Wczorajszy
dzień w mediach poświęcony był promowaniu polityki prorodzinnej premiera. Tusk
pojawiał się na ekranie na tle szeregu młodych matek z niemowlętami na rękach i
rozpoczynał wypowiedź... Ważkie te i skrzydlate słowa nie dotarły jednak do
mnie, dzięki natychmiastowej zmianie kanału lub wyłączeniu odbiornika. Zdążyłem
już bowiem wyrobić sobie własny pogląd na tę politykę prorodzinną.
Rozpoczęła
się od odebrania części podatników ulgi na dzieci od 2013 roku. Rodzicom przedszkolaków przygotowano natomiast
szok we wrześniu. W ramach akcji – przedszkole za złotówkę w praktyce
zlikwidowano zajęcia dodatkowe w przedszkolach publicznych. Ustawodawca
pochylił się nad biednymi: 5 godzin ma być za darmo, każda następna godzina maksymalnie
za złotówkę. Okazało się, że według interpretacji MEN wyklucza to możliwość
powszechnie do tej pory praktykowanego płacenia przez rodziców za dodatkowe
zajęcia: rytmikę, taniec, angielski, karate itp. Wybuchła afera, protesty
rodziców. Media sugerowały niedoróbkę legislacyjną: chcieli dobrze, wyszło jak
zawsze. Ale wypowiedzi medialne tandemu Szumilas -Tusk pokazały, że idą w
zaparte. Według intencji rządu to nauczycielki przedszkolne mają zapewnić swoim
podopiecznym te wszystkie zajęcia właśnie za złotówkę. Oprócz talentu pedagogicznego
mają być baletnicami, śpiewaczkami, lingwistami i mistrzyniami sztuk walki.
Jeśli trzeba będzie więcej płacić personelowi to dodatkowe środki mają zapewnić
samorządy. Śmiechu warte – nasze zadłużone samorządy, które mają problemy nawet
z terminowym wypłacaniem wynagrodzeń nauczycielom.
Wygląda
na to, że jest to zaplanowana akcja likwidacji przedszkoli publicznych. Jeśli
władzy uda się utrzymać zakaz zajęć dodatkowych, klasa średnia zmuszona będzie
przenieść dzieci do przedszkoli prywatnych w trosce o ich rozwój. Przedszkola
publiczne zmienią się w ochronki dla biednych dzieci. Z niewątpliwą korzyścią
dla budżetu państwa – można będzie ograniczyć ilość placówek. Szkoda jednak
potencjału wiedzy i doświadczenia przedszkoli publicznych, wypracowanego przez
kilkadziesiąt lat praktyki. Rodzice zdają sobie sprawę, że przedszkola
prywatne, pomimo mniejszej liczebności grup, bogatego i barwnego opisu zajęć
dodatkowych często zapewniają dzieciom gorsze przygotowanie niż publiczne.
Powodem jest właśnie brak doświadczenia i instytucjonalnej praktyki
pedagogicznej.
Władzom
RP już wcześniej udało się zniszczyć szkolnictwo pedagogiczne – poprzez likwidację
studiów nauczycielskich, w których wykładali praktycy i program oparty był na
praktyce. Obecne uczelnie pedagogiczne, aby utrzymać swój status, jako
wykładowców muszą zatrudniać osoby o odpowiednich stopniach naukowych.
Nosiciele tych stopni naturalnie nie mają pojęcia o praktyce, teoretyzują lub
ględzą, niekoniecznie na temat. Wszystko jest jednak zgodne z modelem
europejskim i absolwenci są kompletnie niedouczeni i nie mają pojęcia o pracy z
dziećmi. Dlatego szkoda przedszkoli publicznych, w wielu z nich ta dobra
praktyka pedagogiczna przetrwała i była przekazywana z pokolenia na pokolenie,
wbrew wysiłkom MEN – kolejnym idiotyczno-biurokratycznym akcjom. Wygląda na to,
że najnowszy pomysł powiedzie się i przedszkola publiczne uda się wreszcie zniszczyć.
Tak
więc nie słyszałem wypowiedzi premiera w tv, ale mogę sam podsumować:
Sukcesy
polityki prorodzinnej rządu w 2013 roku:
1)
odebranie ulgi na dzieci części podatników
2)
rozpoczęcie akcji likwidacji przedszkoli publicznych i zamiany ich w ochronki
dla biednych dzieci
Zadziwiające
jest, że ostrze tej brutalnej profiskalnej polityki rządu zwraca się przeciwko
klasie średniej, która duża część stanowiła elektorat PO. Może nastąpi jakieś masowe
otrzeźwienie lemingów, bo coraz częściej słyszę od znajomych: Brzydzi mnie PiS,
ale na pewno nie poprę PO, na kogo zagłosować? Niech myślą dalej, może coś
pozytywnego z tego wyniknie.
Cześć Dibeliusie!
OdpowiedzUsuńWrzesień - miesiąc obnażenia dorobku myśli organizacyjnej rządów, dla których "wszystkie dzieci są nasze". Opieka nad obywatelem musi być permanentna.
Może nawet od poczęcia, bo wprawdzie wtedy zdaniem postępowych jeszcze się nie jest człowiekiem,ale przyszłym obywatelem już z pewnością tak. Nie trudno wyobrazić sobie totalitaryzm w kwestii prokreacji: kobieta mogłaby rodzić tylko jeśli dostanie odpowiednie pozwolenie. Podanie, udokumentowanie spełnienia warunków, wynik analizy genetycznej, kwalifikacja wstępna, uzyskanie pozwolenia, oczekiwanie w kolejce. Na in vitro oczywiście, bo nie można tak ważnej kwestii jak zapłodnienie pozostawiać osobom bez stosownych uprawnień, a dobór genów przypadkowi. Na szczęście rodzina to przeżytek i związek mężczyzny i kobiety nie może być łączony z prokreacją, zatem dobór genów od optymalnych dawców dobranych przez wysokiej klasy specjalistów zapewni stworzenie najzdrowszych i najlepiej przystosowanych dla rozwoju społeczeństwa dzieci. Pozwoli to również na oczyszczenie materiału genetycznego z sekwencji skutkujących chorobami i patologią indywidualizmu i innych aspołecznych zachowań.
Drogi Marku,
UsuńMam nadzieję, że czynniki rządowe nie zapoznają się z Twoim komentarzem, bo mieliby dalszą część swojego postępowo-maniakalnego programu "jak znalazł".
Pozdrawiam aspołecznie!
teoretycznie rzecz biorąc likwidacja przedszkolnictwa państwowego jest krokiem w kierunku w kierunku prywatyzacji przedszkoli i zwolennicy utopii wolnorynkowej powinni być zadowoleni...
OdpowiedzUsuń/jak wiesz, sam mam poglądy wolnościowe, ale zdroworozsądkowe, więc uważam, że pewna doza socjalizmu jest wręcz konieczna/...
tu jednak wcale nie mamy do czynienia z długofalową przebudową państwa, lecz z rozpaczliwym paroksyzmem poszukiwania oszczędności budżetowych, próba przerzucenia kosztów na sektor prywatny, który do tej pory zbyt hołubiony nie był i jest kompletnie nie przygotowany na takie zmiany... nie ma tu żadnej całościowej wizji, żadnego powiązania z całokształtem polityki socjalnej, bo ani takiej wizji, ani takiej polityki po prostu nie ma... jest tylko histeryczna próba wykołowania paru groszy na bieżące potrzeby...
prorodzinne to nie jest na pewno /zakładając, że "prorodzinność" w okrojonym znaczeniu oznacza "prodzietność"/, bo jak wiadomo niski poziom dzietności wynika w Polsce z przyczyn socjalnych /nikt nie da się zmanipulować tanimi podpuchami na temat rzekomego "egoizmu" lub "hedonizmu" pejoratywnie rozumianymi/ i taka pospieszna "reforma" przedszkolnictwa na pewno nie wpłynie na zwiększenie ochoty do rozmnażania się...
masz rację, że jest w tym pewien pozytyw, bo może zwolennicy PO przejrzą nieco na oczy i skoro PiS jest "be" /bo jest/, to rozejrzą się za jakąś "trzecią siłą", by ją popierać, problem jednak w tym, że ta trzecia siła jeszcze nie istnieje /bo przecież nie Ruch Palikota, który okazał się mało skuteczny i odwracają się już od niego takie tuzy, jak Roman Kotliński, o społecznym ruchu Wolnych Konopi już nie wspomnę/... obecny system partiokratyczny skutecznie broni się przed taką "trzecią siłą"... ale to już temat na szerszą dyskusję...
pozdrawiać jzns :D...
Gotów byłbym poprzeć sensowną prywatyzację niektórych publicznych przedszkoli - ale tu mamy do czynienia ze stalinowską "rozwałką".
UsuńNa kogo głosować? Przede wszystkim pokonać wpojoną wyborcom socjotechniczną regułę, że "głos nie może się zmarnować". Mój głos wyborczy od wielu lat znakomicie się marnuje, ale przynajmniej nie popieram partii systemowych.
Pozdrawiam
po prostu nie pójdą na wybory, o i tyle
OdpowiedzUsuńCzasem zwycięstwo demokracji wymaga, aby wyborcy nie brali udziału w wyborach. Będzie to przetestowane w Warszawie.
Usuńdemokracji? no tak, zapomniałem że nic lepszego nie wymyślono :)
Usuń