Dziś na plażach Ustki wylegują się rozanieleni turyści. Lepiej wybrać się na plażę zachodnią – opłata za prom 3 zł. Sąsiadująca z centrum plaża wschodnia zapełniona jest obiektami gastronomicznymi, tłumem i zasiekami z parawanów. Zaś zachodnia – szeroka, romantyczna i prawie bezludna. Plaże oddziela ujście Słupii – w pobliżu morza nie ma mostu, bo ujście rzeki przez stulecia zamieniono w port – podobno największy pomiędzy Szczecinem a Gdańskiem. Port i flota rybacka zapewnia obfitość ryb, którymi można załadować sobie tira na Aukcji Rybnej, albo spożyć osobiście w restauracji, tawernie lub smażalni. Jakość moim zdaniem znakomita.
Widok na port o poranku
W herbie Ustki jest żaglowiec i syrenka. Syrenka jest też na wschodnim molo w porcie, w postaci seksownego posągu z mosiądzu. Najbardziej błyszczą się jej piersi i nic dziwnego – każdy chce pogłaskać. Z syrenką związana jest też mroczna historia. Zdradził mi ją jeden z członków grupy rekonstrukcyjnej obsadzającej bunkry po baterii przeciwlotniczej Blűchera usytuowanej na wydmach na zachód od portu.
Niemcy wybudowali te fortyfikacje na przełomie 1938/1939 r. aby zabezpieczyć się przed atakiem Polski. Z perspektywy historii drugiej wojny światowej wydaje się to bez sensu. Pieniądze na potężną inwestycję utopiono w piasku. Moim zdaniem jednak dowódcy niemieccy zakładali racjonalne zachowanie Francji. Główne siły niemieckie zaangażowane byłyby na froncie zachodnim, a front wschodni odsłonięty na atak wojsk polskich. We wrześniu 1939 r. rozwiały się jednak ostatnie historyczne złudzenia o możliwości racjonalnych działań militarnych lub politycznych ze strony Francji.
Ale
wracając do syrenki. Jest rok 1648. Szyper Hans Jeschke wpływa do portu w Ustce
dumny z niecodziennego połowu. To kobieta z ogonem ryby. Tłum gapiów z podziwem
obserwuje odplątywanie syreny z sieci rybackiej. Piękne stworzenie w ułamku
sekundy zmienia się w bestię. Skok, kłapnięcie zębami i głowa nieszczęsnego
szypra wpada do wody. Tułów przebiega jeszcze kilka kroków po molo, tryskając
krwią. Syrena wyjawiła swoje imię – Alaperla – i skoczyła do wody. Od tej pory
nie dawała jednak spokoju mieszkańcom Ustki, dziesiątkując tych poczciwych
rybaków i kupców. Sytuację opanowano dopiero zawierając z Alaperlą układ. Co
roku dostarczano jej dziewicę, którą wykorzystywała, a następnie pożerała. Po
1945 r., po wymianie ludności na Polaków, zaprzestano jednak wywiązywać się z układu.
Czy Alaperla powróci?
Bezpośrednią
obsługą ruchu turystycznego w Ustce zajmuje się głównie młodzież. Niewątpliwie
pracowita, profesjonalna – ale odniosłem wrażenie ich chłodu i dystansu. Na
przykład na zwyczajowe 10% napiwki w gastronomii reagowali zdawkowym
podziękowaniem, lub nawet i bez tego – po przyniesieniu rachunku nie przychodzili
po zapłatę, zostawiałem kasę na stoliku. Przyczynę poznałem w recepcji naszego
hotelu. Atrakcyjna, ale lodowato
uprzejma recepcjonistka ożywiła się w rozmowie ze starszym panem, uśmiechała
się i coś tłumaczyła. Posłuchałem : pan pytał o możliwość nabycia pensjonatu w
okolicy. Wyjaśniała, że już za 2 – 3 mln można nabyć skromny pensjonat, a
najtańszy w okolicy jest za 1,9 mln. Zrozumiałem, że ta solidnie pracująca młodzież
to prawdopodobnie dzieci właścicieli hoteli, restauracji, kutrów rybackich. Aby
być dla nich partnerem do rozmowy, trzeba mieć w kieszeni przynajmniej te 1,9
mln.
Zupełnie
inny klimat jest w pobliskim Słupsku. Stare Miasto zabudowane postkomunistycznym
blokowiskiem zwiedza się poprzez kontemplowanie tablic przedstawiających
urokliwy widok tych miejsc przed wojną. Wehrmacht wycofał się z miasta w marcu
1945 bez walki, ale żołnierze radzieccy otrzymali rozkaz spalenia miasta, który
skwapliwie wykonali. Odbudowano nieliczne obiekty, w tym zdewastowany już przez
Niemców Zamek Książąt Pomorskich. W mieszczącym się tam muzeum sarkofag
ostatniej księżnej z rodu Gryfitów Anny de Croy i jej syna, biskupa
kamieńskiego. W 1491 roku książę pomorski Bogusław X poślubił Annę, córkę
Kazimierza Jagiellończyka. Jak na mój gust, zamiast tych zabaw matrymonialnych
można było wtedy włączyć do Polski Pomorze, najlepiej razem z Brandenburgią.
Ale Polacy zbyt byli do takich działań zbyt ślamazarni i poczciwi, i to się nie
zmieniło. Wracając do klimatu w Słupsku - załamanie pogody, tropikalna ulewa.
Wycofałem się pod wiatę przystanku autobusowego. Przede mną para w dresach z
kapturkami. Na plecach bluzy dziewczyny napisy: „Nic nie widziałem. Nic nie
słyszałem. Nic nie wiem. CH.W.D.P.”. Dziewczyna wyciąga chłopakowi sznurek od
kaptura.
-
Zostaw, bo jak wyciągniesz, to będziesz dwie godziny wkładać – zaprotestował.
-
Chyba cię pojebało – odpowiedziała z uroczym uśmiechem.
W
tym momencie wtrącił się do rozmowy stojący obok stary, ale schludny menel.
Dotknął lekko chłopaka i z uśmiechem wskazał na bluzę dziewczyny i swoje
spodnie dresowe.
-
Razem mamy komplet!
Faktycznie,
nosiły identyczny zestaw napisów. W otoczeniu tych prostych i sympatycznych
ludzi poczułem się swojsko, jak we własnej, podwarszawskiej okolicy. Obecnie
zresztą z powodu kontrowersji językoznawczych młodzież preferuje skrót J.P.
Przyznam
się, że pod koniec pobytu w Ustce zdarzyło mi się wieczorem spożyć sporo
irlandzkiej whisky. Mimo to nie mogłem zasnąć. Najpierw wrzask mew. Potem
dyskoteka. Odgłosy dyskoteki po kilku godzinach stopniowo ucichły, ale pozostał
uciążliwy basowy dźwięk perkusji – niska częstotliwość na granicy słyszalności,
ale przenikający wszystko. Umpa, umpa – umpa, umpa – umpa, umpa. Nie mogłem tego
wytrzymać, irytacja narastała do zenitu. Postanowiłem pójść tam i powiedzieć
im, co myślę. Ubrałem się szybko. Noc. Światło latarni przytłumione przez
unoszące się mgły. Idę wzdłuż kanału portowego, przede mną pani z sznaucerkiem
na smyczy. Ujada. Plusk, poczułem rybi zapach. Potem cisza. Paniusia została z
urwaną smyczą.
-
Filipku, Filipku – słyszałem jej nawoływania, ale szedłem konsekwentnie w
kierunku „umpa, umpa”.
Wreszcie
wchodzę na główną salę gmachu nadmorskiej dyskoteki, znienawidzony odgłos narasta
w uszach, nabieram w płuca powietrza, aby wywrzeszczeć swój sprzeciw – i
bezgłośnie wypuszczam. Ponownie poczułem rybi zapach. Coś potężnego przemknęło
obok mnie. Krzyk, oderwane głowy, tańczące korpusy tryskające krwią. Łomot
rozwalanego sprzętu i wreszcie cisza. Zamarłem i zamknąłem oczy. Nagle poczułem
nasilenie się rybiego zapachu, a na ustach delikatny i mokry pocałunek. Kiedy
otworzyłem oczy, już jej nie było. Alaperla wróciła! Ona jednak potrafi być
słodka.
chłopak miał rację... wetknięcie troka z powrotem do kaptura trochę by trwało... no, chyba że przy pomocy agrafki, ale punków /tych oldskulowych, pierwotnych/ już od dawna nie ma...
OdpowiedzUsuńzaś Alaperla nie odgryzła Ci głowy, bo wyszło jej, że nie jesteś dziewicą i nie masz papierów szypra... szkoda tylko, ze się nie podmyła... ale ważne, że było słodko...
pozdrawiać :))...
Fakt, że musiałem się po tym wszystkim porządnie umyć.
UsuńPozdrawiam
Czcigodny Dibeliusie
OdpowiedzUsuńWspomniana przez Ciebie Alaperla nie jest postacią bez wad. Wprawdzie z twojej relacji wynika że była lesbijką co w IV Rzeszy jest powodem do wielkiej chwały ale zagryzła sporo Niemców co z kolei na pewno nie jest trendy. O kanibalizmie chyba zbiór eurowartości nic nie mówi. Wiec nawet na lokalnego patrona eurolandu się nie załapie i co najwyżej musi sie zadowolić statusem bohaterki legendy opowiadanej turystom.
Pozdrawiam serdecznie.
Czcigodny Stary Niedźwiedziu,
OdpowiedzUsuńWraz z Ziemiami Odzyskanymi odziedziczyliśmy szereg tajemnic i legend. Jak słusznie zauważyłeś - niektóre okazują niepoprawne politycznie. Ale ja nie spocznę i będę na tropie tych mrocznych zjawisk.
Serdecznie pozdrawiam
No, niestety, tak właśnie Słupsk wygląda. Blokowisko w centrum zbudowano na zgliszczach po przejściu Armii Czerwonej. Ale trzeba Ci wiedzieć, Stary Niedźwiedziu, że oglądałeś tzw. stare miasto już po rewitalizacji i że teraz wygląda ono całkiem nieźle (choć podobno wszystko jest na kredyt).
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy zwróciłeś uwagę na Biedronkę na samym środku - to było kino. Signum tempori.