Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 16 czerwca 2013

Toruń - miasto parady równości i modlitwy

Po latach odwiedziłem Toruń. Pamiętałem tylko wspomnienie z wycieczki szkolnej – jakieś czerwone mury i krzywą wieżę.



Współcześnie Stare Miasto Torunia stało się europejskim ośrodkiem turystycznym. Właściwie Stare Miasto, Nowe Miasto i Przedmieście Staromiejskie bo wydaje się, że wśród mieszkańców zachowały się ślady jakiejś vendetty z przeszłości – na bruku zaznaczone są dawne linie graniczne. Tłumy turystów z różnych krajów i dobrze zorganizowana baza noclegowa, gastronomiczna, rozrywkowa. 




Obsługą turystów zajmuje się głównie młodzież - odniosłem wrażenie jej profesjonalizmu i zaangażowania. Młodzi ludzie sprawiali wrażenie, że praca jest dla nich ważna i starają się ją wykonać jak najlepiej, są pewni siebie i w naturalny sposób, bez egzaltacji, uprzejmi.  Robienie zakupów w Toruniu to przyjemność. Przyszło mi na myśl twierdzenie jednego z komentatorów, że Polska pozbawiona jest szansy na rozwój, bo nie ma klasy średniej. Po co szukać daremnie klasy średniej – kiedy jest szansa na sensowną pracę, biznes, rozwój – to Polacy potrafią to wykorzystać i nie tylko za granicą. Aby tylko rząd nie przeszkadzał. Być może szczególnym atutem Torunia jest wielowiekowa tradycja miasta kupieckiego, jednego z najbogatszych w Rzeczypospolitej.

Miasto założone w XIII wieku przez Krzyżaków, ale już w 1454 r. mieszkańcy wygnali Krzyżaków, zburzyli ich zamek i przyłączyli się do Polski. To charakterystyczne, że dopiero w okresie rządów Tuska próbuje się rewitalizować teutońskie ruiny zamku. 



Ciekawszym miejscem jest muzeum w dawnym ratuszu zawierające obrazy np. Rembrandta, Malczewskiego, Gersona. Mnie interesowały najbardziej dzieła sakralne – np. płaskorzeźba Jezuska otoczonego przez trzy święte.





 Niestety wywołałem popłoch wśród licznych strażników ekspozycji, wybrałem się na zwiedzanie z torbami z zakupami, zamiast zostawić je w szatni. Torby szeleściły i budziły niezdrowe zainteresowanie – sugerując, że za chwilę trafią do nich cenne eksponaty, a może już trafiły. Młodzieniec z długimi włosami śledził mnie nie tylko na swojej, ale i na dwóch kolejnych ekspozycjach. Pozdrawiam tego dzielnego strażnika.

Tłum turystów był nie tylko międzynarodowy, ale i wielorasowy. Na śniadaniu w hotelu siedziałem obok pary – biała dziewczyna i anglojęzyczny murzyn. Niewątpliwie biali nigdy nie dorównają czarnym w zakresie potencjału seksualnego, ale odniosłem wrażenie, że ta kobieta nie była szczęśliwa. Czarny wydawał się egocentrykiem, z namaszczeniem opowiadał o swojej pracy, a potem, że na lotnisku w Londynie spotkał Irinę i umówił się z nią na lunch. Jego aktualna partnerka wydawała się znudzona i wymęczona. Z kolei na barce piwnej na Wiśle zaobserwowałem parę białego z murzynką. Widać było, że młodzieniec był zainteresowany partnerką, wykazywał empatię, a może i uczucie. Dziewczyna wpatrywała się w niego, czarowała uśmiechem i elokwencją. Wydaje się, że nie ma odwrotu od biało-czarnej integracji. Białym nie chce się rozmnażać – związek międzyrasowy zapewni dzietność. Z punktu widzenia narodowego wskazane jest, aby dzieci z takich związków pozostawały w Polsce i były wychowane na Polaków. Ich ciemniejszy kolor skóry  jest właściwie optymalny, biali muszą się opalać, czarni wybielać – a mulat może się cieszyć idealną karnacją od urodzenia.

W tv usłyszałem, że geje zorganizowali Paradę Równości w Warszawie. Także w Toruniu geje pozytywnie wyróżniali się z tłumu, okazując swoją dumę i poczucie wyższości. Środowisko to w specyficzny sposób przejęło doktrynę chrześcijańską – zamiast cierpień Chrystusa mamy cierpienia gejów, zamiast zmartwychwstania i stania się Bogiem mamy stanie się przez gejów nadludźmi, nieskończenie bardziej czystymi, wzniosłymi i pięknymi od heteroseksualnego tłumu. Namiastką Parady w Toruniu był spacer dwóch lesb, który zaobserwowałem na ulicy Mostowej. Dwie dziewczyny trzymały się za ręce. Jedna ubrana była normalnie, a druga tylko w krótką koszulkę i sandałki. Pupę zasłaniała jej tylko niewielka torebka, zwieszona od strony pleców. Na szczęście dla widzów tyłek był szczupły i przyjemnie zaokrąglony. A może to nie lesba – tylko dziewczyna np. przegrała zakład?

Dla mnie oprócz atrakcji turystycznych i konfrontacji cywilizacyjnych Toruń pozostaje jednak miastem Radia Maryja, miastem modlitwy.

niedziela, 9 czerwca 2013

Czy Europejczycy są ciotami?

Europa skazana jest na opanowanie przez średniowieczny fundamentalizm islamski – w tej kwestii zgodne są zarówno prawica, jak i lewica. Prawica głosi tę tezę z dezaprobatą, a nawet rozpaczą – ale przyznaje, że nie ma innego wyjścia, że nic nie powstrzyma islamizacji. Natomiast rządząca lewica otwarcie tej tezy nie głosi, ale realizuje – poprzez: kompleksowy program imigracji muzułmanów,  zapewnienie im zasiłków socjalnych – aby niepotrzebne obowiązki nie odciągały ich od głównego zadania – rozmnażania się, doktrynę multi-kulti – czyli wspieranie i rozwój fundamentalizmu islamskiego, walkę z islamofobią – zwalczanie rodzimych ruchów narodowych i zwalczanie chrześcijaństwa, tolerancję i dyskretną pomoc dla terroryzmu islamistycznego.

Ten pęd niepowstrzymany pęd do islamizacji nagle napotyka przeszkody – ale nie w postchrześcijańskiej Europie, ale w krajach opanowanych przez islam od setek lat – w Egipcie i w Turcji. 

W Egipcie opozycja wychodzi na ulice protestując przeciwko autorytarnym rządom prezydenta Mohameda Mursiego, powiązanego z Bractwem Muzułmańskim i rządzącą Partią Wolności i Sprawiedliwości. W wyniku walk ulicznych w Aleksandrii, Suezie, Ismailii i Port Said podpalano siedziby partii rządzącej. 

Od niedawna w wielu miastach Turcji doszło do gwałtownych protestów zainicjowanych decyzją premiera Erdogana o budowie meczetu i centrum handlowego na terenie placu Taksim i parku Gezi – ulubionego miejsca spotkań mieszkańców Stambułu. Protest szybko nabrał szerszego znaczenia – walki młodych mieszkańców wielkich miast o zachowanie wolności obyczajowej, europejskiego stylu życia i przeciwstawienie się forsowanej przez rząd i popieranej przez konserwatywną prowincję islamizacji Turcji. Z brutalną policją starły się setki tysięcy demonstrantów.

Widziałem tych demonstrantów w telewizji – uderzyło mnie, że to młodzież obojga płci, osoby energiczne, zaangażowane, pewne siebie – i niewątpliwie heteroseksualne. Walczą też o to, aby mogli być razem. Aby kobiety nie zostały ubrane w wory, oddzielone, zamknięte, przekreślone. Dlaczego młodzi, heteroseksualni muzułmanie potrafią ofiarnie walczyć o wolność, a Europa biernie poddaje się islamizacji?

Koran potępia homoseksualizm:

7:79-81 ”Czy będziecie popełniać bezecne czyny, jakich nie popełnił przed wami żaden ze światów? Oto przychodzicie przez namiętność do mężczyzn zamiast do kobiet. Tak, jesteście ludem występnym!"

W większości krajów muzułmańskich homoseksualizm uznawany jest za przestępstwo, karany chłostą lub więzieniem, a w Arabii Saudyjskiej, Iranie, Pakistanie i Sudanie – śmiercią. Paradoksalnie jednak oddzielenie od kobiet powoduje, że homoseksualizm wśród fundamentalistów islamskich jest szeroko rozpowszechniony. Dodatkowym czynnikiem jest arabska praktyka higieniczna obmywania odbytu ręką przy pomocy wody po załatwieniu potrzeby fizjologicznej, zachęcająca do pieszczot i penetracji w obszarze analnym. Powszechnemu wśród islamistów, ale ukrywanemu homoseksualizmowi przeciwstawia się surowy zakaz religijno-etyczny, wywołując wewnętrzny konflikt i poczucie grzechu. Młodzi bojownicy próbują zmyć ten grzech uczestnicząc w zamachach terrorystycznych. Mają zostać oczyszczeni przez krew niewiernych.

Dlaczego Europa zamiast przeciwstawić się, wspiera islamizację? Rządząca Europą lewica doskonale zdaje sobie sprawę, że islamiści też są w większości gejami. Ich wspólnym wrogiem jest wolne społeczeństwo heteroseksualne i niezależność kobiet. Dzięki islamistom kobiety zostaną spacyfikowane, usunięte, zamknięte. Formalny zakaz homoseksualizmu nic nie będzie znaczyć wobec zasadniczego przełomu – usunięcia konkurencji ze strony kobiet. Dlatego już dawno podjęto strategiczną decyzję o islamizacji Europy.

Młodzi muzułmanie W Egipcie i Turcji pokazali, że można przeciwstawić się, można walczyć. A Europejczycy? Ich apatyczna i bierna postawa pokazuje, że chyba rzeczywiście są ciotami i nie zasługują na inny los.


niedziela, 2 czerwca 2013

Wizerunek Polaków w literaturze narodów sąsiednich

Zastanawiający i bulwersujący jest obraz Polaków w twórczości moich ulubionych autorów z krajów sąsiednich:

Na dole zjawił się sam właściciel tego domu (burdelu), jakiś podupadły polski szlachcic. Poleciał za Szwejkiem po schodach i zaczął go szarpać za bluzę, wykładając mu po niemiecku, że na piętro wchodzić nie wolno, bo to dla panów oficerów, a dla żołnierzy na dole.
Szwejk powiedział mu, ze przybywa tutaj w interesie całej armii i że szuka pewnego lejtnanta, bez którego armia nie może ruszyć w pole. Gdy zaś właściciel poczynał sobie coraz napastliwiej, Szwejk zepchnął go po schodach w dół, a sam zabrał się do przeglądania pokojów. (...)

Eskorta Szwejka, składająca się z czterech szeregowców, reprezentowała kilka narodów: był w niej Polak, Węgier, Niemiec i Czech, ten ostatni był frajtrem i dowódcą eskorty. (...) Polak z eskorty trzymał się arystokratycznie na uboczu, na nikogo nie zwracał uwagi i bawił sie na własną rękę, smarcząc na podłogę przy pomocy dwóch palców i rozcierając smarki kolbą od karabinu, po czym kolbę zręcznie ocierał o spodnie i od czasu do czasu mruczał pod nosem: „Święta Panienko!”
- Niewiele się nagadasz – rzekł do niego Szwejk. – Na Boisku mieszkał w suterenie niejaki stróż Machaczek, który umiał się wysmarkać na okno i tak zręcznie rozmazać smarki, że z tego powstawał obraz Libuszy przepowiadającej sławę Pragi. (...) Polak nie odpowiedział mu na to (...).

Przygody dobrego wojaka Szwejka
Jaroslav Hasek

Na katordze było kilku szlachty. Przede wszystkim jakich pięciu Polaków. (...) Katorżnicy strasznie nie lubili Polaków, więcej nawet niż zesłańców spośród szlachty rosyjskiej. Polacy (mówię wyłącznie o przestępcach politycznych) traktowali ich z wyrafinowaną, obraźliwą grzecznością, byli nader powściągliwi i w żaden sposób nie mogli ukryć wstrętu, jaki żywili do więźniów, ci zaś rozumieli to doskonale i płacili pięknym za nadobne.

Wspomnienia z domu umarłych
Fiodor Dostojewski

Dostojewski – mistrz psychologicznej głębi, Polaków przedstawiał jako postacie płaskie, bezbarwne i zawsze negatywne. Nasi krytycy literaccy tłumaczą to w następujący sposób:

Dostojewski zapewne nie uległby tej atmosferze tak łatwo, gdyby nie jego osobiste urazy. Badacze często podkreślają, że doświadczeniem, które w największym stopniu ukształtowało dojrzały światopogląd Dostojewskiego, był jego kilkuletni pobyt na katordze. Katorga niewątpliwie wywarła niezatarte piętno na psychice pisarza. Charakterystyczne było dlań jednak to, że jego gniew nie skierował się przeciw niesprawiedliwej i okrutnej władzy. Obserwując towarzyszy niedoli, w większości wywodzących się z prostego ludu, Dostojewski doszedł do przekonania, że posiedli oni tajemnicę życia. Podziwiał to, że pomimo swego ciężkiego położenia, są oni pogodzeni z losem. Zrozumiał, że źródłem tej ludowej siły jest głęboko przeżywane chrześcijaństwo, które pozwala człowiekowi zachować godność nawet w obliczu nieludzkiego poniżenia. Uczy zarazem pokory wskazując na grzeszność jako źródło najgłębszego uciemiężenia. Dla świeżo zafascynowanego rosyjską ludowością artysty postawa więźniów Polaków, którzy do Rosjan często odnosili się z wyższością była szczególnie obraźliwa. Ich postawa była zaprzeczeniem nowo nabytej przezeń mądrości życiowej.


Podobnie można tłumaczyć niechęć Haska. Bohater jego najsłynniejszej powieści Szwejk jest apoteozą skromności i zdrowego rozsądku prostych ludzi. Silenie się Polaków na arystokratyzm autor uznał za karykaturalne.

Może to być uznane za zdradę narodu, ale zgadzam się z przedstawioną wyżej negatywną oceną naszej mentalności. Jest ona aktualna i dzisiaj. Wielu Polaków kompleks wobec Zachodu łączy z wydumanym poczuciem wyższości wobec "dziczy" ze Wschodu.

Rosyjska "dzicz" zwycięsko rozstrzygnęła historyczną rywalizację z Polską, skolonizowała Syberię, a także Polskę, stworzyła światowe mocarstwo spod bezpośredniej władzy którego udało się wyjść dopiero w 1989 r.

Ukraińska "dzicz" zachowała silną i żywotną kulturę narodową, która przetrwała kilkaset lat panowania polskiego i rosyjskiego, a teraz tworzy państwo o powierzchni dwukrotnie większej od Polski i liczbie ludności większej o kilkadziesiąt procent.

Źródłem „arystokratycznej” mentalności naszych rodaków jest zakorzenione w narodowej świadomości wspomnienie Polski jako regionalnego mocarstwa w XV-XVII wieku oraz przejęcie jako wzorca mentalności szlacheckiej. W porównaniu z Europą Zachodnią pozycja magnaterii i szlachty w naszym kraju była nieproporcjonalnie uprzywilejowana w relacji do mieszczaństwa, chłopów, a także władzy królewskiej. Rodziło to niesłychaną pewność siebie, zadufanie i nadęcie. Takie same nabzdyczenie i nadęcie możemy obserwować na twarzach wielu naszych polityków.

Wiemy, jak to nadęcie skończyło się pod koniec  XVIII wieku – rozbiorami, a potem beznadziejnymi i katastrofalnymi próbami powstań. Inne narody Europy Środkowej, które znalazły się w analogicznej sytuacji, cierpliwie czekały na korzystną sytuację, która nastąpiła po I wojnie światowej. Finlandia, Estonia, Łotwa, Litwa, Czechosłowacja także odzyskały niepodległość. Bez powstań skutkujących setkami tysięcy ofiar zwłaszcza wśród elit, likwidowania polskiego szkolnictwa i administracji, masowej rusyfikacji, wywłaszczania, zsyłek na katorgę itd.

Współczesna Polska jest krajem w skali Europy średniej wielkości, w porównaniu z Rosją i Niemcami słabym pod względem militarnym, ekonomicznym, naukowo-edukacyjnym, politycznym. Słabość polityczna – to niski poziom naszej klasy rządzącej, skorumpowanie, podporządkowanie wpływom zewnętrznym.

Skoro jesteśmy słabsi, to w naszym interesie nie jest konflikt, tylko pokój, współpraca i przyjaźń z państwami sąsiednimi. Oczywiście nie wyklucza to rozsądnego zabiegania o nasze interesy – ale to jest w rękach naszej klasy rządzącej, ze wszystkimi jej przymiotami przedstawionymi powyżej.

Użyteczna  jest przyjaźń także na poziomie bezpośrednich kontaktów ludności, kreowanie kontaktów kulturalnych i pozytywnego wzajemnego obrazu w mediach. W sytuacji ugruntowanej w społecznej świadomości wieloletniej współpracy i przyjaźni dwóch narodów, klasie rządzącej jednego z państw trudniej podejmować decyzje o wrogich działaniach. Rozumie to rząd rosyjski, któremu niekoniecznie zależy na budowie tej pozytywnej świadomości i od czasu do czasu organizuje wrogie prowokacje. Na przykład cyniczne rozgrywanie katastrofy smoleńskiej. Ale tym bardziej Polsce powinno  zależeć na rozważnej neutralizacji tych prowokacji i konsekwentnemu zabieganiu o trwałą atmosferę przyjaźni, zamiast obrażania się i wymachiwania szabelką. Zwolennicy pełnego godności obrażania się odpowiedzą – ale Rosja i Ukraina nie uznały swoich zbrodni i nie przeprosiły nas, w odróżnieniu od Niemiec. Tylko czy takie przeprosiny dają jakąkolwiek gwarancję, że zbrodniczy atak się nie powtórzy? Jedyną gwarancję daje budowa naszej własnej siły i rozważna polityka zagraniczna, której istotnym elementem powinna być budowa pozytywnych relacji z sąsiednimi narodami, wbrew wszelkim przeciwnościom. Pozytywne relacje nie wykluczają szczerego przedstawiania naszego punktu widzenia na bolesne wydarzenia z przeszłości, ale nie w intencji zaogniania i obrażania, tylko dążenia do pojednania społeczeństw.

Za strategiczne działania propagandowe odpowiada klasa rządząca, ale jest coś, co zależy od nas – nasza mentalność i nasz stosunek do narodów sąsiednich.

Wydaje mi się, że mentalność Polaków stopniowo zmienia się i odchodzi od przedstawionego w powyższych literackich przykładach postszlacheckiego wizerunku nadętego, nabzdyczonego dupka zadzierającego nosa wobec innych narodów słowiańskich i serwilistycznego wobec Zachodu.  Na przykład w badaniach sympatii Polaków do innych narodów prowadzonych przez CBOS od kilku lat na pierwsze miejsce wysunęli się Czesi:

Już po raz trzeci z rzędu na czele listy najbardziej lubianych narodów znajdują się Czesi, do których sympatię deklaruje 51 proc. badanych. Na drugim miejscu lokują się Słowacy (48 proc. pozytywnych ocen). Miejsce na podium mają też Anglicy (47 proc. deklaracji sympatii), potem wymieniano Włochów (46 proc.) i Hiszpanów (45 proc.).

44 proc. dostali Szwajcarzy i Irlandczycy, Norwegowie i Amerykanie po 43 proc., a Węgrzy, Szwedzi, Holendrzy - po 42 proc., Francuzi 41 proc., a Austriacy - 40 proc. "W tej grupie narodów stosunkowo najwięcej kontrowersji budzą Amerykanie, do których niechęć (21 proc.) deklarowana jest częściej niż do pozostałych" - zauważa CBOS.

Na dalszym miejscach znaleźli się Japończycy (39 proc.), Belgowie, Finowie i Niemcy (po 38 proc.), Duńczycy i Chorwaci (po 37 proc.). "Wśród wymienionych narodów Niemcy wyróżniają się tym, że częściej niż pozostałe spotykają się z niechętnym nastawieniem Polaków (28 proc.)" - odnotował CBOS. Stosunek pozytywny przeważa nad ocenami negatywnymi także w ocenach Greków, Litwinów, Bułgarów i Gruzinów. Według CBOS deklarowana sympatia do Ukraińców, Białorusinów, Egipcjan i Serbów jest mniej więcej równie częsta jak niechęć do nich.

Przewagę nastawień negatywnych CBOS odnotował wobec Chińczyków, Wietnamczyków (po 32 proc. deklaracji niechęci), Palestyńczyków (33 proc.), Żydów (34 proc.), Turków (35 proc.) i Rosjan (39 proc.). Do najmniej lubianych nacji, które zdecydowanie częściej budziły u respondentów niechęć niż sympatię, należą Rumuni (41 proc. negatywnych nastawień) oraz Romowie (52 proc.).

http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/sondaz-polacy-nie-lubia-rumunow-i-romow,303826.html

Skoro lubimy Czechów, to znaczy, że także u siebie milej widzimy ich stereotypowe cechy: skromność, otwartość, zdrowy rozsądek, poczucie humoru.