Łączna liczba wyświetleń

sobota, 24 listopada 2012

Słabość i siła katolików powierzchownych

Katolicy powierzchowni atakowani są z  dwóch stron. Ze strony ateistyczno-postępowej i konserwatywnej. Z tej pierwszej – z właściwym sobie łobuzerskim wdziękiem wypowiedziała się Kira:

(...) szeregi fałszywych chrześcijan stale się powiększają. Jedni zasilają grono tchórzliwych permisywistów, którzy chcieliby robić, co im się żywnie podoba, nie opuszczając wszakże trzody Kościoła; drudzy dołączają do ujadających fanatyków spod znaku „Bóg, honor, ojczyzna!”, którzy maskują swój antysemityzm kretyńską nowomową („judeosceptycyzm”), nie przepuszczą okazji, by zelżyć geja czy „puszczalską” i rozdzielają prawo do życia wedle swojego widzimisię.

Panie Boże, jeśli istniejesz – chroń mnie przed tymi pseudochrześcijańskimi ciotami.

http://istota-rzeczy-wg-kiry.blog.onet.pl/2012/11/19/pseudochrzescijanskie-cioty/

Równie silne ataki następują ze strony konserwatywnej:

Pytanie:

Ostatnio uczestniczyłam w dyskusji na pewnym katolickim forum, gdzie tematem spornym było takie pytanie: czy wystarczy być formalnym członkiem Kościoła rzymskokatolickiego, by móc nazywać się katolikiem? Jeśli ktoś np. świadomie i dobrowolnie nie przyjmuje całej nauki Kościoła i/lub publicznie się jej przeciwstawia, czy taka postawa i zachowanie wciąż upoważnia tę osobę do podawania się za katolika, nawet jeśli jest ona członkiem Kościoła? Inną rzeczą jest stan duszy katolika, który w zasadzie ma wolę, by przestrzegać nauki Kościoła, ale np. przez grzech chwilowo ją odrzuca, a inną rzeczą jest ogólny brak chęci uznania tejże nauki za obowiązującej dla siebie.

Odpowiedź:

W zasadzie ma prawo nazywać się katolikiem, dopóki nie dokona jawnej apostazji. Ten jednak, kto się jawnie sprzeciwia nieomylnej nauce, winien być napomniany, a jeśli nie posłucha napomnienia (tzw. herezja formalna), zaciąga ekskomunikę wiążącą mocą samego prawa (kan. 1364 par. 1). -- Czy jednak dziś napomina się błądzących? Chyba niezbyt często. Co gorsza, wielu głoszących herezje to duchowni, a nawet wyżsi przełożeni w Kościele. Sytuację mamy więc kryzysową, gdyż błędy rozprzestrzeniają się niemal zupełnie swobodnie.

W pełni autorytatywne upomnienie może pochodzić tylko od biskupa diecezjalnego lub Papieża (np. dykasterii Kurii Rzymskiej). Tylko te instancje mają również prawo wydawać dekrety i wyroki, m.in. nakładać ekskomuniki.

http://forum.piusx.org.pl/index.php?topic=2193.0

Warto zdefiniować pojęcie katolika powierzchownego. Przede wszystkim katolik powierzchowny pozostaje katolikiem, ponieważ publicznie nie odstępuje od wiary katolickiej lub wspólnoty z Kościołem.

Kan. 1364 -

§ 1. Odstępca od wiary, heretyk lub schizmatyk podlega ekskomunice wiążącej mocą samego prawa, przy zachowaniu przepisu kan. 194, § 1, n. 2;

Kan. 194, § 1

2° kto publicznie odstąpił od wiary katolickiej lub wspólnoty z Kościołem;

Katechizm przewiduje możliwość wystąpienia problemów na drodze do pełni religijności:

37. W konkretnych warunkach historycznych, w jakich się znajduje, człowiek napotyka jednak wiele trudności w poznaniu Boga za pomocą samego światła rozumu (…)

153 (...) Wiara jest darem Bożym, cnotą nadprzyrodzoną wlaną przez Niego. "By móc okazać taką wiarę, trzeba mieć łaskę Bożą uprzedzającą i wspomagającą oraz pomoce wewnętrzne Ducha Świętego, który by poruszał serca i do Boga zwracał, otwierał oczy rozumu i udzielał «wszystkim słodyczy w uznawaniu i dawaniu wiary prawdzie»"

Proponuję następującą definicję:

Katolika powierzchownego cechuje spełnienie przynajmniej jednego z poniższych zestawów warunków:

·         niedoskonałość praktyki religijnej – np. niepełny udział w życiu liturgicznym parafii, opuszczanie niedzielnych mszy świętych, selektywne podejście do sakramentów;

·         nie respektowanie norm obyczajowych wymaganych przez Kościół – np. masturbacja, seks pozamałżeński, stosowanie środków antykoncepcyjnych, in vitro, nie potępianie homoseksualizmu;

·         brak wiedzy teologicznej, lub odrzucenie teologii z pozycji agnostycyzmu, lub przyjęcie osobistej, prywatnej teologii;

·         słabość lub brak wiary
Odwrotnością katolików powierzchownych są katolicy głębocy. Ponieważ nie spełniają żadnego z powyższych negatywnych zestawów warunków, są osobami wyjątkowymi i stanowią we współczesnym Kościele mniejszość.

Warto podkreślić, że w zaproponowanej definicji nie ma kryterium moralnego. Osobą uczciwą i moralną może być zarówno katolik głęboki, katolik powierzchowny, jak i ateista. Analogicznie w każdej z tych trzech kategorii można spotkać osoby złe w sensie moralnym, krzywdzące innych w imię własnych interesów, upodobań, lub fanatyzmu.

Złożone są relacje katolików głębokich i powierzchownych. Mówi się o konieczności nowej ewangelizacji. Katolicy powierzchowni w tych relacjach zachowują się biernie, natomiast katolicy głębocy albo ich ignorują, albo traktują katechezą. Wyróżnić można wiele rodzajów katechezy. Z punktu widzenia katolików powierzchownych istotne jest rozróżnienie na katechezę przyjazną – koncentrującą się na moralności i ogólnej, nienatrętnej teologii – np. przykłady z życia Jezusa, oraz katechezę opresyjną – traktującą religię jako naukę do wyuczenia na pamięć. Skrajnym przejawem zwolenników katechezy opresyjnej jest tzw. front katechetyczny - środowisko  w dużej mierze świeckich katechetów pragnące udowodnić doskonałość swojej pobożności poprzez agresję, karcenie i poniżanie katolików powierzchownych. Bieżącym przykładem forsowania katechezy opresyjnej jest postulat Episkopatu wprowadzenia państwowego egzaminu maturalnego z religii.

Postępowcy z kolei atakują katolików powierzchownych jako frajerów, którzy dają się ogłupiać i wyzyskiwać klerowi, podkreślają ich hipokryzję, namawiają do wystąpienia z Kościoła. Zabawne, iż zdarza się, że front katechetyczny i postępowcy używają tego samego zestawu argumentów. Zaciekły atak z dwóch stron – na tym polega słabość pozycji katolików powierzchownych, słabość – którą zawarłem w tytule.

Patrząc z perspektywy socjologicznej i historycznej - procentowy udział wyznawców powierzchownych uzależniony jest od etapu ewolucji danej religii.

Na etapie pierwszym – np. u pierwszych chrześcijan – główną funkcją religii jest zaspokajanie emocjonalnych, psychicznych i poznawczych potrzeb wiernych, odpowiadanie na ich pytania egzystencjalne. Dominują wyznawcy głębocy.

Na etapie drugim – np. średniowieczna Europa – główną funkcją religii jest podporządkowanie społeczeństwa klerowi i powiązanym z nim władcom świeckim, zapewnienie stabilności społecznej, utrzymanie władzy, korzyści i przywilejów klas panujących. W skrajnym przypadku religia może przybrać formę totalitaryzmu. Np. nawet poczciwi mnisi buddyjscy w Tybecie potrafili wywieszać skóry zdjęte ze swoich przeciwników, aby powiewając na wietrze, stanowiły ostrzeżenie. Udział procentowy wyznawców powierzchownych wzrasta.

Na etapie trzecim – np. współczesne chrześcijaństwo – główną funkcję religii (w sensie socjologicznym) stanowią usługi obrzędowe sprawowane przez kler – np. msze, chrzty, wesela, pogrzeby. Wyznawcy powierzchowni zdecydowanie dominują ilościowo i pełnią funkcję konsumentów.

Funkcjonowanie katolików powierzchownych jest więc z socjologicznego punktu widzenia całkowicie naturalne. Wprawdzie powierzchowni, pozostają jednak katolikami. Jakie mogą być ich psychologiczne motywy?

·         przywiązanie do tradycji

·         konformizm – wpływ rodziny, otoczenia

·         rutyna

·         ogólna wiara w świat nadprzyrodzony i wynikające zeń zagrożenia, oczekiwanie na ewentualną pomoc fachowców – np. egzorcysty

·         nadzieja na spotkanie kapłana przynoszącego rzeczywistą pomoc duchową

·         kaprys

Napisałem wiele o słabości katolików powierzchownych, ale co stanowi ich siłę? Niewątpliwie katolicy powierzchowni nie dorównują zdolnościami do prowadzenia dysputy religijno-filozoficznej, ani głębią refleksji w tym temacie swoim krytykom: katolikom głębokim oraz ideowym ateistom. Adwersarze z upodobaniem obrzucają ich epitetami w rodzaju: heretycy, hipokryci, barany, cioty itp.
 
Istnieje jednak wiele rodzajów inteligencji. Katolik powierzchowny, niedoskonały w sensie religijnym, może być np. znakomitym naukowcem, artystą, biznesmenem, politykiem, rodzicem, żołnierzem itd. Może wyśmienicie realizować się w swojej specjalności i być cennym członkiem społeczeństwa. Natomiast jego sfrustrowany przeciwnik z dowolnej strony może właśnie odreagowuje swoje niepowodzenia, siedzi przy kompie i wklepuje bluzgi.
Siłą katolików powierzchownych jest to, że ich te bluzgi w ogóle nie interesują, mają je w dupie. I nie wstydzą się być sobą.

niedziela, 18 listopada 2012

Rehabilitacja teorii moralności Kohlberga

YRK w komentarzu do poprzedniego wpisu podważył moją próbę obalenia teorii Kohlberga. Zdecydowałem się odpowiedzieć osobnym wpisem.

Najpierw zaproponowana przeze mnie definicja moralności naturalnej:

·         Nie czyń drugiemu zła (czego nie chciałbyś, aby tobie uczyniono)

·         Dobrowolnie pomagaj wybranym osobom

Komentarz YRK część pierwsza:

Jesli moralnosc naturalna (czy uniwersalna) zdefiniujesz tak ogolnie, jak zrobiles to w 2 punktach powyzej, to nie jestem pewien, czy taka definicja nie zatrzymuje sie na stadium 3-cim rozpisanej przez Ciebie teorii. Mowisz, ze reszta to detale, ale w tych detalach tkwi calkiem spory diabel. I nie mam na mysli trywialnego problemu narkotykow, a takie wybory jak na przyklad decyzja matki o uratowaniu zycia dziecka kosztem swojego - nie ma nic uniwersalnego w zadnej z dwoch mozliwych sciezek.

Odpowiadam:

Na szczęście autor komentarza nie zajmuje stanowiska relatywizmu moralnego, bo wtedy dyskusja między nami nie miałaby sensu. Kwestionuje jedynie moją definicję moralności uniwersalnej, jako zbyt ogólną i nie rozstrzygającą wszelkich dylematów moralnych. Nie zgadzam się – definicja ogólna ma być właśnie ogólna i nie dostarczy moralnej recepty na wszelkie sytuacje. Nic nowego w tej definicji nie wymyśliłem, jest ona skrótowym zapisem funkcjonujących koncepcji, na przykład:

Imperatyw kategoryczny – zasada etyczna, którą można sformułować m.in. w sposób następujący: "należy postępować zawsze wedle takich reguł, co do których chcielibyśmy, aby były one stosowane przez każdego i zawsze". Termin filozoficzny utworzony przez Immanuela Kanta jako skutek poszukiwań bezwzględnie ważnego prawa, dotyczącego każdej osoby, które nie musiałoby być usprawiedliwione przekonaniami religijnymi.


Albo zasady sprawiedliwości Rawlsa:

Pierwsza zasada sprawiedliwości

 Każda osoba ma mieć równe prawo do jak najszerszej podstawowej wolności możliwej do pogodzenia z podobną wolnością dla innych.

Druga zasada sprawiedliwości

 Nierówności społeczne i ekonomiczne mają być tak ułożone, (a) aby były z największą korzyścią dla najbardziej upośledzonych, pozostając w zgodzie z zasadą sprawiedliwego oszczędzania [zasada dyferencji]; i jednocześnie (b) aby były związane z dostępnością urzędów i stanowisk dla wszystkich, w warunkach autentycznej równości szans.

http://pl.wikipedia.org/wiki/John_Rawls

Albo „Złota Zasada”

The Golden Rule or ethic of reciprocity is a maxim, ethical code, or morality that essentially states either of the following:
 
(Positive form of Golden Rule): One should treat others as one would like others to treat oneself.
 
(Negative form of Golden Rule): One should not treat others in ways that one would not like to be treated

Złota zasada lub etyka wzajemności jest maksymą, prawem etycznym, lub moralnością stwierdzającą:

(pozytywna forma Złotej Zasady): Traktuj innych tak, jak chciałbyś, aby inni traktowali ciebie

(negatywna forma Złotej Zasady): Nie traktuj innych tak, jak nie chciałbyś, aby inni traktowali ciebie.

http://en.wikipedia.org/wiki/Golden_Rule

Dla moich rozważań istotny jest fakt istnienia moralności uniwersalnej, definicji jest co najmniej kilka do wyboru i otwarta droga do konstruowania własnych, jeśli ktoś woli bardziej rozbudowane i szczegółowe.

Komentarz YRK część druga:

Dodatkowo, zaprezentowana przez Ciebie moralnosc uniwersalna (jakkolwiek ogolna), jest taka dla gatunku ludzkiego (do stopnia framlinga, moze ramena, ze posluze sie hierarchia obcosci Carda: http://pl.wikipedia.org/wiki/Hierarchia_obcości). W spolecznosci mrowek na przyklad naczelna zasada moralna bedzie "chronic krolowa".

Odpowiadam:

Zgoda. Precyzuję, iż koncepcję moralności uniwersalnej ograniczam do gatunku ludzkiego oraz niektórych gatunków ssaków żyjących w grupach społecznych. Nie podejmuję próby rozszerzenia jej na inne gatunki, a tym bardziej na istoty pozziemskie.

Komentarz YRK część trzecia:

No i jeszcze mamy ten czynnik czasu. Nawet tak ogolnie zdefiniowana moralnosc, co innego znaczy teraz, a co innego znaczyla 4000, czy 2000 lat temu. Moim zdaniem teoria Kohlberga w miare dobrze opisuje proces ksztaltowania sie moralnosci i nie ma sie co czepiac ;)

Odpowiadam:

Trudno kwestionować, że w tak zrysowanej skali czasowej kształt moralności nie ulega zmianie. Niewątpliwie odmienny był kształt moralności ludzi pierwotnych od ludzi współczesnych. Jednak ogólne zasady moralności uniwersalnej obowiązują nawet w społecznościach zwierząt.

Natomiast odnośnie drugiego zdania – autor chyba nie zrozumiał, że nie mam zastrzeżeń do stadiów 1- 5 teorii Kohlberga opisujących rozwojowy proces kształtowania się moralności jednostki, natomiast odrzucam kontrowersyjne stadium 6, głoszące, iż: „O postępowaniu decydują wybrane przez jednostkę zasady etyczne” – bez odniesienia do moralności uniwersalnej. Przynajmniej w Wikipedii.

Jak pryncypialnie zauważyła w swoich komentarzach Kira:

Stopień szósty charakteryzuje się właśnie NIEMOŻLIWOŚCIĄ brania pod uwagę opinii społeczeństwa. :) Gdyby brał - byłby stopniem piątym. :)

Normy społeczne formują jednostkę do pewnego momentu. Potem większość z nas zaczyna myśleć samodzielnie. I część - bardzo niewielka - społeczeństwa dochodzi w samodzielnym myśleniu do takiego "mistrzostwa", że potrafi ODRZUCIĆ te normy, jeśli nie zgadzają się z jej SUBIEKTYWNYMI opiniami. Innymi słowy, stopień 6. nie oznacza najwyższego rozwoju moralności, lecz największe oddalenie od zwierzęcych jej korzeni - czyli chęci osiągnięcia korzyści (konkretnie - dobra społeczeństwa). Nie wiem, czy jasno się wyraziłam.

W desperacji porzuciłem Wikipedię i sięgnąłem do materiałów bardziej źródłowych:

Stage 6: Universal Principles. Stage 5 respondents are working toward a conception of the good society. They suggest that we need to (a) protect certain individual rights and (b) settle disputes through democratic processes. However, democratic processes alone do not always result in outcomes that we intuitively sense are just. A majority, for example, may vote for a law that hinders a minority. Thus, Kohlberg believes that there must be a higher stage--stage 6--which defines the principles by which we achieve justice.

Kohlberg's conception of justice follows that of the philosophers Kant and Rawls, as well as great moral leaders such as Gandhi and Martin Luther King. According to these people, the principles of justice require us to treat the claims of all parties in an impartial manner, respecting the basic dignity, of all people as individuals. The principles of justice are therefore universal; they apply to all. Thus, for example, we would not vote for a law that aids some people but hurts others. The principles of justice guide us toward decisions based on an equal respect for all.

Until recently, Kohlberg had been scoring some of his subjects at stage 6, but he has temporarily stopped doing so, For one thing, he and other researchers had not been finding subjects who consistently reasoned at this stage. Also, Kohlberg has concluded that his interview dilemmas are not useful for distinguishing between stage 5 and stage 6 thinking. He believes that stage 6 has a clearer and broader conception of universal principles (which include justice as well as individual rights), but feels that his interview fails to draw out this broader understanding. Consequently, he has temporarily dropped stage 6 from his scoring manual, calling it a "theoretical stage" and scoring all postconventional responses as stage 5 (Colby and Kohlberg, 1983, p. 28).


Nie chce mi się całości tłumaczyć, ale znalazłem parę istotnych wątków nieobecnych w polskiej Wikipedii:

Rezultaty funkcjonowania demokracji nie zawsze intuicyjnie odczuwamy jako sprawiedliwe. Na przykład większość może przegłosować prawo szkodzące mniejszości. Dlatego Kohlberg wierzy, iż istnieje stadium szóste – określające zasady, przez które osiągniemy sprawiedliwość.

Koncepcja sprawiedliwości Kohlberga podąża za filozofami Kantem i Rawlsem, a także za autorytetami moralnymi takimi jak Gandhi i Martin Luter King. Według nich zasada sprawiedliwości wymaga aby traktować żądania wszystkich zainteresowanych w sposób bezstronny, szanując godność ludzi jako jednostek. Zasady sprawiedliwości są więc uniwersalne i odnoszą się do wszystkich. (...)

Do niedawna Kohlberg prowadził badania osób w stadium szóstym, ale przejściowo wstrzymał tę aktywność. Po pierwsze Kohlberg i inni badacze nie mogli znaleźć podmiotów konsekwentnie rozumujących na poziomie szóstym. Dodatkowo Kohlberg ocenił iż jego kwestionariusze badawcze nie są przydatne dla rozróżnienia pomiędzy poziomem piątym a szóstym. Wierzy on, że stadium 6 jest bardziej wyraźną i szerszą koncepcją zasad uniwersalnych ( które zawierają sprawiedliwość i prawa jednostki.) (..) W konsekwencji przejściowo zaprzestał badań stadium 6, określając je jako „stadium teoretyczne”  i skoncentrował się na poziomie postkonwencjonalnym na badaniach stadium 5.

Sięgnięcie do materiałów źródłowych wywróciło wszystko do góry nogami. Okazuje się, że Kohlberg bynajmniej nie odrzuca norm społecznych, odwołuje się do pojęcia sprawiedliwości opartej na moralności uniwersalnej. Moja krytyka zawęża się więc do wariantu 1 z poprzedniego wpisu. Jeśli akceptujemy moralność uniwersalną, to co nowego można w tym zakresie wymyśleć. Okazuje się, że nic specjalnego – jego badania nie powiodły się. Stadium szóste określił jako teoretyczne.

Sprawa była w impasie, dopóki nie zajęła się nią Kira, nadając stadium szóstemu zupełnie nowy sens – ignorowania społeczeństwa. Co prawda całkowicie sprzeczny z intencjami Kohlberga, które koncentrowały się dobrze społeczeństwa.

sobota, 17 listopada 2012

Obalenie teorii moralności Kohlberga

Obiecałem obalić teorię moralności Kohlberga i nadszedł ten moment. Z góry przyznaję, że nie miałem czasu na studiowanie jego dzieł i opieram się na ogólnie dostępnych informacjach.

Najpierw obszerny cytat:

Lawrence Kohlberg, amerykański psycholog, skonstruował teorię moralnego rozwoju dziecka. Teoria Kohlberga ujmuje w rozwój moralny trzy poziomy, z których każdy obejmuje dwa stadia rozwoju moralnego dziecka. Rezultatem końcowym jest ukształtowanie człowieka dojrzałego z klarownym poczuciem dobra i sprawiedliwości. Zgodnie z logiką rozwoju poznawczego żadnego ze stadiów nie można przeskoczyć. Nie wszyscy też osiągają najwyższe stadium. Większa część dorosłych dochodzi tylko do poziomu konwencjonalnego.

Stadia rozwoju rozumowania moralnego wg Kohlberga

Poziom I - przedkonwencjonalny (wiek przedszkolny i młodszy wiek szkolny). Dziecko kieruje się chceniem, tym, co dla niego przyjemne i przykre.

Stadium 1 - orientacja posłuszeństwa i kary (egocentryzm). Reguły przestrzega się tylko po to, by unikać kary. Tylko skutki czynności określają, czy jest ona dobra czy zła. Punkt widzenia i interesy innych nie są brane pod uwagę.

Stadium 2 - orientacja naiwnie egoistyczna (relatywizm moralny). Działanie dobre to działanie, które ma na celu dobro własne, a nie innych. Potrzeby innych są brane pod uwagę, jeśli rezultat ich działania jest korzystny dla własnego dobra.

Poziom II - konwencjonalny (aprobata społeczna; ok. 13.-16. rok życia). Jednostka zaczyna orientować się w konwencjach społecznych, dopasowuje pragnienia do konwencji.

Stadium 3 - orientacja "dobrego chłopca/dziewczyny". Czynność jest oceniana jako dobra albo zła ze względu na intencje jednostki. Cenione są społecznie akceptowane standardy zachowania.

Stadium 4 - orientacja prawa i porządku. Pojawia się szacunek dla autorytetów oraz przekonanie, że reguły społeczne muszą być przestrzegane. Zwraca się uwagę nie tylko na motywy działania jednostki, ale również na standardy zewnętrzne.

Poziom III - postkonwencjonalny (zasady moralne, ideały; powyżej 16. roku życia). Jednostka jest w stanie spoglądać na to, co w danym społeczeństwie jest konwencjonalne jako na konwencjonalne. Jednostka może być autonomiczna moralnie, może porównywać własne zasady moralne z zasadami innych.

Stadium 5 - orientacja umowy społecznej i legalizmu. To, co jest słuszne, zależy od opinii większości w danej grupie społecznej.

Stadium 6 - orientacja uniwersalnych zasad sumienia. O postępowaniu decydują wybrane przez jednostkę zasady etyczne. Gdy obowiązujące prawo wchodzi w konflikt z tymi zasadami, jednostka postępuje zgodnie z tymi drugimi.

Najpierw przypomnę sensowną według mnie definicję moralności:
·         moralność to system norm determinujących  które działania są dobre, a które złe;

·         wytworzony w społeczności ludzkiej lub zwierzęcej w wyniku ewolucji, kierujący zachowaniami jednostek w celu zapewnienia grupie spójności i trwałości;

·         w przypadku ludzi skłaniający do dokonywania wewnętrznej oceny moralnej czynów, motywów, intencji działania;

·         system ten może być sformalizowany przez religię, filozofię lub inny autorytet
 
Powyższa definicja nie jest sprzeczna z teorią Kohlberga. Jednak podkreśla przyrodniczą i społeczną genezę moralności. Moralność zawsze dotyczy rzeczywistych relacji w grupie społecznej i w praktyce nie może być abstrakcyjna i dowolna. Tysiące lat ewolucji oraz cywilizacji zdeterminowały funkcjonalny i długofalowo skuteczny model moralności, który można określić jako moralność naturalną lub uniwersalną i przypisać jej następujące zasady:
·         Nie czyń drugiemu zła (czego nie chciałbyś, aby tobie uczyniono)

·         Dobrowolnie pomagaj wybranym osobom

W sensie psychologicznym dla realizacji moralności uniwersalnej konieczna jest empatia.
 
Systemy moralne sprzeczne z moralnością naturalną - np. faszyzm wzywający do niszczenia ras i narodów niższych, albo komunizm nawołujący do niszczenia niesłusznych klas społecznych – nie sprawdziły się w praktyce, przyniosły cierpienia i miliony ofiar, straty materialne i zahamowanie rozwoju.

I teraz wracam do teorii Kohlberga. Stadia od 1 do 5 – wydają się sensowne. Pokazują jak kształtuje się moralność i jak kieruje zachowaniem człowieka.

Krytyczne jest jednak stadium szóste. Sformułowanie niezwykle efektowne, nośne ideowo, dla niektórych może stać się rodzajem motta życiowego. Ja określiłbym jednak tę koncepcję jako efekciarską. Bo możliwe są następujące warianty:

1) własny system etyczny jednostki jest osobistym uszczegółowieniem moralności naturalnej i w zasadzie od niej  nie odbiega.

To po co to wielkie HALO? To naturalne, że jednostka akceptując moralność uniwersalną może dokonać osobistego sformalizowania jej zasad. Pozostaje nadal osobą harmonijnie funkcjonującą w społeczności. Dlaczego jednak taka osoba ma być przedstawiana jako ktoś wyjątkowy i nosiciel najwyższego stadium moralności?  Inna osoba kieruje się standardowym modelem moralności np. Dekalogiem i także harmonijnie funkcjonuje w społeczności. Nie ma czasu ani ochoty na dywagacje moralne, ale jest na przykład znakomitym naukowcem, politykiem, rolnikiem, czy biznesmenem. To tak jakby filozof uważał się za najwyższe stadium umysłu, bo filozofuje. A jak patrzy na tego filozofa reszta świata?

2) własny system etyczny jednostki jest sprzeczny z moralnością naturalną i jest realizowany.

W tym przypadku mamy do czynienia z PATOLOGIĄ typu Hitler, Stalin, Pol Pot - dlaczego mamy nazywać to najwyższym stadium moralności?

3) własny system etyczny jednostki odbiega od moralności naturalnej, ale przezornie nie jest realizowany.

To raczej ŻENADA niż najwyższe stadium moralności.

Reasumując – Kohlberg stworzył sensowny model rozwoju moralnego człowieka, jednak chcąc go „ukoronować”, dodał efekciarskie, niepotrzebne i mogące szkodliwie oddziaływać na niektórych stadium szóste – wizję wyższości własnych zasad moralnych. Kojarzy się z nadczłowiekiem  Fryderyka Nietzschego i muzyką Richarda Wagnera.

Jak zwykle więcej informacji zawiera angielskojęzyczna Wikipedia:

Kohlberg suggested that there may be a seventh stage—Transcendental Morality, or Morality of Cosmic Orientation—which linked religion with moral reasoning. Kohlberg's difficulties in obtaining empirical evidence for even a sixth stage, however, led him to emphasize the speculative nature of his seventh stage

Kohlberg sugerował, że może istnieje siódme stadium – Moralność Transcendentalna, lub Moralność Orientacji Kosmicznej – łącząca religię z rozumowaniem moralnym. Trudności Kohlberga w doświadczalnym potwierdzeniu szóstego stadium skłoniły go do stwierdzenia o hipotetycznym istnieniu siódmego stadium


Po pierwsze dowiadujemy się, że o trudnościach w empirycznym potwierdzeniu szóstego stadium. Bo co można potwierdzić? – opisałem to w wariantach 1-3.

Po drugie dowiadujemy się o hipotetycznym siódmym stadium moralności transcendentalnej. Dla mnie to nic innego, niż próba powrotu Kohlberga od dziwacznego stadium szóstego do moralności uniwersalnej. Która nie jest hipotetyczna i funkcjonuje w praktyce od tysięcy lat.

sobota, 10 listopada 2012

Gwałt, feminizm i religia

Bulwersujący problem gwałtu omówiony został na blogu Kroniki13.
 
"Nie mam zamiaru pisać może o samym przestępstwie, ale o pytaniach, rodzących się na tle jego społecznego odbioru. Na przykład, czy babki w push-upach i dekoltach, z których cycki wylewają się na podłogę, tudzież w szortach przekrawających im półdoopki, po zgwałceniu mają prawo pytać: „dlaczego mnie to spotkało?! Przecież powiedziałam mu, że nie chcę!” Czy ubieranie na dyskotekę ekstrawaganckiego, szokującego negliżem niektórych partii stroju, to coś, co należy do normy zachowań „okołodyskotekowych”, czy jest prowokacją, za którą słusznie się płaci?… Czy zdrada lub inna poważna nielojalność w małżeństwie może uzasadniać gwałt, w dodatku brutalny, dokonany przez zdradzonego na winnej?…(...)
 
Dlaczego w tym durnym społeczeństwie panuje obleśny, zakłamany klimat przyzwolenia na traktowanie kobiety jak obiekt seksualny, jak rzecz, własność pana i władcy – mężczyzny?! To z tej zakłamanej atmosfery biorą się wszystkie „mówi <nie>, a naprawdę myśli <tak, tak mi rób!>, „te <suki> tak lubią!”, etc. (...)
 
Mówiąc całkiem serio i poważnie: każdy gwałciciel-recydywista powinien być kastrowany. I to bynajmniej nie farmakologicznie czy wazektomią. Powinno mu się użynać jaja przy samym doopsku, żeby we łbie więcej mu nie zaświtało wykorzystać swój żałosny organ do zbrodni."
 
Jestem także za surowymi karami dla gwałcicieli, jednak zbyt wysokie kary niosą zagrożenia:
 
- zwiększenie prawdopodobieństwa zabicia ofiary gwałtu, aby nie było świadka
 
- zdarzają się prowokacje i fałszywe oskarżenia o gwałt
 
Szerszym problem jest kulturowy konflikt wywołany różnicą natury kobiet i mężczyzn. W naturze mężczyzn jest traktowanie kobiet jako obiektu seksualnego i swoistej własności, czemu Kronika się stanowczo sprzeciwia.
 
Feministyczny punkt widzenia szerzej przedstawiony jest w Wikipedii:
 
"W społeczeństwach patriarchalnych zwykle szczególny nacisk kładzie się na seksualną czystość dziewczyny przed ślubem i jej wierność małżeńską. W społeczeństwach matrylinearnych natomiast nie przywiązuje się tak wielkiego znaczenia do przedmałżeńskiej czystości seksualnej dziewcząt, ale chłopców również nie ogranicza się w tym zakresie. Innymi słowy rygoryzm wobec żon jest więc na ogół większy w  społeczeństwach patrylinearnych niż w matrylinearnych, w których kobieta w zasadzie nie jest potępiana za zdradę małżeńską.
 
Kobiety wykazują całkiem naturalną skłonność do rozwiązłości o tyle o ile nie zostaną przed tym powstrzymane przez mężczyzn (ojców, ewentualnie braci a następnie mężów), co w skrajnych przypadkach skutkuje zabójstwami honorowymi. Za powyższymi skłonnościami przemawia nie tylko budowa i funkcjonowanie męskich genitaliów (zob. kontekst biologiczny) ale i różne przejawy kultury (przykładowo w okresie średniowiecza mężczyźni otaczali kultem Maryję Dziewicę podsuwając ją za wzór kobietom jednak kobiety w tym czasie czciły i otaczały kultem przede wszystkim Marię Magdalenę, która uchodziła niemal za symbol nierządu i cudzołóstwa. (...)
 
Mężczyźni nigdy nie mogą być pewni swojego ojcostwa – w kulturze patriarchalnej gdzie istnieje silna rywalizacja o kobiety zawsze istnieje ryzyko, że geny danego mężczyzny zostaną wykluczone z dalszej reprodukcji dlatego mężczyznom potrzebna jest agresja, potrzebne są też represje, które powstrzymywały innych mężczyzn przed seksualnym dostępem do kobiet, którymi zawładnęli lub chcieliby zawładnąć na wyłączność. Natomiast kobiety zawsze mogą być pewne swojego macierzyństwa a to kto stanie się biologicznym ojcem ich dzieci, jeśli nie ma w tym względzie presji społecznej, stanowi z punktu widzenia kobiety sprawę drugorzędną. Kobietom do osiągnięcia sukcesu reprodukcyjnego do niczego nie przydaje się więc agresja, nie przydają się też do niczego ograniczenia swobody seksualnej. Anglojęzyczny slogan make love not war (kochaj się i nie wojuj) dość dobrze oddaje takie podejście. Faktycznie w znanych kulturach matrylinearnych, a w szczególności matrocentrycznych gdzie to zasadniczo kobiety zajmują się opieką nad dziećmi, nie przywiązuje się wagi do biologicznego ojcostwa i panują bardzo swobodne obyczaje seksualne. Analogii można doszukać się również w naturze – porównując dwa najbliżej spokrewnione z ludźmi gatunki: szympansa pospolitego i bonobo. O ile wśród szympansów zwyczajnych panują stosunki patriarchalne i samce odznaczają się znaczną dozą agresji o tyle u szympansa bonobo panuje matriarchat a wszelka agresja jest bardzo szybko udaremniana czemu służą właśnie zachowania."
 
Potwierdzenie feministycznej tezy o kobiecej skłonności do rozwiązłości znaleźć można w Biblii:
 
Księga Koheleta 7, 26-28
 
I przekonałem się, że bardziej gorzką niż śmierć jest kobieta, bo ona jest siecią, serce jej sidłem, a ręce jej więzami. Kto Bogu jest miły, ten się od niej ustrzeże, lecz grzesznika ona usidli. Oto, do czego doszedłem - powiada Kohelet - jedno z drugim porównując, by znaleźć słuszną ocenę, której nadal szukam, a nie znajduję. Znalazłem jednego [prawego] mężczyznę pośród tysiąca, ale kobiety [prawej] w tej liczbie nie znalazłem.
 
1 List do Tymoteusza 2, 11-14
 
Kobieta niechaj się uczy w cichości z całym poddaniem się. Nauczać zaś kobiecie nie pozwalam ani też przewodzić nad mężem lecz [chcę, by] trwała w cichości. Albowiem Adam został pierwszy ukształtowany, potem - Ewa. I nie Adam został zwiedziony, lecz zwiedziona kobieta popadła w przestępstwo.
 
Jednak odwołanie do socjobiologii w powyższym feministycznym tekście jest opaczne. W trosce o maksymalne rozpowszechnienie własnych genów w interesie mężczyzny było zapłodnienie maksymalnej ilości kobiet, ale w interesie kobiety było znalezienie stałego partnera, który otoczyłby troską ją i potomstwo. Pozostaje to aktualne nawet dziś, pomimo równouprawnienia. Trudno jest wychować dzieci jednej osobie. Stąd różnica w zachowaniach seksualnych kobiet i mężczyzn.  Mężczyzna łatwiej akceptuje przypadkowe kontakty, usilnie strzeże jednak przed nimi stałą partnerkę. Natomiast większość kobiet – wprawdzie stara się wyglądać atrakcyjnie i w efekcie kusić przedstawicieli płci przeciwnej, ale generalnie zależy im na pozytywnej samoocenie i znalezieniu lub utrzymaniu jednego, wybranego partnera. Co nie wyklucza dyskretnych romansów poza tym związkiem.
 
Ta różnica strategii seksualnych wywoływała konflikt zapewne od pradawnych czasów. W tradycyjnym, patriarchalnym społeczeństwie wypracowano kompromis – mężczyźni kontrolowali zachowania seksualne swoich partnerek, sióstr i córek – aby zachowywały pożądaną przez nich czystość lub wierność. Jednocześnie zapewniali im ochronę przed niepożądaną natarczywością przypadkowych mężczyzn.
 
Feministki potępiają ten kompromis, jako krępujący wolność kobiet i proponują alternatywny wariant: swobodne obyczaje seksualne, których wzorem jest społeczność szympansów bonobo – wszelkie konflikty rozwiązywane przez seks. Wydaje się, że byłby to interesujący model obyczajowy także dla mężczyzn. Przy takim rozwiązaniu nie istniałby problem gwałtu. Pani X zajęta jest na przykład rozmową z koleżanką lub pracą. Obok przechodzi pan Y – pani X spodobała mu się akurat i ma ochotę na seks. Pani X przerywa na chwilę rozmowę lub pracę i odbywa stosunek z panem Y. Zero agresji. Make love not war.
 
Panowie – to wydaje się zbyt piękne. Musi kryć się w tym jakaś pułapka feministek. I tak jest faktycznie. Spójrzmy, co mówi na ten temat biblia lewaków:
 
Kodeks Pracy Art. 183a.
 
§ 6. Dyskryminowaniem ze względu na płeć jest także każde niepożądane zachowanie o charakterze seksualnym lub odnoszące się do płci pracownika, którego celem lub skutkiem jest naruszenie godności pracownika, w szczególności stworzenie wobec niego zastraszającej, wrogiej, poniżającej, upokarzającej lub uwłaczającej atmosfery; na zachowanie to mogą się składać fizyczne, werbalne lub pozawerbalne elementy (molestowanie seksualne).
 
Kodeks Pracy zawsze jako pierwszy zawiera lewicowe rozwiązania, które będą przez postępowe środowiska wdrażane w szerszym kontekście społecznym. Mamy tu więc zakaz molestowania fizycznego (dotykiem), werbalnego (słowem) i pozawerbalnego. Co oznacza molestowanie pozawerbalne – po prostu spojrzenie. Mężczyzna może więc natknąć się na kobietę wyglądającą super atrakcyjnie pod względem seksualnym, co podkreśla jej makijaż, uczesanie, biżuteria, tatuaże, ubiór, albo jego brak w istotnych miejscach. Według lewaków nie ma prawa nawet spojrzeć na taką kobietę, bo może zostać to odebrane jako molestowanie seksualne.
 
Koncepcja obyczajowa lewacka oznacza więc całkowitą swobodę dla kobiet, za to kastrację psychiczną mężczyzn. I zapewne nie tylko psychiczną.
 
Odrzucam więc obyczajową ofertę feministek. Jest według mnie natomiast sens w tradycyjnej obyczajowości, zalecającej kobietom skromność w ubiorze.
 
1 List do Koryntian 11, 3-10
 
Chciałbym, żebyście wiedzieli, że głową każdego mężczyzny jest Chrystus, mężczyzna zaś jest głową kobiety, a głową Chrystusa - Bóg. Każdy mężczyzna, modląc się lub prorokując z nakrytą głową, hańbi swoją głowę. Każda zaś kobieta, modląc się lub prorokując z odkrytą głową, hańbi swoją głowę; wygląda bowiem tak, jakby była ogolona. Jeżeli więc jakaś kobieta nie nakrywa głowy, niechże ostrzyże swe włosy! Jeśli natomiast hańbi kobietę to, że jest ostrzyżona lub ogolona, niechże nakrywa głowę! Mężczyzna zaś nie powinien nakrywać głowy, bo jest obrazem i chwałą Boga, a kobieta jest chwałą mężczyzny. To nie mężczyzna powstał z kobiety, lecz kobieta z mężczyzny. Podobnie też mężczyzna nie został stworzony dla kobiety, lecz kobieta dla mężczyzny. Oto dlaczego kobieta winna mieć na głowie znak poddania, ze względu na aniołów.
 
Koran 24:30-31
 
Powiedz wierzącym: niech spuszczają skromnie spojrzenia i niech zachowują czystość...Powiedz wierzącym kobietom, żeby spuszczały skromnie swoje spojrzenia i strzegły swojej czystości; i żeby pokazywały jedynie te ozdoby, które są widoczne na zewnątrz; i żeby narzucały zasłony na piersi...
 
Koran 33:59
 
O proroku! Powiedz swoim żonom i swoim córkom, i kobietom wierzących, aby się szczelnie zakrywały swoimi okryciami. To jest najodpowiedniejszy sposób, aby były poznawane, a nie były obrażane. A Bóg jest Przebaczający, Litościwy!
 
Celem tych ograniczeń nie jest upokorzenie kobiet ani odebranie im wolności, ale ochrona przed faktycznym molestowaniem ze strony mężczyzn.
 
Moim zdaniem przyzwolenie na bardziej swobodny erotycznie wygląd powinny mieć kobiety, które same potrafią się obronić. Np panie które osiągnęły brązowy pas w karate, mogą chodzić w mini. Panie, które osiągnęły czarny pas mogą chodzić topless. Panie, które przeszły przeszkolenie w oddziałach specjalnych i mają licencję na zabijanie, mogą chodzić w ogóle nago. I tak nikt nie odważy się ich ruszyć.

czwartek, 1 listopada 2012

Sakrament pożegnania z Kościołem?

W naszej parafii wprowadzono dwuletni okres formacji przed sakramentem bierzmowania. W ramach pomocy sąsiedzkiej przywoziłem trzy dziewczynki z wieczornego nabożeństwa różańcowego. Nabożeństwa te wpisane były do programu obowiązkowego, udział w nich wymagał pisemnego potwierdzenia od księdza na indeksie kandydatów do bierzmowania.

Z zainteresowaniem wysłuchałem ich relacji. Koleżanka A ofiarnie uczestniczyła w nabożeństwie, aż kolanka jej zsiniały od klęczenia. Koleżanki B i C, tak jak większość młodzieży, nie spędziły czasu w kościele. One akurat udały się na kawę. Całość kandydatów do bierzmowania spotkała się dopiero w kolejce do zakrystii po podpisy. A tu niespodzianka – pytania kontrolne. Koleżanka A naturalnie udzieliła prawidłowej odpowiedzi i uczciwie uzyskała podpis. Kolejną osobę zapytano o księdza prowadzącego – nie zgadła. Następna do kontroli – koleżanka B – ponowne pytanie o księdza prowadzącego. Ponieważ wchodziło w grę trzech księży, a jeden odpadł, miała 50% prawdopodobieństwo, zaryzykowała – trafiła. Uzyskała podpis. Koleżankę C zapytano o odmawianą tajemnicę różańca – odpadła.

Relacja sąsiadek zainspirowała mnie do refleksji na temat katechezy. Kapłani zdają sobie sprawę z faktycznego małego zaangażowania młodzieży w praktykę religijną i wykorzystują bierzmowanie jako ostatnią okazję do katechetycznego „dociśnięcia”. Wpisują do indeksu maksimum przymusowych pobożnych praktyk. Niech przynajmniej w trakcie przygotowań do sakramentu praktykują jak wzorowi katolicy.

Naturalnie efekt tej duszpasterskiej gorliwości jest dokładnie odwrotny od założonego. Sakrament bierzmowania nieoficjalnie nazywany jest sakramentem uroczystego pożegnania z Kościołem. Jedną z podstawowych reguł psychologii jest to, że nie lubimy tego, do czego się nas przymusza, a pragniemy tego, co jest dla nas niedostępne. Gdyby Kościół chciał pozyskać prawdziwie zaangażowanych wiernych, to nie stosowałby przymusowej, represyjnej i zdesakralizowanej katechezy, w tym nauczania religii w szkołach. Postawiłby na utalentowanych, duchowo zaangażowanych kapłanów, do których wierni garnęliby się sami, aby słuchać ich nauki i rad.

W mojej ocenie efekty katechezy trzech koleżanek mogą być najprawdopodobniej takie:

·         Koleżanka A – głęboko zaangażowana emocjonalnie – albo uczciwie wytrzyma okres formacji i stanie się katoliczką głęboka, albo w którymś momencie załamie się i miłość zmieni się u niej w nienawiść. Z katoliczki stanie się zaangażowaną ateistką.

·         Koleżanki B i C uformują się jako katoliczki powierzchowne. Akceptujące Kościół jako obyczajową tradycję i dostawcę usług – chrzty, komunie, śluby, pogrzeby. Umiarkowanie antyklerykalne. Wierzące w Boga i akceptujące podstawy moralności, ale uznające sferę teologii jako niepoznawalną.

W tym miejscu katolicy głębocy powinni solennie potępić katolików powierzchownych. Może nawet powiedzieć im, że nie są katolikami. Wyraziłem swoją opinię koleżankom B i C, że mnie też nie podoba się przymus, ale skoro pojechały na nabożeństwo, to powinny brać udział. Po tym rytualnym potępieniu warto zastanowić się jednak, dlaczego Kościół w swojej wielowiekowej mądrości jednak de facto popiera formację katolików powierzchownych i wydaje się, że stanowią oni większość.

Socjologiczne korzyści z katolików powierzchownych dla Kościoła to:

- wspieranie finansowe

- brak krytycznej ingerencji w kwestie teologiczne

- brak krytycznej ingerencji w duchową jakość posługi kapłańskiej

Katolicy powierzchowni są po prostu wygodni dla Kościoła.