Miałem
do załatwienia sprawę w centrum Warszawy. Udałem się na ulubiony
parking na ulicy Zielnej, ale okazało się, że został zajęty pod
budowę. Skierowałem się więc na pobliski parking na placu
Defilad, którego nie lubię, bo panuje tam niezły burdel.
Faktycznie w tę sobotę okazało się, że skoncentrowano tam setki
funkcjonariuszy policji, a oprócz tego kłębiły się setki
transwestytów w tęczowych skarpetkach, tęczowych koszulkach, z
tęczowymi torbami i tęczowymi chorągiewkami. Przy Marszałkowskiej
zaparkowała nawet ciężarówka z której sprzedawano tęczowe
flagi. Przyjrzałem się sprzedawcom – to te same typy, które
sprzedawały flagi biało-czerwone na Marszu Niepodległości. No cóż
– business is business. Jakiś długowłosy w wysokich skórzanych
butach, ale z gołymi udami rozstawiał namiot. Wolałem się nie
zastanawiać, co tam się za chwilę będzie działo i skierowałem
do przejścia podziemnego pod Marszałkowską, by ewakuować się w
stronę Chmielnej. Niestety naprzeciwko pojawiła się grupa młodych
lesb z wyeksponowanymi nogami i biustami, ale z wyrazem zaciętości
i wściekłości na twarzach. Skoncentrowałem więc pole widzenia na
chodniku, na którego skraj się przezornie skierowałem. Fakt, że
nie patrzyłem na lesby, aby mogły odpowiedzieć mi spojrzeniem
pełnym pogardy i nienawiści, rozjuszył jedną z nich jeszcze
bardziej, bo mijając przykopała mi w stopę. Przedarłem się
wreszcie na bezpieczną i swojską Chmielną i na tym mój udział w
Paradzie Równości się skończył.
Przypomniała
mi się podobna sytuacja bliskiego kontaktu z kulturą postępową w
Bułgarii. Aby dojść do wyznaczonego celu mogliśmy iść naokoło,
o kilka kilometrów dłużej, albo wzdłuż plaży, ale wtedy trzeba
było przejść przez sektor nudystów. Po zbliżeniu się do sektora
opuściłem daszek czapki na oczy, tak że widziałem tylko skrawek
piasku przed sobą. To, że nie chciałem przyglądać się nudystom,
odebrali za zniewagę. Podchodzili do mnie i gniewnie pokrzykiwali w
różnych językach, powtarzało się słowo nazi, prawdopodobnie
więc uznany zostałem za faszystę.
Powtarzająca
się reakcja przedstawicieli postępu nasunęła mi refleksję, że
oni w gruncie rzeczy potrzebują konserwatystów jako audytorium.
Przekraczają normy obyczajowe, ale rajcuje ich to, że to kogoś
zawstydza, szokuje, oburza. Gdyby ich popisy nikogo nie obchodziły,
to w końcu znudzili by się i pogrążyli w stresie, deprywacji czy
nawet histerii.
To
może powinniśmy ustąpić i spełnić postulaty tęczowców:
aborcja, małżeństwo, adopcja itd.? Niestety, to droga donikąd.
Skoro tym, co ich rajcuje jest szokowanie umiarkowanej większości,
to natychmiast rozpoczęliby walkę o legalizację na przykład prawa
do pedofilii, kanibalizmu i nekrofilii (z prawem do zabijania kogoś,
kto się podoba lub smakuje) itd. Tak więc trzymajmy granicę
postępu tu, gdzie jest. I ani kroku dalej. Choćby nawet zostało
się pokopanym przez gniewną lesbę.