-
Stary, jedź z nami na wakacje. Wybieramy się z Anetą do super miejsca na
Mazurach, Siedlisko Morena – luksusowe pokoje, jezioro z plażą, basen kryty i
zewnętrzny, spa, śniadanie w cenie pokoju. Potrzebujesz zastrzyku pozytywnej
energii.
-
Marcin, kurna, dzięki przyjacielu. Jadę z wami, bo jestem tak zdołowany, że...
-
Sylwek, nie kończ. Będzie OK.
Kiedy
dotarli na miejsce, okazało się, że reklama ośrodka nie była przesadzona.
Standard zachodnioeuropejskiego kurortu w sercu Mazur. Zarówno na plaży nad jeziorem,
jak i przy basenie luksusowe leżaki, białe, przyjemnie grube ręczniki które
można pobierać w dowolnych ilościach, terenowe barki, w których świetnie
wyszkolona obsługa w jednolitych uniformach serwowała piwo i drinki. Piwo tylko
20 zł. Do wypożyczenia łodzie, kajaki, rowery wodne, rowery lądowe. Rower
lądowy tylko 25 zł za godzinę. I do tego restauracja ze znakomitą kuchnią –
obiad 70 zł, kolacja 80 zł (od osoby).
Osobliwością
ośrodka był jacht zacumowany w przystani nad jeziorem, w kabinach którego mieszkały dwie domniemane lesby. Codziennie po południu ubrane w kombinezony piankowe wychodziły, aby
zażyć kąpieli. Były świetnymi pływaczkami – płynęły na drugą stronę rozległego
jeziora i z powrotem. Lokalnym rytuałem stał się moment ich wychodzenia z wody,
na który z utęsknieniem oczekiwali liczni widzowie. Zdejmowały górną część
kombinezonów, aby uważnie i troskliwie wytrzeć sobie nawzajem ręcznikami piersi.
Zachodnioeuropejski
poziom cen skłaniał do pewnej rozwagi. Rodzice z dwójką małych dzieci schodzą
ścieżką w stronę jeziora. Jest wieczór, moment przedkolacyjny.
-
Mamusiu, jesteśmy głodni.
-
Kamilku, czy n a p r a w d ę jesteście głodni?
Upłynęło
kilka pogodnych, beztroskich dni. Sylwek w towarzystwie pary przyjaciół
powracał do równowagi psychicznej, podładował wewnętrzny akumulator optymizmu.
Nagle telefon do Marcina. Dyskutował zaciekle, ale w końcu zgodził się z
rozmówcą.
-
Przejebane. Muszę jechać na jeden dzień do firmy. Jutro będę z powrotem. Sylwek
– zaopiekujesz się Anetą.
-
Jasne, możesz na mnie polegać.
Każdy
chętnie zaopiekowałby się Anetą. Dwudziestoparolatka, blondynka, długie, proste
włosy, niewysoka, ale szczupła. Jej idealna figura mogłaby być wzorem dla
Barbie. Do tego miła buźka z zazwyczaj nieco łobuzerskim uśmiechem.
Po
wyjeździe Marcina stwierdzili, że nieco zaoszczędzą i wybrali się na obiad do
pobliskiego miasteczka Stare Juchy. Sylwek zaparkował koło posterunku policji.
W barze po drugiej stronie ulicy zamówili po porcji bigosu. Smakowita potrawa, oraz
świeży, prawdziwy, mazurski chleb – 10 zł za porcję. Wśród gości baru zauważyli
sporo osób z Moreny. W dobrym nastroju po obfitym posiłku postanowili przejść
się po okolicy. Koło parkingu zauważyli tabliczkę z napisem „Zabytkowy głaz
narzutowy” wskazującą ścieżkę. Było ciepło, ale zbierało się na deszcz, a może
burzę. Ubrani byli na krótko – Sylwek: krótkie spodenki i t-shirt, Aneta: mini,
t-shirt, sandałki. Na wszelki wypadek wzięli parasole. Ścieżka prowadziła łąką
na tyłach osiedla bloków postpegeerowskich, ale potem zaczęła się rozwidlać i
wikłać. Jednocześnie pogarszała się pogoda, przechodziły szkwały deszczowe.
Żadnych znaków ani tabliczek informacyjnych. Aneta zapytała o drogę do głazu
kobietę zbierającą grzyby. Kobiecina przeżegnała się i uciekła. Sylwek zapytał
rowerzystę – splunął tylko ponuro i mocniej nacisnął pedały. Dziewczynka
zapytana o drogę zaczerwieniła się i rozpłakała.
Zawzięli się i sami szukali
drogi. Pogoda robiła się upiorna – czarne chmury, nagłe powiewy wiatru,
przybliżający się huk piorunów. Krytyczny okazał się moment przekroczenia linii
kolejowej, jeszcze kilkadziesiąt metrów drogą w stronę wzgórz i strefa złej pogody
nagle się skończyła. Nad nimi błękit nieba, słońce – i tabliczka z napisem: „głaz
narzutowy 50 m”. Nareszcie. Przyspieszyli. Na drodze stała grupka ludzi, jakby
na coś czekali, chcieli ich wyminąć, ale jeden ze stojących odezwał się:
-
Państwo do głazu?
-
Tak.
-
To proszę zająć miejsce w kolejce, my jesteśmy ostatni.
Posłusznie
stanęli na końcu. Zbiegiem okoliczności przed nimi było kilka par – dziewczyn z
chłopakami, najwyraźniej zakochanych. Przytulali się i obejmowali. Sylwek z
Anetą poczuli się trochę dziwnie. Napięcie, poczucie dziwności i nierealności
narastało, obejmowało nie tylko ich, ale wszystkich czekających. Czekanie długo
nie trwało, pary wracały po kilku minutach, w stanie jakby upojenia.
-
Sylwek, co tam się dzieje przy tym głazie? – zapytała Aneta.
-
Zaraz sami zobaczymy.
Wreszcie
ich kolej. Podeszli ścieżką pod górę. I ujrzeli – w cieniu starych drzew
potężny, płaski głaz kilkumetrowej szerokości.
Nie odzywali się. Moment
zawieszenia w czasie i ciszy wypełnionej intensywnym bzyczeniem owadów. I wtedy
poczuli zapach – metaliczny zapach krwi i ostry, zwierzęcy zapach nasienia.
Spojrzeli – na powierzchni głazu znajdowały się dwa niewielkie okrągłe
zagłębienia, wyższe wypełnione krwią, a to umieszczone niżej - spermą. Patrzyli
z obrzydzeniem, ale nie mogli oderwać wzroku.
-
To chyba krew defloracyjna dziewic – nieśmiało zauważył Sylwek.
-
Ja nie jestem dziewicą – głuchym, zmienionym głosem odpowiedziała Aneta. Była w
jakimś transie. Podniosła koszulkę, chwyciła rękę Sylwka i położyła na swojej
piersi. Była bez stanika. Poczuł ciężar, ciepło, lepkość potu i twardość
brodawki. Drugą ręką rozpiął spodenki. Chwyciła go za członka i delikatnie, ale
stanowczo pociągnęła w stronę niższej niecki. Przyklęknęła. Sylwek zamknął
oczy. Nie widział i nie słyszał niczego...
I
w tym momencie poczuli na obnażonych częściach ciała strumień lodowatej wody z kropidła. To ksiądz
w ornacie wraz z orszakiem ministrantów w komżach i bielanek rzucających kwiaty
na prawo i na lewo. Aneta i Sylwek pospiesznie doprowadzili garderobę do
porządku. Ksiądz gorliwie kropił ich nadal, potem skoncentrował się na głazie.
-
Odejdź szatanie - zawołał wielkim głosem.
Aneta
i Sylwek w tym momencie poczuli ulgę. Ogarnął ich spokój i czystość. Uklękli i
zaczęli się modlić. Szczerze i serdecznie podziękowali księdzu. Powrócili
wraz z procesją do Starych Juch i uczestniczyli jeszcze we mszy wieczornej.
Wrócili
do Moreny już po zmroku. Sylwek odprowadził Anetę do drzwi jej pokoju.
-
Przepraszam Aneta, nie wiem co się ze mną działo. Mogliśmy popełnić straszny
grzech. Dobrze, że ksiądz nas ocalił.
-
Tak, Sylwuś – przytaknęła. Uśmiechnęła się, spojrzała mu w oczy i pocałowała
prosto w usta.
Poza zdaniem "Osobliwością ośrodka był jacht zacumowany w przystani nad jeziorem, w którym mieszkały dwie lesby" wszystko mi się podoba. Krótkie, ale jakże urocze opowiadanko.
OdpowiedzUsuńNie byłbym sobą, gdybym nie zawarł jakiegoś prawicowego elementu:)
UsuńChodziło mi o to, że ze zdania wynika, iż "lesby" mieszkały w jeziorze. Oczywiście każdy domyśli się sensu zdania, ale jakoś nieładnie to brzmi.
Usuńrzeczywiście, Kira ma rację, bo po polsku powinno być /mieszkały/ "na jachcie"... taki tam drobny błąd językowy... mnie jednak bardziej intryguje sprawa natury logiki literackiej konstrukcji scenariusza i z uporem maniaka zapytam, skąd czytelnikowi ma być wiadomo, że te dziewczyny to lesby?...
Usuńja bym to napisał tak:
"Osobliwością ośrodka był jacht zacumowany w przystani nad jeziorem, NA którym mieszkały dwie dziewczyny zwane przez mieszkańców ośrodka "lesbami"... dalej następuje, już bez zmian, dalszy opis ich zwyczajów, który ma uzasadniać to miano, przy okazji, dodatkowo niejako, czytelnik otrzymuje informację, jak prymitywny element /z grubsza/ zamieszkuje ośrodek... niby drobiazg, ale ten kawałek tekstu staje się spójniejszy...
@Kira & Peter
UsuńDzięki za uwagi językowe. Postarałem się poprawić.
@Peter
Zakładasz, że uznanie kogoś za lesbę jest równoznaczne z negatywną oceną tej "lesby", a jednocześnie dowodzi prymitywizmu osoby dokonującej tej oceny. To po co homoseksualiści się "ujawniają"?
trochę nie tak Dibi... niczego nie zakładam, bo słowo "lesba" nie zawsze jest pejoratywem, w wielu kontekstach i sytuacjach ma odcień neutralny lub żartobliwy... ja tylko odniosłem się do KONKRETNEGO /opisanego w opowiadaniu/ zachowania dziewczyn i sklasyfikowania ich na tej podstawie jako rzeczone "lesby" przez otoczenie, co oceniłem /subiektywnie/ jako przejaw pewnego buractwa... i tylko tyle,nic więcej...
Usuń...
na Twoje pytanie /na tą chwilę/ nie potrafię Ci sensownie odpowiedzieć... według mnie wyskoczyłeś z nim trzy o tematy naprzód i jedyne co teraz mogę teraz napisać, to odpowiedzieć sam pytaniem "co ma piernik do wiatraka?"...
...
sensowniejszą dyskusją /w tej konkretniej rozmowie/ byłoby zastanowienie się, jaki rodzaj kontaktu cielesnego pomiędzy osobnikami tej samej płci uważamy za zachowanie homoseksualne /co niekoniecznie musi oznaczać od razu orientację "homo"/... okazuje się, że nie do końca jest to takie proste...
w miarę proste jeszcze jest w przypadku kontaktów "chłop-chłop", ale w przypadku "baba-baba" sytuacja mocno się komplikuje...
/zakładam teraz, że rozmawiamy w miarę naukowo, bez oceniania niczego w kategoriach moralnych i estetycznych/...
Peter,
UsuńZaciekawiłeś mnie. Może kiedyś rozwiniesz ten wątek, co w Twoim zdaniem można klasyfikować jako zachowanie homoseksualne, a czego nie można, bo byłoby to buractwem.
@Dibi...
Usuńrzeczywiście ciekawy to temat z punktu widzenia psychologii lub kulturoznawstwa, ale tak naprawdę to nie chodzi o to, kto co uważa za zachowanie "homo"... to jest już kwestia relatywna, "umowna" w danej zbiorowości, w której istnieje pewien ogólnikowy consensus, zaś na poziomie detali subiektywna indywidualnie...
istotą buractwa jest pośpieszna diagnoza, ocena, klasyfikacja oparta o ciasnotę umysłu... podam taki szkicowy przykład /umyślnie przerysowany dla uwypuklenia sedna/:
wyobraźmy sobie Szkota w kilcie, z włosami splecionymi w warkocze, który pojawia się w jakimś zapadłym powiatowym zapiździu... ani chybi dziewczyna, prawda?... burakowi nic innego do głowy nie przyjdzie...
piwo "tylko" 20 zł... mam nadzieję, że z miejscowego mikrobrowaru stosującego rodzimą, jaćwieską recepturę i technologię, a nie jakieś tam korporacyjne euroszczyny... w tym momencie jestem w stanie się skusić, jako piwosz okazjonalny i wybredny...
OdpowiedzUsuńskąd było wiadomo, że te niby "lesby" to lesby?... strasznie mnie to intryguje...
...
naziole mają opinię /a raczej zabiegają o takową/ ludzi o twardych zasadach... niewykluczone jednak, że nasz Sylwuś nie miał w swoim kanonie zasady "nie uprawiaj seksu z kobietą przyjaciela"... no, ale cóż, kodeksy zasad bywają różne...
...
tak swoją drogą, nie do końca może na temat, to przypomniała mi się relacja jakiegoś kupca /z kronikarskimi zapędami/ z rejonów śródziemnomorskich, który zapędził się w interesach do kraju Słowian /bynajmniej nie Jaćwingów, ale też pogan, więc także porządnych ludzi/... opisał on scenę, jak ukarano niewiernego męża za przelecenie cudzej żonę... co prawda kupiec-kronikarz nie precyzuje, czy za samą niewierność, czy za "cudzość" tamtej kobitki, ale też odbyło się na kamieniu i musiało bardzo, bardzo boleć...
...
abstrahując od wszystkiego, to... fajnie napisane...
pozdrawiać :))...
Zwyczajne piwo z beczki, ale ze snobistyczną marżą.
UsuńNawet narodowcy mają chwile słabości, ale ja wierzę, że Sylwester wybierze właściwą drogę.
Pozdrawiam
Jak cicho..słyszę ciągnące żurawie...;))
OdpowiedzUsuń"urocze opowiadanko"?
Piknik pod złowrogim głazem.
Pierwszoplanowe manekiny troszeńkę jak na mój gust zbyt woskowe,ale nie o nie tu w końcu raczej chodzi.Osoba skonstruowanego przez Ciebie, Dibeliusie, NARRATORA -to już delikates dla koneserów o mocnych nerwach.Ładna sztuczka;)
Pozdrawiam
Zgadzam się. Moje nieliczne opowiadania mają charakter miniscenariuszy filmowych. Psychologia postaci jest niedopracowana. A może moja psychika jako autora jest zbyt prosta, aby przedstawić bardziej skomplikowanych bohaterów?
UsuńPozdrawiam
Boże co za patologia! :)))
OdpowiedzUsuńNa szczęście dobro zawsze zwycięża.
Siedlisko cudowne i warto wejść na stronę. Czeka fajna niespodzianka dżwiękowa.
I mówi się księdzu a nie księdzowi.
Bożenka wciąga;)
Dzięki za "księdzu". Faktycznie fajne odgłosy dali na stronie Siedliska.
UsuńOdnośnie Bożenki - cieszę się, że znalazła się przynajmniej jedna osoba, która potrafi zniżyć się i podzielić mój prymitywny i wiejski gust muzyczny:)
Wygląda na to, że prymitywiści ludowi z nas ;)))
UsuńPozdrawiam
Boże...boże...bożenkooooo :)))
"Osobliwością ośrodka był jacht zacumowany w przystani nad jeziorem, w kabinach którego mieszkały dwie domniemane lesby".
OdpowiedzUsuń;))))) Dobrze Wam tak,korektorzy;)))
Oj tam, oj tam :)))
UsuńDana, dana;)
niezła poprawka, choć nieco "chropawa" jeśli chodzi o "melodykę tekstu"... ale teraz już czepiam się nie treści, lecz formy z pozycji "domorosłego literata od siedmiu boleści" :D...
Usuń"- Mamusiu, jesteśmy głodni.
OdpowiedzUsuń- Kamilku, czy n a p r a w d ę jesteście głodni?"
Ja pierdykam. ludzie jada do luksusu, zachowuja sie jak snoby, a w trakcie...oszczedzaja- sami nie jedza i dzieciom nie dadza. Rzzbawiles mnie tym tekstem...
ZApomnielis ie nedorajdy. Sylwek przezyl przed chwila zdrade i sam fundowal fajnemu kumplowi ( fajny byl niewatpliwie, bo zajal sie psychicznie uwalonym kumplem) podobne przezycie. ludzie to maja jednak mozgi ponizej pasa:))
No i rola ksiedza....nieodzowna. Uratowala cala sytuacje:))
Jechali do luksusu, ale może poziom tego luksusu niektórych zaskoczył.
UsuńZdrada w gronie przyjaciół niestety prawdopodobna - stają się do siebie podobni, podobają im się podobne dziewczyny, tym dziewczynom obaj się podobają, do tego chwila zapomnienia...
Zaraz a co to za ceny? Kolacja za 80,00PLN/osoba ? To co było w menu że się tak zapytam nieśmiało?
OdpowiedzUsuńPiwo za 20 zł?????
To lichwa a nie siedlisko :)
Jak niżej wyjaśniłem YRK - niektórzy gotowi są płacić kilkakrotnie więcej, aby mieć frajdę przebywania w gronie bogatych snobów, gdzie nie kręci się żaden plebs. Ten biznes dobrze się rozwija.
Usuń@EwaL
OdpowiedzUsuńgdyby piwo było po 2 zł i mielone po 4 ,to tam nie leżałby "ołtarz ofiarny Jaćwingów" tylko jakiś "cholerny kamień",a na przystani cumowałby nie jacht "Safo" z lesbami i ręcznikami ,tylko kajak Józka od Wawrzaków..Nie bądź taka;)Zresztą sama widzisz,co sie stało kiedy Sylwek chciał zasknerzyć na bigosie za dychę.;)Urażony Książę Ciemności zareagował natychmiast;)
Romantyk...:)
UsuńNie dam się zmanipulować:)))
Sylwek -pipa z dzwonkiem( żeby się nie zgubić) chciał przelecieć dziewczynę kumpla a ta to po prostu zwykła lampucera;) Ledwo ukochany wyjechał na JEDEN dzień od razu poszła na siano z najlepszym kumplem na którym Marcin miał polegać jak na Zawiszy.
Kumpel świnia, dziewczyna do odstrzału. Piękne krajobrazy, sielsko,wiejsko i z kropidłem, a siedlisko powinno się nazywać MURENA. Dwie dychy za piwo! Na takim zadupiu!!!
A teraz czekam na morał.
:)
Drogi Dibeliusie,
OdpowiedzUsuńzawsze jest dużo łatwiej krytykować niż znaleźć coś pozytywnego. W tym wypadku jednak jedyne co mi przychodzi do głowy, to to, że każde następne będzie - z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością - lepsze ;)
Ale żeby nie pozostać niekonstruktywnym... Dobre opowiadanie (szczególnie krótkie, jak Twoje) przypomina dobrą fotografię: najważniejszy jest fokus. Twoja historia jest jak ostatnie polskie produkcje komediowe - jest wiele gagów (śmiesznych, bądź nie), ale wychodząc z kina nie pamiętamy już o czym to było. Najlepszym dowodem są komentarze skupiające się na lesbach i cenach piwa. Dlatego następnym razem proszę: mniej konkubin, cyganów i pojawiających się niczym ninja orszaków ministrantów, a więcej Sylwka, bo to fajny chłopak.
Pozdrawiam, yrk
PS. Dla wszystkich zdziwionych poziomem cen - Dibelius po prostu wprowadził euro ;). W Niemczech nie jest niczym niezwykłym wydać na kolację koło 20 euro - i choć piwo jest tam tańsze, to już np. w UK za pintę w pubie można zapłacić 5-7 funtów. A i tak więcej ludzi niż w Polsce wychodzi tam jeść na mieście.
Bo ich na żarcie na miescie stać. 20 euro, dolóż 10 i masz wypas kolacyję dla dwóch doroslych i dzieciaka, nie mowiąc, o tym, że bez napojów to i nieżły obiad za ta sumę dla trzyosobowej rodzinki.
UsuńNo cóż, takie to życie przyziemne, ze zesLismy na forsę.
Drogi YRK,
UsuńStrasznie hejtujesz moje opowiadanie i nie obiecuję poprawy, ale cieszę się, że zostało poddane profesjonalnej krytyce literackiej.
Odnośnie poziomu cen w Morenie - ośrodek nastawiony jest na cudzoziemców, dla których takie ceny są rzeczywiście normalne. Ale gości też wielu Polaków, którzy bez wahania płacą wielokrotnie więcej niż w naszych typowych ośrodkach turystycznych za porównywalną jakość usług. Za to mają snobistyczną frajdę, że są w swoim gronie i nie mieszają się z plebsem. I biznes dobrze się rozwija.
Pozdrawiam
Oj tam zaraz hejtuję ;) Po prostu stwierdziłem, że przyda Ci się kilka subiektywnych uwag, co możnaby poprawić. Nie ma potrzeby mnie "sarkazmować". Podoba mi się pomysł na historię, ale warsztat powoduje, że historia ginie w tle. Ot, tyle :D
UsuńPozdrawiam, yrk
W sprawie domniemamych lesb, to ja powiem tak, że coś musi być na rzeczy i domniemania mogą okazac sie prawda, bo ja niepozwoliłabym na to, aby mi druga kobieta piersi ręczmikiem wycierała- no chyba, że to szpital (tfu, tfu..... troche naplułam -wybacz). I nie odplułam na wycieranid i lesby, tylko na szpital. Coś mi ten głaż Jadźwingów namieszał, bo zamiast się pomodlić spluwam:-) Magia bije z tekstu......
OdpowiedzUsuńDokładnie. Dla mnie wzajemne wycieranie piersi może być subtelną formą publicznego ujawniania preferencji homoseksualnych, aczkolwiek naturalnie nie można mieć pewności - może robiły to np. dla jaj.
UsuńDobrze, że ten ksiądz był na końcu, bo magia naprawdę groźnie zaczęła się szerzyć.
@Yrk
OdpowiedzUsuńJa się poddaję.Jeśli Autor zaczyna tak:" Tego roku przed wakacjami przeżył bolesne rozstanie z wieloletnią konkubiną Magdą, nachodziły go myśli samobójcze",potem kolejno wprowadza ewidentnie prowokacyjne oniryczne obrazki ,a kończy czystym surrealizmem,wściekle gryzącym się z początkiem bajki, to raczej nie opowiada wprost jakiejś historyjki,tylko jest w tej zabawce kluczyk :)
Pozdrawiam
Takie właśnie są dla mnie Mazury.
Usuń@Juggler
UsuńWidzę, że jesteś zwolennikiem szkolnego podejścia "co autor miał na myśli?" I jak ktoś się nie wpasuje w kluczyk, to automatycznie jest półmózgiem? No dobra, nie będę się pastwił ;)
Nie mam nic przeciwko drugim i trzecim dnom, rzecz w tym, by delikatnie rozwijały się w miarę postępowania historii, a nie wyskakiwały zza winkla i waliły łomem w łeb.
Pozdrowienia :)
@Yrk
UsuńPrzyjacielu,zabierz tę musztardę - deser wjechał:
"Takie właśnie są dla mnie Mazury"
/.../"to automatycznie jest półmózgiem".Jestem zwolennikiem szkolnego podejścia,że na każdy temat można porozmawiać z odrobiną luzu.No,byłem.Jakoś mi to ostatnio przechodzi.Blogi kształcą najbardziej opornych żartownisiów.
Jeśli poczułeś się urażony- nie było tekstu.Przepraszam
Pozdrawiam
@Juggler
Usuńmożna, i na każdy temat, pod warunkiem że nie patronizuje się rozmówców sugerując, że nie zrozumieli głebokiego sensu i próbując to poźniej obrócić w żart. Wiem, bo często sam tak robię :P
Pozdrawiam, yrk
Yrk,Ty jesteś z Kanady,czy coś pokręciłem?
UsuńMiałem Ci wczoraj odpisać inaczej,ale uświadomiłem sobie co ja na litość Boską robię - otóż ni mniej ni więcej zamierzam wirtualnie samotnie pokonać ocean,żeby eskalować międzykontynentalny konflikt o Sylwka,który 18 maja jeszcze się był,biedaczysko,wprawdzie nie urodził ,za to już 19 zamiast Anety, miał parasol.;))
Ja mam nieźle pokręcone pod czapką,ale nie aż tak;).
Mam lepszy pomysł:Ty trawersuj Wielką Wodę,żeby na pewnym polskim niszowym blogu przedstawiać bezlitosne,miażdżące analizy incydentalnych opowiadań Dibeliusa z pozycji konesera małych form literackich ,a ja Ci będę kibicował przy browarze za 3 zł;)))))))))))))))))))).
Ps.Jasne,że w osobie Sylwestra zobaczyłem traumę kuszenia św..Hieronima.
chociaż dopiero się rozgrzewałem,a coś myślał?;)))Trzeba było depnąć na hamulec,a nie takie rzeczy byś doczytał;))
Bywaj,amigo - stopy wody pod kilem;))
Koniec batalii o Sylwestra,zapomnij - trzeba mieć poczucie absurdu;)))
Browar za dolara? Teraz to mi naprawdę zepsułeś humor :D
UsuńNie wybieram się w najbliższym czasie do Europy, więc pozostaje mi jedynie trollować na kilku blogach. Ale jeśli Cię kiedyś przyniesie do Montrealu, to daj znać (SN ma mój adres), dobrego lokalnego piwa tu pod dostatkiem.
@Juggler,
UsuńZaskoczyłeś mnie św. Hieronimem.
Przy tak krótkim opowiadaniu może być tylko "muśnięcie" drugiego dna. Mazury kojarzą się z dziką, pierwotną przyrodą, z religią pogańską, z naturalnymi instynktami - przeciwstawia się temu cywilizacja, panowanie nad sobą, chrześcijaństwo. A więc Mazury są odpowiednikiem pustyni, na której Hieronim był kuszony...
Świnia , a nie ksiądz....
OdpowiedzUsuńWreszcie głos rozsądku reprezentujący przeciwstawny punkt widzenia:)
Usuń