteru ogrodu zoologicznego. To raczej park o charakterze leśnym, gdzie pojawiają się różne lisy, zające i inne kuny. Można chodzić, biegać, jeździć rowerem i wylegiwać się na trawie.



Nagroda za ten wyczerpujący marsz czekała na mnie na Alexanderplatz, gdzie zachował się enerdowski folklor – rodzaj jarmarku z kramami, występami komików, akrobatów, polityków, a przede wszystkim znakomite piwo i kiełbaski currywurst. 



Rozczuliły mnie stoły zbite z desek, nakryte ceratką, na nich czerwone kwiatki posadzone w ziemi nasypanej do opróżnionych puszek. Puszki nie można poruszyć, bo jest przybita gwoździem do stołu. Aby pobrać kufel z piwem, trzeba za naczynie zapłacić kaucję. Przy odbieraniu kaucji wytatuowany barman strzelał do mnie z pistoletu, na szczęście na bańki mydlane. Trzymając się konwencji, podniosłem nawet ręce do góry, ale wystraszony poprosił mnie, abym tego nie czynił, bo akurat zbliżał się patrol policji.

Osobiście dla mnie najbardziej traumatycznym przeżyciem były zakupy w Primark, bo ile godzin można tam siedzieć. Ale nie było wyjścia.

Za to przyjemna była wizyta w pałacu Charlottenburg. Trochę przypomina warszawskie Łazienki.



4 komentarze:

  1. w Tiergarten swojego czasu odbywałem nocleg, zimnawo było, ale daliśmy radę... ale Ty mi powiedz /bo już dawno nie byłem w Berlinie/, co się dzieje na Kudamie?... działają tam jakieś freaki, jacyś sensowni ludzie?... bo squaty na Kreuzbergu od dawna przeszły do historii, wiec nie ma o czym gadać...
    pozdrawiać :D...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem jak dawniej, teraz okolice Kurfürstendamm to elegancka dzielnica z najdroższymi sklepami, biurami, restauracjami itp. Do tego stopnia, że jak byłem w pizzerii w okolicy to niemieccy kelnerzy zwracali się do mnie po włosku. Zaciekawiła mnie też kawiarnio-piwiarnia gdzie wieczorami chyba w ponad 10 równoległych rzędach siedzieli bogaci turyści w starszym wieku i gapili się na zwężony w ten sposób chodni, a przechodzący chodnikiem gapili się na nich.
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Chyba powinnam sobie wycieczke do Berlina zrobic. Currywurst nie lubie, a moj maz "marzy" sobie, ze kiedy sie juz do Polski przeniesie to bude z ta kielbasa otworzy i bedzie bogaty :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakby otworzył budkę z tym wurstem, to na mnie jako na klienta może na 100% liczyć :)

      Usuń