Zastanawiający
i bulwersujący jest obraz Polaków w twórczości moich ulubionych autorów z
krajów sąsiednich:
Na
dole zjawił się sam właściciel tego domu (burdelu), jakiś podupadły polski
szlachcic. Poleciał za Szwejkiem po schodach i zaczął go szarpać za bluzę,
wykładając mu po niemiecku, że na piętro wchodzić nie wolno, bo to dla panów
oficerów, a dla żołnierzy na dole.
Szwejk
powiedział mu, ze przybywa tutaj w interesie całej armii i że szuka pewnego
lejtnanta, bez którego armia nie może ruszyć w pole. Gdy zaś właściciel
poczynał sobie coraz napastliwiej, Szwejk zepchnął go po schodach w dół, a sam
zabrał się do przeglądania pokojów. (...)
Eskorta
Szwejka, składająca się z czterech szeregowców, reprezentowała kilka narodów:
był w niej Polak, Węgier, Niemiec i Czech, ten ostatni był frajtrem i dowódcą
eskorty. (...) Polak z eskorty trzymał się arystokratycznie na uboczu, na
nikogo nie zwracał uwagi i bawił sie na własną rękę, smarcząc na podłogę przy
pomocy dwóch palców i rozcierając smarki kolbą od karabinu, po czym kolbę
zręcznie ocierał o spodnie i od czasu do czasu mruczał pod nosem: „Święta
Panienko!”
-
Niewiele się nagadasz – rzekł do niego Szwejk. – Na Boisku mieszkał w suterenie
niejaki stróż Machaczek, który umiał się wysmarkać na okno i tak zręcznie
rozmazać smarki, że z tego powstawał obraz Libuszy przepowiadającej sławę
Pragi. (...) Polak nie odpowiedział mu na to (...).
Przygody
dobrego wojaka Szwejka
Jaroslav
Hasek
Na
katordze było kilku szlachty. Przede wszystkim jakich pięciu Polaków. (...) Katorżnicy
strasznie nie lubili Polaków, więcej nawet niż zesłańców spośród szlachty
rosyjskiej. Polacy (mówię wyłącznie o przestępcach politycznych) traktowali ich
z wyrafinowaną, obraźliwą grzecznością, byli nader powściągliwi i w żaden
sposób nie mogli ukryć wstrętu, jaki żywili do więźniów, ci zaś rozumieli to
doskonale i płacili pięknym za nadobne.
Wspomnienia
z domu umarłych
Fiodor
Dostojewski
Dostojewski
– mistrz psychologicznej głębi, Polaków przedstawiał jako postacie płaskie,
bezbarwne i zawsze negatywne. Nasi krytycy literaccy tłumaczą to w następujący
sposób:
Dostojewski
zapewne nie uległby tej atmosferze tak łatwo, gdyby nie jego osobiste urazy.
Badacze często podkreślają, że doświadczeniem, które w największym stopniu
ukształtowało dojrzały światopogląd Dostojewskiego, był jego kilkuletni pobyt
na katordze. Katorga niewątpliwie wywarła niezatarte piętno na psychice
pisarza. Charakterystyczne było dlań jednak to, że jego gniew nie skierował się
przeciw niesprawiedliwej i okrutnej władzy. Obserwując towarzyszy niedoli, w
większości wywodzących się z prostego ludu, Dostojewski doszedł do przekonania,
że posiedli oni tajemnicę życia. Podziwiał to, że pomimo swego ciężkiego
położenia, są oni pogodzeni z losem. Zrozumiał, że źródłem tej ludowej siły
jest głęboko przeżywane chrześcijaństwo, które pozwala człowiekowi zachować
godność nawet w obliczu nieludzkiego poniżenia. Uczy zarazem pokory wskazując
na grzeszność jako źródło najgłębszego uciemiężenia. Dla świeżo zafascynowanego
rosyjską ludowością artysty postawa więźniów Polaków, którzy do Rosjan często
odnosili się z wyższością była szczególnie obraźliwa. Ich postawa była
zaprzeczeniem nowo nabytej przezeń mądrości życiowej.
Podobnie
można tłumaczyć niechęć Haska. Bohater jego najsłynniejszej powieści Szwejk
jest apoteozą skromności i zdrowego rozsądku prostych ludzi. Silenie się
Polaków na arystokratyzm autor uznał za karykaturalne.
Może
to być uznane za zdradę narodu, ale zgadzam się z przedstawioną wyżej negatywną
oceną naszej mentalności. Jest ona aktualna i dzisiaj. Wielu Polaków kompleks
wobec Zachodu łączy z wydumanym poczuciem wyższości wobec "dziczy" ze
Wschodu.
Rosyjska
"dzicz" zwycięsko rozstrzygnęła historyczną rywalizację z Polską,
skolonizowała Syberię, a także Polskę, stworzyła światowe mocarstwo spod
bezpośredniej władzy którego udało się wyjść dopiero w 1989 r.
Ukraińska
"dzicz" zachowała silną i żywotną kulturę narodową, która przetrwała
kilkaset lat panowania polskiego i rosyjskiego, a teraz tworzy państwo o
powierzchni dwukrotnie większej od Polski i liczbie ludności większej o
kilkadziesiąt procent.
Źródłem
„arystokratycznej” mentalności naszych rodaków jest zakorzenione w narodowej
świadomości wspomnienie Polski jako regionalnego mocarstwa w XV-XVII wieku oraz
przejęcie jako wzorca mentalności szlacheckiej. W porównaniu z Europą Zachodnią
pozycja magnaterii i szlachty w naszym kraju była nieproporcjonalnie
uprzywilejowana w relacji do mieszczaństwa, chłopów, a także władzy
królewskiej. Rodziło to niesłychaną pewność siebie, zadufanie i nadęcie. Takie
same nabzdyczenie i nadęcie możemy obserwować na twarzach wielu naszych polityków.
Wiemy,
jak to nadęcie skończyło się pod koniec
XVIII wieku – rozbiorami, a potem beznadziejnymi i katastrofalnymi
próbami powstań. Inne narody Europy Środkowej, które znalazły się w
analogicznej sytuacji, cierpliwie czekały na korzystną sytuację, która nastąpiła
po I wojnie światowej. Finlandia, Estonia, Łotwa, Litwa, Czechosłowacja także
odzyskały niepodległość. Bez powstań skutkujących setkami tysięcy ofiar
zwłaszcza wśród elit, likwidowania polskiego szkolnictwa i administracji, masowej
rusyfikacji, wywłaszczania, zsyłek na katorgę itd.
Współczesna
Polska jest krajem w skali Europy średniej wielkości, w porównaniu z Rosją i
Niemcami słabym pod względem militarnym, ekonomicznym, naukowo-edukacyjnym,
politycznym. Słabość polityczna – to niski poziom naszej klasy rządzącej,
skorumpowanie, podporządkowanie wpływom zewnętrznym.
Skoro
jesteśmy słabsi, to w naszym interesie nie jest konflikt, tylko pokój,
współpraca i przyjaźń z państwami sąsiednimi. Oczywiście nie wyklucza to
rozsądnego zabiegania o nasze interesy – ale to jest w rękach naszej klasy
rządzącej, ze wszystkimi jej przymiotami przedstawionymi powyżej.
Użyteczna
jest przyjaźń także na poziomie
bezpośrednich kontaktów ludności, kreowanie kontaktów kulturalnych i
pozytywnego wzajemnego obrazu w mediach. W sytuacji ugruntowanej w społecznej
świadomości wieloletniej współpracy i przyjaźni dwóch narodów, klasie rządzącej
jednego z państw trudniej podejmować decyzje o wrogich działaniach. Rozumie to
rząd rosyjski, któremu niekoniecznie zależy na budowie tej pozytywnej świadomości
i od czasu do czasu organizuje wrogie prowokacje. Na przykład cyniczne
rozgrywanie katastrofy smoleńskiej. Ale tym bardziej Polsce powinno zależeć na rozważnej neutralizacji tych
prowokacji i konsekwentnemu zabieganiu o trwałą atmosferę przyjaźni, zamiast
obrażania się i wymachiwania szabelką. Zwolennicy pełnego godności obrażania
się odpowiedzą – ale Rosja i Ukraina nie uznały swoich zbrodni i nie
przeprosiły nas, w odróżnieniu od Niemiec. Tylko czy takie przeprosiny dają
jakąkolwiek gwarancję, że zbrodniczy atak się nie powtórzy? Jedyną gwarancję
daje budowa naszej własnej siły i rozważna polityka zagraniczna, której
istotnym elementem powinna być budowa pozytywnych relacji z sąsiednimi
narodami, wbrew wszelkim przeciwnościom. Pozytywne relacje nie wykluczają
szczerego przedstawiania naszego punktu widzenia na bolesne wydarzenia z
przeszłości, ale nie w intencji zaogniania i obrażania, tylko dążenia do
pojednania społeczeństw.
Za
strategiczne działania propagandowe odpowiada klasa rządząca, ale jest coś, co
zależy od nas – nasza mentalność i nasz stosunek do narodów sąsiednich.
Wydaje
mi się, że mentalność Polaków stopniowo zmienia się i odchodzi od przedstawionego
w powyższych literackich przykładach postszlacheckiego wizerunku nadętego,
nabzdyczonego dupka zadzierającego nosa wobec innych narodów słowiańskich i
serwilistycznego wobec Zachodu. Na
przykład w badaniach sympatii Polaków do innych narodów prowadzonych przez CBOS
od kilku lat na pierwsze miejsce wysunęli się Czesi:
Już
po raz trzeci z rzędu na czele listy najbardziej lubianych narodów znajdują się
Czesi, do których sympatię deklaruje 51 proc. badanych. Na drugim miejscu
lokują się Słowacy (48 proc. pozytywnych ocen). Miejsce na podium mają też
Anglicy (47 proc. deklaracji sympatii), potem wymieniano Włochów (46 proc.) i
Hiszpanów (45 proc.).
44
proc. dostali Szwajcarzy i Irlandczycy, Norwegowie i Amerykanie po 43 proc., a
Węgrzy, Szwedzi, Holendrzy - po 42 proc., Francuzi 41 proc., a Austriacy - 40
proc. "W tej grupie narodów stosunkowo najwięcej kontrowersji budzą
Amerykanie, do których niechęć (21 proc.) deklarowana jest częściej niż do
pozostałych" - zauważa CBOS.
Na
dalszym miejscach znaleźli się Japończycy (39 proc.), Belgowie, Finowie i
Niemcy (po 38 proc.), Duńczycy i Chorwaci (po 37 proc.). "Wśród
wymienionych narodów Niemcy wyróżniają się tym, że częściej niż pozostałe
spotykają się z niechętnym nastawieniem Polaków (28 proc.)" - odnotował
CBOS. Stosunek pozytywny przeważa nad ocenami negatywnymi także w ocenach
Greków, Litwinów, Bułgarów i Gruzinów. Według CBOS deklarowana sympatia do
Ukraińców, Białorusinów, Egipcjan i Serbów jest mniej więcej równie częsta jak
niechęć do nich.
Przewagę
nastawień negatywnych CBOS odnotował wobec Chińczyków, Wietnamczyków (po 32
proc. deklaracji niechęci), Palestyńczyków (33 proc.), Żydów (34 proc.), Turków
(35 proc.) i Rosjan (39 proc.). Do najmniej lubianych nacji, które zdecydowanie
częściej budziły u respondentów niechęć niż sympatię, należą Rumuni (41 proc.
negatywnych nastawień) oraz Romowie (52 proc.).
http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/sondaz-polacy-nie-lubia-rumunow-i-romow,303826.html
Skoro
lubimy Czechów, to znaczy, że także u siebie milej widzimy ich stereotypowe
cechy: skromność, otwartość, zdrowy rozsądek, poczucie humoru.