W świecie pełnym celebrytów takich jak Halejcio można utracić wiarę w istnienie Boga. Stąd i u mnie pojawił się kryzys.
W chwilach zwątpienia z pomocą przychodzą cuda, wizyty aniołów, wizje nadprzyrodzone. Ja przeżyłem sen proroczy.
W tym śnie znajdowałem się na imprezie firmowej w ogrodzie jakiejś restauracji. Na początku było kameralnie i sympatycznie. Potem zachciało mi się lać. Rozejrzałem się. Niestety był problem. Przy długim stole z nieheblowanego drewna siedziało po obu stronach chyba z 500 ponurych osób. Ci dla których nie starczyło miejsca tłoczyli się stojąc za ich plecami. Zacząłem się powoli przeciskać. Okazało się jednak, że na terenie restauracji nie było toalety, więc udałem się na zewnątrz, przez pogrążone w wieczornym mroku miasto. Najbliższy klozet znalazłem w kompleksie przejść podziemnych na skrzyżowaniu Alej Jerozolimskich i Marszałkowskiej. Niecierpliwie wkroczyłem. Niestety widok wewnątrz zaszokował mnie. Na podłodze i ścianach pełno nieczystości: kał, mocz, ekskrementy, stolec, uryna itd. Już chciałem wyjść, kiedy po prawej stronie spostrzegłem schludne drzwi a przy nich stewarda toaletowego z naręczem rolek papieru toaletowego i wyprasowanym ręcznikiem. Miałem nadzieję, że będę mógł skorzystać, ale w tym momencie drzwi otwarły się i wyszedł z nich uśmiechnięty biskup Leszek Sławoj Głódź. Zrozumiałem, że to pomieszczenie toaletowe było zarezerwowane dla kleru, więc zrezygnowany udałem się z powrotem przez ciemne, ponure miasto, w nadziei że jakoś odnajdę lokal, w którym mieściła się restauracja.
Po obudzeniu zacząłem zastanawiać się nad znaczeniem snu. W dosłownym znaczeniu wydawał się pesymistyczny. Dotarł jednak do mnie sens ukryty - tajemnicą snu było przeciwstawienie brudu i podłości życia doczesnego czystości i doskonałości życia nadprzyrodzonego. Dlatego moja wiara została kolejny raz umocniona.
To co opisujesz, to przystosowanie ewolucyjne - nasza natura dba o to, abyśmy nie narobili w pościeli. Ja też tak często mam, że we śnie szukam toalety. I albo nie mogę znaleźć, albo jest w fatalnym stanie, albo pisuar stoi na samym środku, a dookoła właśnie przechodzi wycieczka uroczych pań. No, nie ma jak się wysikać!
OdpowiedzUsuńI w końcu człowiek się budzi, zmęczony tym łażeniem od drzwi do drzwi.
Faktycznie często zdarzają mi się takie sny, chociaż pojawienie się biskupa było wyjątkowe.
UsuńPocieszające, że nie tylko ja mam takie "toaletowe" problemy we śnie.
Drogi Dibeliusie!
OdpowiedzUsuńJako katolik zapewne utożsamiasz Kościół z wiarą w Boga, ba, jest to dla Ciebie nierozerwalny mariaż dwóch pojęć: Bóg i Kościół. Dla mnie jednak to drugie jest nie "oblubienicą Chrystusa", a ladacznicą diabła. Skompromitowana, obłudna organizacja, której członkowie powoli się wykruszają. I dobrze.
Pozdrawiam.
Droga Kiro,
UsuńMiło mi, że się odezwałaś. Tak bardzo, że właściwie nie ma znaczenia, jak skomentowałaś.
Ale skoro skomentowałaś, to niewłaściwie byłoby nie odpowiedzieć. Interesowałem się różnymi religiami. Najbardziej racjonalny wydaje się buddyzm. Ale są liczne przykłady degeneracji kleru buddyjskiego, korupcji, nepotyzmu, zachęcania wiernych do mordowania wyznawców innych religii. Mordowanie lub zniewalanie innych jest natomiast głównym doktrynalnym przesłaniem islamu. Trudno mi także polemizować odnośnie Twojej oceny Kościoła. Generalnie w każdej religii w której tworzy się instytucjonalna hierarchia dochodzi do degeneracji.
Stąd więc - jeśli wiernie trwam w wierze - jest w tym jakiś element irracjonalny, przejawiający się w traumatycznych snach.
Pozdrawiam
podobnie jak Nitager (i całe mnóstwo innych ludzi) miewam sny, których fabuła okręca się wokół bezskutecznego poszukiwania dogodnego miejsca na pipi (a czasem kaka) i zawsze budzę się w porę, świadomie lub nieświadomie, zanim dojdzie do kłopotów...
OdpowiedzUsuńno, ale przejdźmy do puenty... nie do końca wiadomo, o jaką wiarę chodzi, zapewne religijną, pytanie jeszcze według której religii...
oprócz ludzi wyznających różne religie common jest cała duża grupa (w Polsce szacowana na ok. 40%, czyli podobnie do procentu katolików) tzw. "własnowierców", czyli ludzi wyznających swoją prywatną religię, najczęściej wersję chrześcijaństwa, aczkolwiek niekiedy zdarzają się synkretycy w tej materii...
czyli o jaką wiarę, według jakiej religii chodzi?...
pytanie może naruszać Twoją prywatność, więc do odpowiedzi zobowiązany nie jesteś...
p.jzns :)
Chętnie odpowiem. Nic się nie zmieniło. Jestem katolikiem, jednak dla mnie to pojęcie obszerne. Osobiście mam negatywną ocenę tej religii w sensie korporacyjnym - taniec biskupów i większości kleru na tonącym transatlantyku. Mam osobiste, elastyczne podejście do doktryny. Jeśli jakiś zatwardziały wyznawca powie mi że nie jestem katolikiem jeśli nie wierzę w 100% doktryny, tak jak on - to uznam go za idiotę, bo wiele elementów jest tam wewnętrznie sprzecznych lub ewidentnie narzuconych w celu realizacji interesów korporacyjnych. Niezależnie od osobistych poglądów wpłacam skromne sumy na budowę kościoła w naszej parafii, lubię proboszcza, na kolędzie odwiedza nas stary sympatyczny ksiądz.
UsuńPozdrawiam
rozumiem... a sam katolicyzm definiuje się dość prosto: wersja chrześcijaństwa lansowana i organizowana przez jeden ze związków wyznaniowych zwany "Kościół Rzymskokatolicki" zawierająca też identyfikację wyznawców (tzw. "wiernych") z tym związkiem... natomiast przy tak szerokim zasięgu tej religii, jaki istnieje, jej popularności pewne różnice interpretacyjne są jak najbardziej zrozumiałe, aczkolwiek nie są one aż tak znaczące, aby można było mówić o rozłamie, tak przynajmniej mnie się wydaje, obserwatorowi z zewnątrz... zaś spory na temat "kto jest prawdziwym katolikiem?" uważam za wewnętrzny problem w gronie samych wyznawców...
Usuń