Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 19 lutego 2018

Złowrogie tajemnice Bukowiny Tatrzańskiej


Architektura Bukowiny Tatrzańskiej przypomina o skomplikowanej historii tych ziem. Domy w stylu góralskim obfitują w polskie flagi, ale na drewnianych ścianach można znaleźć wyrzeźbione swastyki.



7 listopada 1939 r. – czarny, odkryty mercedes sunie ulicami Krakowa, które toną w morzu flag ze swastykami. Limuzyną podróżuje generalny gubernator Hans Frank. Na Wawelu witają go niemieccy oficerowie i urzędnicy, ale uwagę Franka zwraca przede wszystkim... delegacja podhalańskich górali, która na tle jednolicie ubranych Niemców wyróżnia się wielobarwnymi strojami. Mężczyźni zarzucili na ramię haftowane cuchy, w rękach trzymają kapelusze z muszelkami i ciupagi; kobiety założyły wielobarwne gorsety i spódnice z tybetu. Pięcioosobowej grupie przewodzi przedstawiciel znanego góralskiego rodu. Górale są uśmiechnięci, a ich obecność podczas powitania Hansa Franka i odświętne stroje nie są przypadkowe. Zjawili się tu z własnej woli w celu przypieczętowania zawartego nieco wcześniej sojuszu góralsko-niemieckiego. Krzeptowski wyciąga kartkę i nieco niepewnym głosem odczytuje po niemiecku peany na cześć gubernatora. Na koniec wręcza mu w prezencie złotą ciupagę.


Wprawdzie ponury czas okupacji dawno minął, ale reżim pisowskiej dobrej zmiany sprawia, że obecnie też nie jest łatwo. Po przyjeździe do Bukowiny postanowiłem umówić się na spotkanie z miejscowym kołem naturystów. Znalazłem konspiracyjny kontakt w necie, ale wyjaśniono mi, przykro im, ale nie ufają mi, to może być prowokacja. Musiałem najpierw spotkać się osobiście z ich agentem, miałem zapukać pod pewien adres pod warunkiem, że w oknie nie będzie kwiatka. Nie było kwiatka, otworzył brodacz (imię zmienione) Juliusz. Opowiedział mi, że od czasu przejęcia władzy przez PiS są brutalnie ścigani przez policję. Już nie mogą spotykać się na takich otwartych łąkach:





Tylko w zamaskowanych lokalach takich jak te:




Moja szczera twarz wzbudziła zaufanie, bo zaprosił mnie na wieczorne spotkanie koła naturystów w jednym z tych lokali (nie mogę zdradzić w którym). Miałem przynieść zapas piwa. Zaopatrzyłem się sześciopak Żywca i po zmroku zacząłem przedzierać się przez zamaskowany otwór w piwnicy. Za to w środku było nastrojowo, zapalone świece, przywitałem się z Juliuszem, zauważyłem nawet obiecujące panie naturystki. Czym prędzej przebrałem się, czy też raczej rozebrałem w strój organizacyjny. Już miałem przystąpić do ceremoniału powitania kiedy w głębi budynku rozległ się głuchy hałas. W parę osób chwyciliśmy świeczki i ruszyliśmy na piętro, aby sprawdzić. Nagle z przeciwka pojawiły się światła latarek, rozległ się krzyk:

- To policja, uciekamy!

Wybuchła ogólna panika, wszyscy zaczęli uciekać w różne strony. Zgubiłem świeczkę, po ciemku schroniłem się w jakimś pomieszczeniu. Wpadłem na coś, to chyba był stół. Namacałem na nim jakieś spore kwadratowe przedmioty, wziąłem jeden na wszelki wypadek, bo brakowało mi ubrania. Po chwili do pokoju wpadła jakaś postać z latarką, ale światło momentalnie zgasło i zapadła cisza. Na zewnątrz przez jakiś czas trwał tupot ucieczki, ale wszystko ucichło. Ale w pokoju w ciemnościach ktoś był. Zdecydowałem się, że już mi wszystko jedno. Zasłoniłem się kwadratowym przedmiotem i odezwałem się:

- Zapal tę lampkę.

To chyba nie był policjant, bo krzyknął z przerażenia. Ale po chwili zapalił. Okazało się, że intruzem był wystraszony chuderlawy młodzieniec w ciemnym stroju. Spojrzał na mnie zaszokowany, okazało się, że zasłaniam się waflem.

- Nie jesteś z policji? - zapytał.

- Chyba nie wyglądam.

- Faktycznie, może chcesz jakieś ubranie?

- Podaj, ale zgaś na chwilę.

W ciemności szybko ubrałem się. Kiedy znowu zapalił latarkę, z zaskoczeniem stwierdziłem, że jestem w mundurze SS. Tym niemniej przedstawiliśmy się. Max (imię zmienione) wyjaśnił, że należy do lokalnej grupy SS, która kontynuuje tradycje Goralenvolku. Okazało się, że przypadkowo tajne spotkanie koła naturystów i koła SS nastąpiło w tym samym zamaskowanym lokalu, co spowodowało obustronną panikę. Skoro tylko my dwaj pozostaliśmy na imprezie, odszukaliśmy zapas piwa i niespiesznie spożyliśmy. Pod koniec przyszło mi na myśl zapytać:

- A po co wam ten zapas wafli na spotkanie organizacyjne?

- To proste. Chrześcijanie spożywają opłatek, a nasz germański bóg Thor jest o wiele potężniejszy, dlatego, aby go uczcić spożywamy wafle...

I tak skończył się mój pierwszy wieczór w Bukowinie Tatrzańskiej. Zamiast integracji w gronie naturystów wypiłem piwo w mundurze SS, zagryzając waflem.

2 komentarze:

  1. Czcigodny Dibeliusie
    Widzę że wraca Ci Twoje niepowtarzalne poczucie humoru. I mam nadzieję, że znowu będziemy mogli wymieniać się spostrzeżeniami bez konieczności lawirowania między końskimi ekskrementami.
    A skoro już mowa o "goralenvolku" i Krzeptowskim, mam nadzieję że i najbardziej zasłużeni dla swego prawdziwego Heimatu targowiczanie skończą jak on. Czyli na jakimś świerku jako Dyndalscy.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Stary Niedźwiedziu,
      Powszechne jest przekonanie, że zdrajcy powinni wisieć. Wydaje mi się, że prawda ta dociera do ich niedorobionego lidera. Nie wierzę, że odważy się wrócić do Polski.
      Serdecznie pozdrawiam

      Usuń